7.12.22

Lato 2022

 Pojechaliśmy w góry. No dobra, nie od razu. Ale to lato miało być odtrutką na ostatnie lata szaleństwa i miało być wreszcie NORMALNE. I było. Co prawda dzięki edukacji domowej Kluska miała wakacje od marca, to jednak typowo wakacyjna pogoda po zimnym maju zrobiła się dopiero w czerwcu i lipcu. Dla mnie i taty Kluski za gorąco. Ale daliśmy radę. 

Byliśmy też na ogniskach zorganizowanych przez innych.


Byliśmy też na rybie w Rybarbarze pod Grodziskiem
Odwiedziliśmy też szałas Pana Mariana
Ale najważniejsze! Pojechaliśmy po bardzo długiej przerwie w Beskid Niski, do bazy namiotowej w Regetowie. Bez prądu, bez kranu, bez kuchenki, bez domu... same namioty, wiatka, źródełko i rzeka. I piękne widoki. I śpiewanie do północy przy ognisku. I poznawanie tłumu ludzi. 

Pojechaliśmy nocnym do Grybowa i stamtąd rowerkami na południe. Przywitał nas górski wschód słońca zza mgły.
Nad zalewem Klimkówka poczułam się jak w Norwegii.
Ostrzejsze podjazdy Kluska podchodziła z kijami.
Pozwiedzaliśmy też kilka cerkwi. W Uściu Gorlckim, w Kwiatoniu i tak dalej.
Regetów.
A to nasz domek na półtora tygodnia.
Plac zabaw dla dzieci czyli rzeka Regetówka.
Źródełko
Byliśmy też na Rotundzie.
Kluska brylowała w towarzystwie dzięki swojej grze na ukulele oraz "urokowi" osobistemu. ;)
Trochę popadywało - mój patent na suszenie wilgotnych ciuchów.
No i wycieczki w góry, głównie w kierunku granicy ze Słowacją. Byliśmy na Jaworzynie i nie tylko. :)
W oddali stado hucułów
Z Jaworzyny widać zalew Klimkówka.
Wiatka bazowa wygląda tak. Gotowaliśmy albo na ognisku, albo na kuchence pod wiatką (jeśli akurat lało).
Zrobiłam też z podłogi do tarpu prowizoryczną altankę.
Atrakcją bazy były jeżyny. Trzeba się było po nie wybrać, a potem bazowa zrobiła nam ciasto z nimi. Mniam. Aż postanowiłam się nauczyć je robić. :)
Żywiliśmy się nędznie, ale w miarę zdrowo. Na kolację było spaghetti, zupka z torebki albo kiełbasa, a na śniadanie kawa z kaszką. Resztę zapychaliśmy kanapkami i grzankami.
Dzieciaki nie chciały nigdzie łazić osobno, więc się czasem z rodzicami umawialiśmy i zabieraliśmy je razem. A to na jeżyny, a to na obiad w górach.
Ciężko się było pożegnać z górami. Postanowiliśmy wybrać się jeszcze raz, tym razem jako bazowi. Myślałam, że okazja będzie dopiero za rok, ale we wrześniu się zwolnił termin i... wróciliśmy! Ale o tym następnym razem. 
Pod koniec sierpnia jeszcze zrobiłam małe ognisko dla znajomych, ale okazało się, że wbiliśmy się w sam środek stacji rajdu rowerowego... no ale w końcu pojechali i mieliśmy wszystko dla siebie. :)