Itaka taki organizuje. Całkiem zmyślny i świetna sprawa dla osób, które nie przepadają za siedzeniem na miejscu. W programie punkty widokowe, zoo, muzea, nowe oceanarium i dobre żarcie. Ponoć przeznaczony dla rodzin z dziećmi, ale na rejsie, na którym była Kluska z wujkiem i babcią dzieci nie było zbyt wiele. Może rodzice wolą bardziej stacjonarnie? A może boją się choroby morskiej? Niektórzy pasażerowie rzeczywiście cierpieli, bo trochę bujało. Kluska w ogóle, jakby się na łajbie urodziła. Urodzony podróżnik. ;)
Rejs miał wyglądać tak, ale że odpadła Gomera z powodu sztormu, to trochę więcej czasu spędzili na Teneryfie, ale że atrakcji dla turystów tam sporo, to nie mogli się nudzić. W ogóle na wyjeździe tyle się działo, że nie ma szans na opisanie tego w jednym wpisie. Relacja z półtora tygodnia biegania po iluś wyspach i pływania na statku? Niemożliwe. Wybrałam trochę kadrów ze zdjęć i wrzuciłam do jednego
albumu dla chętnych.
Statek, którym pływali, nazywał się
Ocean Majesty. Jak na statek oceaniczny jest malutki, nawet niektóre promy były większe od niego. stara krypa, co swoje przepływała i skoro nie udało się jej zatonąć, to już raczej się nie uda, chyba że na nią napadną piraci. Jako że ich dawno koło Wysp Kanaryjskich nie widziano, to raczej się nie uda za szybko. ;)
Na wyspach jest na tyle łagodny klimat, że można było założyć tu ogród botaniczny połączony z zoo, z palmami, lwami, pingwinami, różowymi flamingami i mnóstwem innej menażerii. To się nazywa
Loro Park i właśnie z niego Klusencja ma swoją zajebiaszczo żółtą czapencję.
Trafiło się też Muzeum Karnawału, czyli raczej przebieralnia ze sceną, gdzie się można było dowolnie wystroić. Jedna z kluskowych kreacji wyglądała tak. Można umrzeć ze śmiechu, chyba rośnie nam nowa kabaretowa artystka. ;)
Mieli też sporo autokarówek połączonych z trekkingiem, więc wygodne buty na taką wyprawę to podstawa, oraz oczywiście odpowiednie ubranie, bo wieje. Więc nie tyle ciepłe, co przeciwwiatrowe.
To podobno najmniejszy hotel na świecie. ;)
Pobyt na "czarnej plaży" zaliczony
Co to za drzewo?
Takich widoków prędko się nie zapomni.
Szczyt zdobyty. Co prawda spacer od autokaru to było może dwadzieścia metrów, ale się liczy. Choroby wysokościowej u Kluski nie zarejestrowano. Jeny, tak wysoko to nawet ja nie wlazłam (tata Kluski tak) :)
Pływali głównie wieczorami i w nocy, więc większość podróży statkiem została przespana. Ale trochę dało się zobaczyć z tej perspektywy.
Jest i nowość, jeśli byliście już w tym regionie, warto wybrać się ponownie tylko po to, by zwiedzić nowe
oceanarium na Lanzarotte. W linku galeria zdjęć, poniżej kilka zrobionych po ciemku, wiadomo że bez profesjonalnego sprzętu ciężko oddać klimat. Grunt że pomyśleli o dzieciach.
Prócz tego było dużo placów zabaw, galeria sztuki, muzeum z czaszkami, no wszystko co się da. :)