To nie będę tu jęczeć, bo nie ma powodu. To znaczy owszem, tu i ówdzie bym mogła, ale do licha, jedno mam życie i trochę szkoda je marnować na kwękanie nad swoim losem. A bo to coś polepszy?
Od kilku tygodni dostałam wiatru w żagle, jestem w stanie przenosić góry i zdobywać szczyty. Tylko jak na złość mieszkam na kompletnej równinie, więc nie bardzo jest co przenosić i zdobywać. W przenośni też. To serio serio potrafi podcinać skrzydła. Zamiennie stosuję latanie po schodach, czyli załatwiam zaległe sprawy, które nagromadziły się w ciągu ostatnich lat. Odbębniam lekarzy, planuję kilka zmian na lepsze i inne takie tam. Nie dzielę się tym publicznie, bo dopóki jestem na etapie planu, prawdopodobieństwo realizacji jest wątpliwe. Dopiero jak coś naprawdę zacznę, to zazwyczaj kończę.
Kwiatek dorysowany przez wujka albo babcię.
Reszta twórczość własna Kluska.
U Kluski za to wszystko idzie swoim trybem. Narzekałam, że tylko baba i mama? Teraz nawet i to ustało, za to dziecię dało popis rysunkowy. I coraz częściej próbuje się sama ubierać. I nawet czasem od wielkiego dzwonu sama usiądzie na nocnik, a innym razem nawet coś do niego zrobi. To o czym ja mam pisać u diabła, żeby nie było tu nudno i smętnie? Pozwalamy jej w zasadzie na wszystko, to nawet nie mogę pojęczeć jak inne matki, że dziecko się nie słucha i nie wykonuje moich poleceń ;)
To może napiszę, że od jakiegoś czasu zaczęło się jej psuć spanie. To znaczy co którąś noc się budzi w środku, nawet i na półtorej godziny. Długo nie mieliśmy pomysłu, o co chodzi. Aż przypadkiem się zwaliłam do niej do kojca i zrozumiałam. Tam jest za twardo! No i nabyłam w internetach dodatkową kołderkę, która robi za zmiękczacz podłogi. Wcześniej były tam tylko dwa koce, ale widać nie wystarczały. Odkąd ma wyściółkę z kołderki, śpi jakoś lepiej i dłużej. I guzik mnie obchodzi, że to podobno niezdrowo. Zdrowo jest się wyspać, a na czym - to już jest sprawa indywidualna. Do zakupu kołderki natchnęła mnie poduszka w stylu marynarskim (w kształcie kwiatka), którą uszyła moja znajoma z sieci i którą to natychmiast od niej kupiłam. Poduszek u nas w domu dużo, bo poduszki lubimy. Poduszki są fajne, przytulaśne, miłe i kochane, zwłaszcza gdy są z miękkiego polaru i w nietypowym kształcie. O!
Kiedyś, kiedyś, jak Klu zacznie chodzić do przedszkola, urządzę jej pokój i będzie on w stylu marynarskim. Zbieram pirackie inspiracje i kolekcjonuję gadżety w odpowiedniej kolorystyce. Nawet jak Kluseczka wpadnie kiedyś w szał księżniczkowy, to będzie księżniczką mórz i oceanów. Złe smoki będzie zjadać na kolacje, a z czarownicami grać w brydża i wygrywać od nich miotły. Śmiejecie się, że na pewno zobaczę, że będzie inna, że będzie słodkim malutkim dziewczątkiem pląsającym niczym elfiątko na łące. O nie. Nikt posiadający moje geny, a choćby tylko połowę - nie może wyrosnąć na takie coś. Kluska już teraz dokonuje prób włamu i abordażu na zamkniętym Rossmannie (kto to słyszał w niedzielę zamykać o 16?!?), ciągnąc tam całą rodzinę. I niby że jak będzie starsza, to będzie grzeczniejsza? Akurat bo uwierzę ;)
Gdzieś tam w środku siebie zaklinam rzeczywistość. Tak bardzo chciałabym, by moje dziecko było szczęśliwe, miało dużo fajnych kolegów i ciekawe życie, że czasami zapominam, jakie życie jest naprawdę. I że nie będzie łatwo, że będzie dużo wylanych łez, niepowodzeń, strachu i smęcenia, jakie to wszystko okropne. A jednak nie! Nie chcę tak myśleć. Że ktoś kiedyś skrzywdzi moje dziecko, albo że ono na to po prostu pozwoli i będzie w tym cierpieniu trwać.Że ktoś będzie jej robił trudności, wyzywał od idiotów, leni i co tam jeszcze słyszałam w szkole (czy do mnie czy innych uczniów). Włącza mi się wtedy tryb kwoki, mam ochotę mordować na odległość wszystkich gimnazjalistów i pluć w twarz wrednym nauczycielom. Albo gryzę się, jak nauczyć moje dziecko im odpyskiwać, żeby pożałowali. I czuję się wtedy taka bezradna. Może za kilka lat świat będzie jednak lepszy niż dziś? Bardzo chciałabym, żeby tak było.