Profesor Flüff też średnio zniósł podróż
i musiał się czegoś napić na wzmocnienie ;)
Moralniak.
Ja tu sobie siedzę i piję herbatę, a moje dziecko jest tam daleko bez mamy i na pewno tęskni i płacze! No dobra, nie płacze, ale się rozgląda za etatową służbą i popędzaczem reszty służby... a tu ni mo. I na pewno będzie mieć od tego traumę, kompleksy w życiu dorosłym i brak odporności na stres jakowy. Trzymało mnie to poczucie winy jeszcze parę dni po powrocie. Mimo że wszystko wskazywało na to, że dziecko rozłąkę zniosło dobrze, a na mój widok rano zareagowało: "A!" i uśmiechnęło się, jakby znalazło skarb, który gdzieś posiało i nie mogło znaleźć. A! Znalazłam Cię! W co się bawimy dalej?
Jestem chyba takim człowiekiem, że muszę wyjechać daleko, żeby docenić to co mam w domu. Taki syndrom marynarza, który zostawia rodzinę na długo i wraca stęskniony, pełen miłości i czułości. Ten wyjazd mnie zmienił o tyle, że patrzę na Kluskę innymi oczami. Znajduję przyjemność nawet w tej nieszczęsnej kupie i potrafię żartować, gdy mała z brudnym tyłkiem zaczyna mi uciekać. Siedzimy sobie razem i oglądamy nowe tekturowe książeczki (nabyłam serię Juliana Tuwima z wierszami dla dzieci w takich kwadratowych tomikach dla zupełnych maluszków, są niesamowite, zrobię o nich oddzielny wpis). Bawimy się w chowanego między balkonem a salonem. Właściwie robimy wszystko to samo, ale jednak inaczej - razem. Wcześniej opiekowałam się Kluską, robiłam jeść Klusce, myłam Kluskę. Teraz czuję się nierozerwalną częścią jej świata, a ona mojego. Autentycznie zaczynam czuć się jak prawdziwy rodzic. Może ciut późno, ale dobrze, że w ogóle ;)
Balkon ma u nas specjalne miejsce, bo Kluska uwielbia świeże powietrze, a nie zawsze możemy ją zabrać na zewnątrz. Więc ją trzymamy dużo na balkonie, zamiast ogrodu którego nie mamy. Kocham to miejsce, bo wychowałam się w kawalerce bez tego cudu i teraz odreagowuję.Zwykły z wielkiej płyty, ze starą brązową terakotą, nowym parasolem i doniczkami pełnymi ziół wszelakich. Kluska ma na balkonie specjalne pudło zabawek, ale i tak najczęściej bawi się spinaczami od bielizny i kolorowymi kubeczkami z Lidla. Dzięki temu, że zasłoniliśmy szczebelki od barierki siatką od moskitier - mała może obserwować innych ludzi. Z trzeciego piętra sporo widać. Uwielbia podglądać biegające dzieci, szczekające psy i przejeżdżających chodnikiem rowerzystów. Często zasypia w spacerówce-parasolce właśnie na balkonie, najczęściej wieczorem, wpatrując się w świat na zewnątrz. Tak bardzo ją wtedy rozumiem. Czasami wpatrujemy się razem i jest nam wtedy tak dobrze jak nigdy przedtem :)
Z codziennej przytłaczającej rzeczywistości: po powrocie z wyjazdu odkryłam Kluskę zawysypkowaną, podejrzenie padło na kaszę gryczaną (jedyna nowość w diecie). Krostek dostała na policzkach i oczach, które już wcześniej wydawały się zaczerwienione, a teraz nawet ciut opuchły. Już jest lepiej, ale nadal nieidealnie. Jak się nie poprawi do poniedziałku, trza będzie uderzyć do lekarza, może wymyśli jakąś maść albo krople do oczu. Nie podoba mi się to, ale nie będę krakać. Nie poszliśmy dzisiaj, bo doszłam do wniosku że pozwolę się choróbsku rozwinąć (jeśli to nie alergia), żeby nie było wątpliwości przy diagnozie. Poza tym pojawiły się gluty w nosie, mała trochę marudna, ani chybi zęby znów iść zaczęły. Przetrzymamy!