24.9.15

Bajka w Błoniu

Robiąc porządki w archiwum dorzucam kolejną wycieczkę do parku "Bajka"w Błoniu. Tym razem odkryliśmy, że ogony od ryb stanowią część większej całości. Otóż rybami są górki, a tunele w górkach oczami. Wcześniej myślałam, że te ogony sobie stoją ot tak, a tata Kluski nawet nie zauważył, że to są ogony. Grunt to refleks. ;)


To jest tak ogromny teren, że w zasadzie nie można się nudzić. Zwyczajowo stosujemy system zmianowy, bo byśmy razem biegając za Kluską wyzionęli ducha. Jedno siedzi na ławce i popija herbatę z termosu, drugie zajmuje się małą i potem zmiana.


Oczywiście pojechaliśmy na rowerach, mamy od domu do tego parku tylko 25 km, w sam raz na trasę rowerową z trzylatką. Ludzie mijani po drodze czasem śmiesznie reagują, w końcu nieczęsto trafiają się prawdziwi piraci w okolicy. ;)


Tym razem przebojem okazały się: karuzelka na placu dla małych dzieci, Klusce wręcz piruety wychodziły


Kolorowy "pojemnik na dziecko" przy wejściu


I zabawki dla nastolatków


No i oczywiście kącik muzyczny, ale to już standard. Dziecko krótko się bawi, a potem nas zatrudnia jako orkiestrę, a samo śpiewa i tańczy.



Jeszcze partyjka szachów, wizyta u Pac-Mana (stojaki rowerowe) i chyba pomału trzeba się zbierać (po pięciu godzinach).


Wracamy przez urokliwe łąki i pola, ale Kluska "odlatuje" i odpalamy mój pomysł na to, by podczas snu nie zjeżdżała na bok. Chusta no noszenia dzieci jako osłonka i ochraniacz od nadmiaru bodźców. Kluska śpi przez więcej niż połowę trasy.


20.9.15

Piknik w Warszawie

Trochę ostatnio się działo weekendami, my z tatą Kluski wyjeżdżaliśmy do Czerwińska lub Warko-Grójca, Kluska weekendy (+poniedziałki) spędzała w Warszawie na różnorakich imprezach organizowanych z okazji końca lata lub świąt okołopaństwowych, jeździliśmy też troche rowerowo na małe i długie dystanse, ale opisać to już poza blogiem mało komu się chce.


Więc tylko wielkim skrótem pikniki warszawskie. Czego to moje dziecko nie robiło. Malowało domy, jadło kiełbasę na statku na Wiśle, biegało po Starówce, właziło do fontanny (wiem, że to niehigieniczne, ale spróbuj zabronić, jak wokół dzieci robią to samo), układało klocki w plenerze, rysowało i kolorowało, skakało po trampolinach, pokazywało japońskiej wycieczce, jak się obsługuje ławeczkę Chopina i wzbudzało powszechny zachwyt (parę pań specjalnie sobie z nią zrobiło zdjęcie).Wreszcie oglądało pokazy "koni bojowych" i oglądało od środka namioty dla żołnierzy i nawet wypróbowało łóżko polowe. Wizyta na lotnisku, by popatrzeć na odlatujące samoloty (i niestety nigdzie nie polecieć) była dodatkowym bonusem.


I tak weekend w weeeknd, nie dziwota, że jak wracała pociagiem do domu, to na widok mamy Kluska wpadała w płacz i chciała wracać. Chwilowo damy radę ją w cokolwiek ubrać przed wyjściem wyłącznie po obiecaniu, że będzie wycieczka (w języku Kluski "ap ap ap").


Był też spacer po nowym odremontowanym bulwarze nad Wisłą, były mikropikniki w centrach handlowych, był piknik sportowy (może uda się wozić Kluskę w weekendy jesienno-zimowe na specjalne zajęcia z piłki nożnej, bo ona kopie lepiej niż większość chłopaków w jej wieku).


Gdyby ktoś pytał, dlaczego Kluska jest na większości zdjęć podobnie ubrana - odpowiadam, że ma w Warszawie swoją oddzielną szafę, żeby nie wozić w kółko ubrań tam i z powrotem. Po prostu w u wujka ma dyżurne ubrania. W gruncie rzeczy tylko buty i bluzę przywozimy z powrotem, plus ubranko na podróż.

8.9.15

Ostatnie dni lata w okopie z I wojny światowej

Po chorobie nie zostało ani śladu, pierwsze dni września spędzaliśmy różno i różniście. Kluska parę razy była w Warszawie, na wszelkiej maści piknikach, ale i zaliczyła tradycyjną wycieczkę do lasu. Tym razem odwiedziliśmy historyczne miejsce. Sto lat temu na tych wydmach toczyły się ciężkie walki. Dziś to przemiły sosnowy las z rowem w kształcie zygzaka (po tym poznaje się okopy). Jesteśmy niemal pewni, że nie używano ich podczas II wojny, po prostu walki toczyły się w innym miejscu.

Mało ludzi wie o tych okopach, może teraz ich trochę przybędzie, bo ustawiono tablice przy ścieżce przyrodniczej. Co prawda robiły to dzieciaki i jest na niej mnóstwo błędów, ale dobrze, że w ogóle ktoś się tym zajął. Tata Kluski napisał u siebie na blogu długi elaborat wytykający błędy i nieścisłości.


Tyle historii, czas na przyjemności. Nuda panie, czyli standardowe picie kawy zbożowej, szaleństwa w hamaku, jedzenie piasku, zabawa piłką, bieganie tam i z powrotem oraz uciekanie mamie, gdy wpadła na pomysł założenia dziecku bluzy od dresu (wieczorem zrobiło się 15 stopni, dla mnie to temperatura na polar, ale nie dla Kluski).


Taaak, ostatnie dni lata uczciliśmy uczciwie. A potem znów Kluska wyjechała, my w przeciwną stronę, ale też nad Wisłę i się rozpadało. Czekamy na nieco suchszą porę, żeby wreszcie pojechać gdzieś w trójkę na dłużej, ale nie wiem jak to będzie.