Nadal dziecię moje uwielbia wszelkie zabawy wspinaczkowe, czyli albo sieć, albo rura, albo cokolwiek, byle się można było poruszać i zmęczyć. I dobrze, przynajmniej zasypia w miarę łatwo, choć nie zawsze o 22, bywa że ciut później.
Odbył się też kolejny w tym roku wyjazd do lunaparku w Chorzowie, który zmienił nazwę na Legendia.
A skoro lunapark, to koniecznie trzeba zajrzeć do pobliskiego skansenu.
Kluska była też na pikniku smerfów w Żyrardowie, nazwa grupy przedszkolnej zobowiązuje. Trzeba było zdobyć wiele sprawności, za co otrzymywało się naklejkę. Za komplet naklejek należał się darmowy lód. Lód zeżarto, ale zainteresowanie chyba przerosło organizatorów, kolejki były okropne.
Własnoręcznie ozdobiona babeczka
Ćwiczymy z osiłkiem
Robimy sobie słitfocie ze Smerfetką
I koniecznie malujemy buzię w biedronkę
Papa Smerf uczy gry na bębnach i opowiada, że leworęczni często zostają bębniarzami. No, zobaczymy. :)
I wakacje! Co prawda chwilowo w mieście, ale na pewno to już nie te czasy, kiedy w mieście było nudno. Plażing i smażing z babcią i wujkiem nad Wisłą.
Oraz wreszcie jest czas na jazdę rowerem z przyjaciółmi (to już lipcowe).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz