Wolny czas pcha nas w kierunku spotkań z ludźmi. Jedziemy pod Skierniewice na ognisko edukacji domowej. Poznajemy nowych ludzi i w ogóle czuję, że trafiliśmy na właściwą ścieżkę. W Skierniewicach Kluska obowiązkowo włazi na czołg. ;)
Oboje włażą z Tomim. ;)
Jedziemy jeszcze kilka kilometrów na zachód. To chyba ostatni rok przyczepki Weehoo, wagowo jeszcze Kluska daje radę, ale jej nogi już ledwie się mieszczą. Po drodze spotykamy rodzinę łabędzi.Ognisko pełne wolnych dzieci, nikt nie robi dram, że moje dziecko wlazło na drzewo, choć uważam, że jednak trochę za cienkie gałęzie (potem wlazła na takie, gdzie gałęzie były grubsze i już się nie przejmowałam).Jeździmy do parku w Żyrardowie na pokemony i robić zdjęcia kwiatkom.W parku jest dużo pokemonów. ;)Odwiedzamy też nowe ekościeżki na mieście.Jedziemy też na wycieczkę do Lasu Bielańskiego, gdzie przewodnik ma nas oprowadzać po lesie. Szybko okazuje się, że póki co to znamy ten las lepiej od przewodnika i żegnamy go, jadąc na ruinki carskich koszar w lesie i po inne fajne atrakcje tego miejsca (potem wyszło, że przewodnik wcale ich nie pokazywał, bo pewnie nawet nie wiedział o ich istnieniu jako przyjezdny).Dawna brama do lasuMierzymy też obwody starych dębów o gigantycznych żołędziach (jakiś inny gatunek?)
Odwiedzamy też wejście do Krainy Deszczowców. Carramba!
I w ogóle łazimy gdzie bądź z resztą spacerowiczów. ;)Stajemy też na chwilkę przy mogile.I wjeżdżamy przez dziurę w płocie na teren AWF, by zrobić sobie fotkę z kultową dziewczynką ze skakanką.W ogóle w tym roku jakoś tak bardziej parkowo nas nosi, a nie dziko. Rok życia jak partyzant może się znudzić. Dlatego korzystamy z uroków miasta, póki znów nie zdelegalizują powietrza. Żyrardów zaczyna się barwić na żółto. Dziwne osłonki to ochrona przed bobrami.