27.12.17

Prosty przepis na pierniczki

Kup ciasto w proszku w pudełku, przeczytaj instrukcję. Zrób tak, jak każą. Rozwałkuj ciasto, wytnij pierniczki i ułóż na papierze do pieczenia. Wbij do piekarnika i nie przypal. WSZYSTKO! :D


Prawda, że nie da się łatwiej? Nie mam tyle odwagi, by próbować z własnym ciastem. Tu trzeba podziękować babci Kluski, która za nas zrobiła ciasto wg instrukcji na pudełku, a potem wycięte pierniczki wrzuciła do kuchenki i upilnowała, żeby się nie spaliły na węgiel. Nawet lukru nie robiliśmy sami, tylko mieliśmy te wstrętne chemiczne i nieekologyczne barwniki. Raz w roku można skrzyżować palce za plecami. ;)


Miałyśmy z Kluską wiele frajdy w dekorowaniu, a reszta rodziny rozkoszowała się błogostanem świętego spokoju oraz dłuższą przerwą pomiędzy "a co mam looobiiić?" a "w co się mam baaawiiić"?


Jako że dziecię zanudzone straszliwie, tata Kluski wymyślił mnóstwo eksperymentów, by nie umarło z nudów. Będę się nimi dzielić sukcesywnie na blogu, bo niektóre bardzo fajne. A to grzybek z lodu, a to mieszanie wody z olejem... brzmi trywialnie, ale jako zabawa wyszło efektownie i może komuś się przyda.

16.12.17

Ostatnia wersja choinki

Moja mama zrobiła nam niespodziankę i podarowała nam stare ozdoby choinkowe. Wisiały na domowej choince, kiedy byłam malutką dziewczynką! Przynajmniej część nich. Kilka własnoręcznie zrobiłam (łańcuchy gwiazdkowe robione z taśm do kwiatków). Kilka przywiozła moja babcia ze słonecznej Italii. Większość pamięta PRL. Nowe są słomkowe oraz złoty łańcuch. Chyba te, które miałyśmy zrobić z papieru, zwyczajnie się nie zmieszczą. Nastąpiła również zmiana koncepcji góry, Klusię zażądało czegoś bardziej z błyskiem. Świecącej nie dało się zdobyć, to wyszła komunistyczna, normalnie jak na Placu Czerwonym. ;)


Jeszcze muszę chyba pod spód wrzucić jakąś ciemnozieloną szmatę, by ukryć ubrania z szafki (tak, trzymamy ubrania młodej w starej szafce od tv) i posprzątać zabawki. Nie mówcie, że młoda powinna sprzątać. Sama nie wiem, gdzie je poupycham. ;)


Przedszkole Kluski urządziło Przedstawienie Wigilijne z piosenkami i choinką. Ale dzieci były dumne i przejęte. Postanowiłam zająć się robieniem zdjęć i filmowaniem na komórce, bo inaczej ze wzruszenia bym się popłakała. Nigdy nie rozumiałam płaczących mam na występach, a teraz zaczynam!


Przedszkole dało też w prezencie słodycze bez cukru (serio, takie istnieje, jeden z nich widać na zdjęciu choinkowym, śliwki w czekoladzie), była jeszcze wegańska tektura i na otwarcie czekają ciasteczka owsiane w miodzie. W zeszłym roku chyba było bardziej bogato, ale za to w tym placówka poszalała z prezentem głównym, to znaczy dzieci otrzymały gry edukacyjne! A nie jakiś chiński badziew za 5zł. Jestem pod wrażeniem.


Kluska ostatnio przechodzi fazę kujona, to znaczy chce się nauczyć czytać, wyje że nie umie, w zasadzie rozpacza nawet. Ale po jakimś czasie jej mija i idzie do taty, żeby ją nauczył. Ja się chyba nie nadaję. ;)


Pisanie wygląda tak, że Klusię najpierw dyktuje nam tekst, a potem literka po literce przepisuje. Sama to sobie wymyśliła, a ja się nie kłócę. Grunt, że ćwiczy łapę, a przy okazji uczy się liter. Nie wywieramy na niej presji, raczej staramy się coś wymyślić, żeby nie jęczała bez przerwy "a co mam lobić....".

