20.4.18

Polskie Hanami w Powsinie

Dlaczego by u nas nie obchodzić Święta Kwitnącej Mirabelki? Jestem za. Tylko byłby problem z terminem, bo raz kwitną na początku kwietnia, raz w środku, a raz na koniec. ;)

Do Powsina warto się wybrać wiosną, by prócz lubaszek zwanych mirabelkami obejrzeć bardziej egzotyczne kwiaty.



Są i szklarnie

A także skałki.

Dużo zdjęć, bo co tu gadać. ;)

A wokół naszego bloku mamy nasz prywatny ogród i za to zresztą kocham blokowiska zakładane na terenach starych, wiejskich sadów.


14.4.18

Rejs po Wyspach Kanaryjskich

Itaka taki organizuje. Całkiem zmyślny i świetna sprawa dla osób, które nie przepadają za siedzeniem na miejscu. W programie punkty widokowe, zoo, muzea, nowe oceanarium i dobre żarcie. Ponoć przeznaczony dla rodzin z dziećmi, ale na rejsie, na którym była Kluska z wujkiem i babcią dzieci nie było zbyt wiele. Może rodzice wolą bardziej stacjonarnie? A może boją się choroby morskiej? Niektórzy pasażerowie rzeczywiście cierpieli, bo trochę bujało. Kluska w ogóle, jakby się na łajbie urodziła. Urodzony podróżnik. ;)


Rejs miał wyglądać tak, ale że odpadła Gomera z powodu sztormu, to trochę więcej czasu spędzili na Teneryfie, ale że atrakcji dla turystów tam sporo, to nie mogli się nudzić. W ogóle na wyjeździe tyle się działo, że nie ma szans na opisanie tego w jednym wpisie. Relacja z półtora tygodnia biegania po iluś wyspach i pływania na statku? Niemożliwe. Wybrałam trochę kadrów ze zdjęć i wrzuciłam do jednego albumu dla chętnych.

Statek, którym pływali, nazywał się Ocean Majesty. Jak na statek oceaniczny jest malutki, nawet niektóre promy były większe od niego. stara krypa, co swoje przepływała i skoro nie udało się jej zatonąć, to już raczej się nie uda, chyba że na nią napadną piraci. Jako że ich dawno koło Wysp Kanaryjskich nie widziano, to raczej się nie uda za szybko. ;)


Na wyspach jest na tyle łagodny klimat, że można było założyć tu ogród botaniczny połączony z zoo, z palmami, lwami, pingwinami, różowymi flamingami i mnóstwem innej menażerii. To się nazywa Loro Park i właśnie z niego Klusencja ma swoją zajebiaszczo żółtą czapencję.


Trafiło się też Muzeum Karnawału, czyli raczej przebieralnia ze sceną, gdzie się można było dowolnie wystroić. Jedna z kluskowych kreacji wyglądała tak. Można umrzeć ze śmiechu, chyba rośnie nam nowa kabaretowa artystka. ;)


Mieli też sporo autokarówek połączonych z trekkingiem, więc wygodne buty na taką wyprawę to podstawa, oraz oczywiście odpowiednie ubranie, bo wieje. Więc nie tyle ciepłe, co przeciwwiatrowe.


To podobno najmniejszy hotel na świecie. ;)


Pobyt na "czarnej plaży" zaliczony


Co to za drzewo?


Takich widoków prędko się nie zapomni.


Szczyt zdobyty. Co prawda spacer od autokaru to było może dwadzieścia metrów, ale się liczy. Choroby wysokościowej u Kluski nie zarejestrowano. Jeny, tak wysoko to nawet ja nie wlazłam (tata Kluski tak) :)


Pływali głównie wieczorami i w nocy, więc większość podróży statkiem została przespana. Ale trochę dało się zobaczyć z tej perspektywy.


Jest i nowość, jeśli byliście już w tym regionie, warto wybrać się ponownie tylko po to, by zwiedzić nowe oceanarium na Lanzarotte. W linku galeria zdjęć, poniżej kilka zrobionych po ciemku, wiadomo że bez profesjonalnego sprzętu ciężko oddać klimat. Grunt że pomyśleli o dzieciach.


Prócz tego było dużo placów zabaw, galeria sztuki, muzeum z czaszkami, no wszystko co się da. :)


8.4.18

Dwieście trzynaście kilometrów na rowerze

W tym roku.
Muszę jeszcze napisać skrót rejsu po Wyspach Kanaryjskich, a póki co zwrot ku wiosennej naturze i nasze ulubione miejsce na Pisi Gągolinie wraz z okolicą. Później się zieleni niż w zeszłym roku, ale początek kwietnia podobnie ciepły, więc odpaliliśmy przyczepkę rowerową Weehoo I-go wraz z pelerynką Coverover i hajda na poszukiwania. Najbardziej podobały mi się przylaszczki, Klusce chyba też, ale żółte podbiały i inne maluchy też pomału wychylają głowy z suchej trawy czy mchu. Czosnek niedźwiedzi dopiero kiełkuje, kwiaty będą o wiele później.


Nawet udało mi się kilka razy przycupnąć w hamaku, zanim mnie wygonili tata z Kluską. ;)



Za drugim razem mieliśmy więcej szczęścia do słońca, ale za to wieczorem szybciej się ochłodziło. Coś za coś.


Kluska czuje się tam jak u siebie w domu, bawi się na ziemi luzem. Wszyscy żyją, choć ziemia nie ma atestu bezpieczeństwa, o mostku pełnym dziur nie wspomnę. ;)


Potem jeszcze młoda właziła na widoczny w oddali konar wpadający do rzeki bawiąc się w łapanie kijków płynących rzeką i za trzecim wejściem zmoczyła skarpetkę. Warto ze sobą wozić buty na zapas. ;)


Odbyłyśmy też parę pieszych wycieczek po okolicy.


Pora wracać...