Wydaje mi się, że zakończyła się pewna epoka beztroski. Nie, nie chodzi o szkołę, tu mamy luz totalny. Raczej o dojrzałość Kluski, która wyrosła na piękną i sprytną dziewoję, którą coraz trudniej traktować jak dziecko. Gdyby Mary Poppins przytknęła do niej swoją słynną miarkę, wyszłoby skrzyżowanie Alcesta z Mikołajkiem w wersji żeńskiej. Tak więc nam rodzicom pozostaje gratulować, życzyć sto lat i cieszyć się na nowe wspólne przygody.
Zdjęcia tortu w naszym domowym bałaganie znów nie zrobiłam, ale za to mieliśmy after party z ogniskiem i urodzinową kiełbaską, więc zawsze coś. :)
Nadal wozimy się przyczepką weehoo, ale Klusię pomału wsiada na nowy rower, 24 calowy. Pierwsze jazdy już się odbyły, ale nie mam zdjęć. Może następnym razem. Dodam jeszcze później wpis ze szkolną wyprawką podstawową, co mi się spodobało, co kupiliśmy na spontanie i dlaczego Kluska nie pójdzie na galowo na rozpoczęcie roku. ;)
30.8.19
23.8.19
Majowa wycieczka do Kampinosu
Zapomniałam tu wrzucić od razu, czekając na relację taty Kluski, ale on w końcu zapomniał wrzucić zdjęcia na serwer, to trudno. Będą tylko moje.
Od zeszłej jesieni się wybieraliśmy, aż nareszcie się udało. Obskoczyliśmy wszystko prócz skansenu, bo w poniedziałek zamknięty. Inną razą. Ale za to brakującą z soboty skrzynkę zespołowo znaleźliśmy. W tygodniu mniej ludzi, to i był spacer po ścieżce przyrodniczej. Wróciliśmy pół godziny przed burzodeszczem, a Kluska ledwo żywa, ale i tak jeszcze wybiegła z domu pobawić się z kumplami na podwórku choć przez chwilę.
Jedziemy do miejscowości o śmiesznej nazwie: Kaski
W której pod biblioteką jest skwerek z tężnią, siłownią, a teraz i małym domkiem dla dzieci.
Dojechaliśmy!
Na miejscu odwiedzamy mikroskansen z chatką i czytamy książeczkę o żubrach. :)
Niestety studnia zakratowana i nie bardzo da się używać. Ale żuraw robi wrażenie.
Zielono wszędzie
Mamy maskotkę łosia i robimy rundkę pieszo po ścieżce przyrodniczej.
A to drugi, duży skansen, ale w poniedziałek zamknięty.
A my lecimy na punkt widokowy.
No dobra, trzeba wracać. Wycieczka miała aż 70 kilometrów, więc nie można było siedzieć na miejscu zbyt długo, żeby nie wracać po ciemku.
I to by było na tyle. Ciekawa jestem, ile nam jeszcze Weehoo posłuży. Jeszcze rok i może być za ciężko i za ciasno. Zobaczymy.
Od zeszłej jesieni się wybieraliśmy, aż nareszcie się udało. Obskoczyliśmy wszystko prócz skansenu, bo w poniedziałek zamknięty. Inną razą. Ale za to brakującą z soboty skrzynkę zespołowo znaleźliśmy. W tygodniu mniej ludzi, to i był spacer po ścieżce przyrodniczej. Wróciliśmy pół godziny przed burzodeszczem, a Kluska ledwo żywa, ale i tak jeszcze wybiegła z domu pobawić się z kumplami na podwórku choć przez chwilę.
Jedziemy do miejscowości o śmiesznej nazwie: Kaski
W której pod biblioteką jest skwerek z tężnią, siłownią, a teraz i małym domkiem dla dzieci.
Dojechaliśmy!
Na miejscu odwiedzamy mikroskansen z chatką i czytamy książeczkę o żubrach. :)
Niestety studnia zakratowana i nie bardzo da się używać. Ale żuraw robi wrażenie.
Zielono wszędzie
Mamy maskotkę łosia i robimy rundkę pieszo po ścieżce przyrodniczej.
A to drugi, duży skansen, ale w poniedziałek zamknięty.
A my lecimy na punkt widokowy.
No dobra, trzeba wracać. Wycieczka miała aż 70 kilometrów, więc nie można było siedzieć na miejscu zbyt długo, żeby nie wracać po ciemku.
I to by było na tyle. Ciekawa jestem, ile nam jeszcze Weehoo posłuży. Jeszcze rok i może być za ciężko i za ciasno. Zobaczymy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)