Do przedszkola oczywiście jeździmy rowerowo i planujemy tak cały rok, bez przerwy na zimę.
Efekty? Jest coraz lepiej, choć trudno powiedzieć, na ile na stałe, a na ile jeszcze się nie znudziło. Grupa na zmianę choruje, więc z 23 dzieci na sali jest niewiele ponad połowa, co wiele ułatwia. Odbieram młodą między 14 a 15 po podwieczorku. Mogę trzymać ją tam do 17, ale póki co nie ma takiej potrzeby. 5 godzin mi w zupełności wystarcza, by obrobić się ze zleceniami i nawet przeczytać internet. Dla młodej to akurat by zjeść 3 posiłki i pobiegać na niedużym placu zabaw.
Integruje się średnio, jest cicha i wycofana. Olewa panią doskonale, jeśli chodzi o zajęcia z podręcznika (a to mi nowina), ale za to nie ma większych problemów z toaletą, czego bałam się najbardziej. Na pewno z dnia na dzień staje się bardziej samodzielna i ładniej mówi (coraz lepiej odmienia przez przypadki i używa prawidłowo czasu teraźniejszego, przyszłego i przeszłego w prostych formach).
Z przedszkola odwożę ją jednak nieco wyczerpaną nadmiarem bodźców. Jest senna i widać, że z przyjemnością bawi się po swojemu nie uprzykrzając nam życia. Nie licząc "mama nie uciekaj, pocitaj", ale to akurat nie jest problem. Grunt, że nie każe nam już tańczyć, śpiewać i skakać po całym domu. :)
Chyba pora zacząć palić kadzidełka w intencji jej "niechorowania". Albo chorowania na pół gwizdka bez zarażania mamy, bo ja niestety umieram mając katar i stan podgorączkowy. ;)
Przedszkole Kluski jest samo w sobie bardzo ciekawe. Chodzą do niego dzieci od 140 lat. Dokładnie czytacie, grubo ponad setkę! Było przewidziane na 1500 dzieci (ochronka fabryczna), na początku chodziło doń trochę ponad tysiąc. Do tej pory nie wiem, jak one się tam mieściły. Teraz chodzi niecałe 300 i ledwo się mieszczą. Ogromny moloch, ale w środku się tego nie czuje. Niewielkie, kameralne sale z prostymi szafkami i niewielką ilością zabawek.Sympatyczne panie, które są cierpliwe i przemiłe. Wyposażenie szatni pamięta mroki PRLu, co trochę dodaje uroku zważywszy, że być może ten i ów tatuś lub mamusia wieszali na tym samym kołku swoje worki z ubraniami. Bo dziadkowie, pradziadkowie i prapradziadkowie to chyba mieli starsze i się nie zachowały. ;)