4.12.17

Wyspy Zielonego Przylądka w listopadzie

Podobnie jak w zeszłym roku Kluska wygrzewała się przez dwa tygodnie w ciepłych stronach. Jako że w zeszłym roku w Egipcie jednak było dla babci ciut za chłodno, poza tym ostatnio jest tam różnie z bezpieczeństwem - wujek znalazł miejsce, gdzie na sto procent będzie ładna pogoda to znaczy Republikę Zielonego Przylądka (tak brzmi oficjalna nazwa tego kraju, który wpisałam w upoważnienie u notariusza). Pamiętajcie przy oficjalnych pismach sprawdzać pełną nazwę kraju, bo czasem brzmi inaczej niż jej potoczna nazwa.


Trzeba było dalej polecieć samolotem i to jeszcze z międzylądowaniem na Teneryfie (powrót na szczęście bezpośredni). Mieszkali na wyspie Sol w jednym z hoteli na zachodnim brzegu w okolicy miejscowości Santa Maria (Sol Dunas). Jest to była kolonia portugalska, dlatego możecie się zdziwić, że prócz angielskiego obsługa mówi jakimś dziwnym językiem. No chyba że w latach 90 oglądaliście brazylijskie telenowele typu Niewolnica Isaura i ten język kojarzycie. ;) Mieszka tu zaledwie 560 tysięcy osób, trochę mniej niż w Łodzi, trochę więcej niż w Gdańsku.


Hotel mogę polecić jako stworzony do rodzinnych wyjazdów, bardzo zadbano by młodzież się nie nudziła. Place zabaw, baseny ze zjeżdżalniami dla młodszych dzieci i starszych, klubik z animatorkami z podziałem na grupy wiekowe. Jest też imprezowy amfiteatr.


Kluska od pani z przedszkola dostała swój podręcznik z pracą domową. Tylko przyjechała, od razu zabrała się do ćwiczeń. Mój mały prymus. Wykonała prawie wszystko, tylko parę szlaczków opuściła (nie lubi podobnie jak typowego kolorowania, woli zagadki logiczne, łączenie kropek i labirynty).


Nad sam ocean trochę się idzie, ale dla zaprawionej w bojach małej podróżniczki to nie problem. Do portu i molo w Santa Maria zawsze można podjechać autobusem. To tylko około czterech kilometrów drogą lub sześciu plażą. No może siedmiu. W każdym razie wracali piechotą.


Rekiny?


Cusik małe te fale z oceanu.


Prócz standardowych atrakcji hotelowych można adoptować żółwia w skorupce. Kluski wykluje się w Mikołajki. Nazwała go Antosia. Żółw zostanie wypuszczony na wolność i oddany naturze.


W okolicy znajduje się również ogród botaniczny Viveiro (inna strona) i prócz pięknych okazów roślin można tu spotkać niewielkie zwierzątka typu świnki morskie, ptaki kaczopodobne i króliki. Wydaje się, że Kluska mogłaby tu zamieszkać, pod warunkiem że my z tatą też pojedziemy.


Piękne zachody słońca


Powrót do szarej, mokrej i zimnej Polski wydawało się, że będzie dla dziecka smutny... a tu spadł śnieg i dziecię wybuchło radością, bo można ulepić bałwana i w ogóle zima zima zima, ona uwielbia zimę. I zrozum tu człowieka. ;)

7 komentarzy:

  1. Pozdrawiam serdecznie i gratuluję egzotycznej podróży.
    Vojtek z egzotycznego Szczyrku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde . zwiedzi świat szybciej niż ja ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona tak ma, że wystarczy jej pokazać jakieś miejsce na świecie i już żąda podróży. ;)

      Usuń
  3. Niech mnie babcia Kluski przygarnie następnym razem. Taka wyprawa, takie piękne miejsce😍. A adopcja żółwi to fajna sprawa, kiedyś widziałam reportaż na ten temat. Ale chyba o innym kraju była mowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz te adopcje to chyba dość popularna sprawa.

      Usuń
  4. Nie puściłabym swoich klusek do takiego raju bez siebie!

    OdpowiedzUsuń