8.12.17

Kupowanie choinki oraz mamy nowego żółwia.

Dziś po przedszkolu pojechałyśmy z Kluską do sklepu po choinkę, sztuczną, bo tak zostało ustalone (żeby stała do wiosny). Najpierw okazało się, że przykładowe choinki są inaczej opisane niż te w pudełkach, na dodatek pudełkowe nie miały napisanych cen. Napisane miały te przykładowe, ale czasem na trzech kartkach z różnymi nazwami. Obsługa też nie wiedziała, ile kosztują oraz która jest która. Od razu widać, że polski sklep, c'nie? Na szczęście jako osoba wychowana w czasach monopolu Społem - nie zdenerwowałam się, tylko socjalistycznym zwyczajem wzięłam, co dawali ciesząc się, że w ogóle były. Większy problem był z załadowaniem na rower Kluski z choinką równocześnie, bo pudełko miało wymiary 20x20x150cm (choinka 120). No to w końcu oparłam rower o ścianę, załadowałam Kluskę, wyjęłam jej z pelerynki łapy do trzymania, a choinkę w pionie oparłam o rower. No dobra, nie idzie choinki ustawić w poziomie, bo ściana. Jakimś cudem przekręciłam Kluskę z rowerem w bok i podniosłam jedną ręką choinkę do góry wciskając na fotelik (na podłokietniki). Młodzież jakoś to chwyciła. Założyłam rękawiczki (nie było łatwo) i pojechałyśmy. Kluska dzielnie trzymała choinkę do samego końca, a jechałyśmy z nią od sklepu do klatki 1,5 kilometra. Ja chcę rower cargoooo. Tylko nie mam go gdzie trzyyyymaaaać. ;)


Efekt - mamy w domu choinkę, ale z ubieraniem jeszcze się zejdzie.



Apdejt:

Co do innych okołoświątecznych wieści, to brałyśmy udział z Klusencją warsztatach rękodzielniczych, co samo w sobie było bardzo ambitne zważywszy, że jeśli chodzi o działania nożyczkoklejowe, jesteśmy z Kluską mniej więcej na tym samym poziomie. Dwie lewe ręce. Ale wspólnymi siłami coś tam umodziłyśmy.


Tłum był niesamowity, bo prócz dzieci byli jeszcze rodzice i rodzeństwo. I ogólny rozgardiasz. Trochę czułam się przestymulowana dźwiękowo. ;)


Nasze prace będzie można kupić na kiermaszu charytatywnym organizowanym przez przedszkole. :)


Jeśli chodzi o codzienność, to nadal jeździmy do przedszkola rowerem. Jakieś tam przelotne śnieżyce i inne mokre opady się trafiły, ale co to dla nas. Kluski to już czwarta zima na rowerze, a druga intensywna (czyli niezależna od pogody).


Nie jesteśmy same, trochę rodziców jeszcze wozi tak dzieci.



A zaraz, miałam pisać o żółwiu. No więc żółw nazywa się Antosia i został adoptowany jeszcze w jajku, a w Mikołajki po wykluciu wypuszczony na wolność do oceanu. Trzymamy kciuki, by dożył dwustu lat w dobrym zdrowiu i doczekał się wielu pokoleń małych żółwiątek.


A poza tym tak jak pisałam na naszym fejsowym fanpejczu, Kluseczce rusza się pierwszy ząb. Zatem rozpoczynamy przygodę z zębami stałymi. Mleczaki na szczęście zdrowe (miesiąc temu młoda była u dentysty), co w tym wieku jest rzadkością. Dieta unikająca nadmiaru cukru i soków owocowych dała piękne efekty i jak widać ani karmienie mlekiem modyfikowanym, ani picie z butelki ze smoczkiem, ani używanie smoczka do prawie 5 roku życia nie spowodowało próchnicy. Tylko pilnowanie diety i regularnego mycia zębów od okresu niemowlęcego (jeszcze zanim wyszedł pierwszy ząb, przemywałam dziąsła gazikiem).

1 komentarz:

  1. Podziwam za ten rower w zimie. u nas sniegu nie ma ( byl ze 3 dni), ale rower czeka na cieplo juz od października. Raz ze do szkoły młody chodzi sam, a dwa że ze mnie straszny zmarzluch jest. Ale za ten transport choinki to szacunek mój masz. Raz mieszkając na wsi wiozłam na rowerze motykę, grabie i dwie reklamówki z ziemniakami. Grabie wystawały przed kierownicę i gdy skeciłam zachaczyły o płot sąsiada. To co się działo potem:D Ach w sumie teraz to mi się śmiać chce.

    OdpowiedzUsuń