Nie wiem, czy zrobię jeszcze wpis okołoświąteczny, więc przyjmijcie już teraz od nas życzenia Wesołych Świąt. :)

8.12.17

Kupowanie choinki oraz mamy nowego żółwia.

Dziś po przedszkolu pojechałyśmy z Kluską do sklepu po choinkę, sztuczną, bo tak zostało ustalone (żeby stała do wiosny). Najpierw okazało się, że przykładowe choinki są inaczej opisane niż te w pudełkach, na dodatek pudełkowe nie miały napisanych cen. Napisane miały te przykładowe, ale czasem na trzech kartkach z różnymi nazwami. Obsługa też nie wiedziała, ile kosztują oraz która jest która. Od razu widać, że polski sklep, c'nie? Na szczęście jako osoba wychowana w czasach monopolu Społem - nie zdenerwowałam się, tylko socjalistycznym zwyczajem wzięłam, co dawali ciesząc się, że w ogóle były. Większy problem był z załadowaniem na rower Kluski z choinką równocześnie, bo pudełko miało wymiary 20x20x150cm (choinka 120). No to w końcu oparłam rower o ścianę, załadowałam Kluskę, wyjęłam jej z pelerynki łapy do trzymania, a choinkę w pionie oparłam o rower. No dobra, nie idzie choinki ustawić w poziomie, bo ściana. Jakimś cudem przekręciłam Kluskę z rowerem w bok i podniosłam jedną ręką choinkę do góry wciskając na fotelik (na podłokietniki). Młodzież jakoś to chwyciła. Założyłam rękawiczki (nie było łatwo) i pojechałyśmy. Kluska dzielnie trzymała choinkę do samego końca, a jechałyśmy z nią od sklepu do klatki 1,5 kilometra. Ja chcę rower cargoooo. Tylko nie mam go gdzie trzyyyymaaaać. ;)


Efekt - mamy w domu choinkę, ale z ubieraniem jeszcze się zejdzie.



Apdejt:

Co do innych okołoświątecznych wieści, to brałyśmy udział z Klusencją warsztatach rękodzielniczych, co samo w sobie było bardzo ambitne zważywszy, że jeśli chodzi o działania nożyczkoklejowe, jesteśmy z Kluską mniej więcej na tym samym poziomie. Dwie lewe ręce. Ale wspólnymi siłami coś tam umodziłyśmy.


Tłum był niesamowity, bo prócz dzieci byli jeszcze rodzice i rodzeństwo. I ogólny rozgardiasz. Trochę czułam się przestymulowana dźwiękowo. ;)


Nasze prace będzie można kupić na kiermaszu charytatywnym organizowanym przez przedszkole. :)


Jeśli chodzi o codzienność, to nadal jeździmy do przedszkola rowerem. Jakieś tam przelotne śnieżyce i inne mokre opady się trafiły, ale co to dla nas. Kluski to już czwarta zima na rowerze, a druga intensywna (czyli niezależna od pogody).


Nie jesteśmy same, trochę rodziców jeszcze wozi tak dzieci.



A zaraz, miałam pisać o żółwiu. No więc żółw nazywa się Antosia i został adoptowany jeszcze w jajku, a w Mikołajki po wykluciu wypuszczony na wolność do oceanu. Trzymamy kciuki, by dożył dwustu lat w dobrym zdrowiu i doczekał się wielu pokoleń małych żółwiątek.


