29.9.22

Jesień 2021

Jesień zaczynamy z przytupem, bo jednak nowa szkoła Kluski, Szkoła w Chmurze, zupełnie inna filozofia edukacji domowej i kontaktów z rodzicem. Zamiast typowego sekretariatu messenger i mail, wszystko załatwiane pocztą, kurierami. Wreszcie cywilizacja, XXI wiek. Młoda dostaje listę zadań do wybrania z puli i wykonania (nieobowiązkową, to rodzaj wewnętrznego rodzinnego testu, czy można pchać się na egzamin) i wyrabia się z nią we wrześniu, więc egzamin zdaje w październiku. Angielski planujemy na zimę. Nadal lecimy unschoolingiem, jeszcze się młode nasiedzi nad nauką. 

Wolny czas pcha nas w kierunku spotkań z ludźmi. Jedziemy pod Skierniewice na ognisko edukacji domowej. Poznajemy nowych ludzi i w ogóle czuję, że trafiliśmy na właściwą ścieżkę. W Skierniewicach Kluska obowiązkowo włazi na czołg. ;)
Oboje włażą z Tomim. ;)
Jedziemy jeszcze kilka kilometrów na zachód. To chyba ostatni rok przyczepki Weehoo, wagowo jeszcze Kluska daje radę, ale jej nogi już ledwie się mieszczą. Po drodze spotykamy rodzinę łabędzi.
Ognisko pełne wolnych dzieci, nikt nie robi dram, że moje dziecko wlazło na drzewo, choć uważam, że jednak trochę za cienkie gałęzie (potem wlazła na takie, gdzie gałęzie były grubsze i już się nie przejmowałam).
Jeździmy do parku w Żyrardowie na pokemony i robić zdjęcia kwiatkom.
W parku jest dużo pokemonów. ;)
Odwiedzamy też nowe ekościeżki na mieście.
Jedziemy też na wycieczkę do Lasu Bielańskiego, gdzie przewodnik ma nas oprowadzać po lesie. Szybko okazuje się, że póki co to znamy ten las lepiej od przewodnika i żegnamy go, jadąc na ruinki carskich koszar w lesie i po inne fajne atrakcje tego miejsca (potem wyszło, że przewodnik wcale ich nie pokazywał, bo pewnie nawet nie wiedział o ich istnieniu jako przyjezdny).
Dawna brama do lasu
Mierzymy też obwody starych dębów o gigantycznych żołędziach (jakiś inny gatunek?)
Odwiedzamy też wejście do Krainy Deszczowców. Carramba!
I w ogóle łazimy gdzie bądź z resztą spacerowiczów. ;)
Stajemy też na chwilkę przy mogile.
I wjeżdżamy przez dziurę w płocie na teren AWF, by zrobić sobie fotkę z kultową dziewczynką ze skakanką.
W ogóle w tym roku jakoś tak bardziej parkowo nas nosi, a nie dziko. Rok życia jak partyzant może się znudzić. Dlatego korzystamy z uroków miasta, póki znów nie zdelegalizują powietrza. Żyrardów zaczyna się barwić na żółto. Dziwne osłonki to ochrona przed bobrami.


Ale nie siedzimy tylko w mieście. Odwiedzamy Arkonikę w Wólce Jeruzalskiej, gdzie czasami są warsztaty plastyczne. Jeszcze jest na tyle ciepło, że można robić dalekie wojaże.
Ciężko wyciągnąć Kluskę, bo jest fajna górka z piachem.
Ostatnie jesienne jabłuszko.
Jeździmy też do naszego lasu żyrardowskiego, ale rzadziej, bo Kluska bywa jeszcze na harcerskich zbiórkach w niedziele i to nas pochałania jakby bardziej. Dołączyła też do zespołu harcerskiego The Tonacja, więc jest regularnie na próbach i czasem jeździ na festiwale.
Robimy też TINO czyli tatusiową imprezę na orientację. ;)
Kluska próbuje też trochę jazdy konnej (raczej podstawy, nic ambitnego, póki jest ciepło).
Żeby być użytecznym społecznie, sprząta też w ramach hufca zapomniane groby wojenne.
Robimy też ostatnie ognisko w sezonie.
Jesień robi się rdzawobrązowa. Jedziemy do szałasu pana Mariana.
Nowe wpisy w skrzynce Kluski
Końcówkę jesieni zajmuje nam siedzenie pod kocem i grudniowy wyjazd Kluski na festiwal Opal, gdzie zespół debiutuje i od razu wygrywa trzecie miejsce. Niesamowite!


 
A potem zrobiło się zimno i oficjalnie zaczęliśmy zimę. ;)