A poza tym tak jak pisałam na naszym fejsowym fanpejczu, Kluseczce rusza się pierwszy ząb. Zatem rozpoczynamy przygodę z zębami stałymi. Mleczaki na szczęście zdrowe (miesiąc temu młoda była u dentysty), co w tym wieku jest rzadkością. Dieta unikająca nadmiaru cukru i soków owocowych dała piękne efekty i jak widać ani karmienie mlekiem modyfikowanym, ani picie z butelki ze smoczkiem, ani używanie smoczka do prawie 5 roku życia nie spowodowało próchnicy. Tylko pilnowanie diety i regularnego mycia zębów od okresu niemowlęcego (jeszcze zanim wyszedł pierwszy ząb, przemywałam dziąsła gazikiem).

4.12.17

Wyspy Zielonego Przylądka w listopadzie

Podobnie jak w zeszłym roku Kluska wygrzewała się przez dwa tygodnie w ciepłych stronach. Jako że w zeszłym roku w Egipcie jednak było dla babci ciut za chłodno, poza tym ostatnio jest tam różnie z bezpieczeństwem - wujek znalazł miejsce, gdzie na sto procent będzie ładna pogoda to znaczy Republikę Zielonego Przylądka (tak brzmi oficjalna nazwa tego kraju, który wpisałam w upoważnienie u notariusza). Pamiętajcie przy oficjalnych pismach sprawdzać pełną nazwę kraju, bo czasem brzmi inaczej niż jej potoczna nazwa.


Trzeba było dalej polecieć samolotem i to jeszcze z międzylądowaniem na Teneryfie (powrót na szczęście bezpośredni). Mieszkali na wyspie Sol w jednym z hoteli na zachodnim brzegu w okolicy miejscowości Santa Maria (Sol Dunas). Jest to była kolonia portugalska, dlatego możecie się zdziwić, że prócz angielskiego obsługa mówi jakimś dziwnym językiem. No chyba że w latach 90 oglądaliście brazylijskie telenowele typu Niewolnica Isaura i ten język kojarzycie. ;) Mieszka tu zaledwie 560 tysięcy osób, trochę mniej niż w Łodzi, trochę więcej niż w Gdańsku.


Hotel mogę polecić jako stworzony do rodzinnych wyjazdów, bardzo zadbano by młodzież się nie nudziła. Place zabaw, baseny ze zjeżdżalniami dla młodszych dzieci i starszych, klubik z animatorkami z podziałem na grupy wiekowe. Jest też imprezowy amfiteatr.


Kluska od pani z przedszkola dostała swój podręcznik z pracą domową. Tylko przyjechała, od razu zabrała się do ćwiczeń. Mój mały prymus. Wykonała prawie wszystko, tylko parę szlaczków opuściła (nie lubi podobnie jak typowego kolorowania, woli zagadki logiczne, łączenie kropek i labirynty).


Nad sam ocean trochę się idzie, ale dla zaprawionej w bojach małej podróżniczki to nie problem. Do portu i molo w Santa Maria zawsze można podjechać autobusem. To tylko około czterech kilometrów drogą lub sześciu plażą. No może siedmiu. W każdym razie wracali piechotą.


Rekiny?


Cusik małe te fale z oceanu.


Prócz standardowych atrakcji hotelowych można adoptować żółwia w skorupce. Kluski wykluje się w Mikołajki. Nazwała go Antosia. Żółw zostanie wypuszczony na wolność i oddany naturze.


W okolicy znajduje się również ogród botaniczny Viveiro (inna strona) i prócz pięknych okazów roślin można tu spotkać niewielkie zwierzątka typu świnki morskie, ptaki kaczopodobne i króliki. Wydaje się, że Kluska mogłaby tu zamieszkać, pod warunkiem że my z tatą też pojedziemy.


Piękne zachody słońca


Powrót do szarej, mokrej i zimnej Polski wydawało się, że będzie dla dziecka smutny... a tu spadł śnieg i dziecię wybuchło radością, bo można ulepić bałwana i w ogóle zima zima zima, ona uwielbia zimę. I zrozum tu człowieka. ;)