6.4.16

Pelerynka rowerowa Coverover - testujemy!

Któregoś zimowego poranka dostałam wiadomość na skrzynce pocztowej. Pisała do mnie dziewczyna, mama, jak każda z nas, która znalazła blog Ale mamo przypadkiem w internecie. Pytała o współpracę w testowaniu pewnego ciekawego produktu dedykowanemu dzieciom.



Kiedy zajrzałam na stronę Coverover - oniemiałam z zachwytu. To jest dokładnie to, czego potrzebujemy przez chłodniejsze trzy czwarte roku. Czego szukam w sieci od lat, a znajduję tylko grubą, sztormiakową, nieoddychającą gumę, albo cienki i przewiewny ortalion. Och, pewnie, że przetestujemy, o niczym innym nie marzę! Tylko jak tu być obiektywnym, jeśli człowiek odnalazł ideał i zakochał się od pierwszego wejrzenia? Będzie trudno, ale spróbujemy.


Jak to jest z wożeniem dziecka rowerem cały rok, również w mrozy, możecie poczytać na blogu pod tagiem "rower". Zawsze trochę wieje. Zimą okładaliśmy młodej nogi kocem, w zimne letnie noce na Weehoo młoda była kocem wręcz owinięta ze wszystkich stron. Nadal wiało, ale przynajmniej nie marzła. Ideałem byłaby pelerynka z kapturem wkładana przez głowę, ale ortalionowe były od deszczu, a nie od zimna. I tu pojawia się nowy model Coverover, pelerynka dziecięca z kapturem, która łączy ochronę przed zimnem, wiatrem i deszczem. Jak? Za pomocą nowoczesnego materiału, używanego i w turystyce, i w sporcie, czyli impregnowanego soft shellu.


Jak to działa i wygląda? Po pierwsze - jest cienkie. Po drugie - trochę grzeje, porównywalnie do cienkiego polaru, ale też oddycha, więc dziecko się pod spodem nie poci. Po trzecie - jego specjalna struktura pozwala na ochronę przed wodą. Tata Kluski jakiś czas temu nabył softshellową kurtkę i jeździ w niej bardzo często. To nie to samo co wodoodporna guma z płaszcza przeciwdeszczowego, ale o dziwo nie przemięka. Chroni także przed lekkim deszczem i śniegiem. Spodnia część ma wyczuwalny, mięciutki meszek, wierzchnia, zewnętrzna, jest śliska. Obie są przyjemne w dotyku.


Montaż - łatwizna, pelerynka pasuje do każdego typu fotelika, także do modelu z pięciopunktowymi pasami, co mam nadzieję dobrze widać na powyższych zdjęciach. W tak otwartą pelerynę wkładamy dziecko i zakładamy pozostałą część przez głowę. Zasuwamy suwaki i w drogę. :)


Testowaliśmy pelerynkę kilka tygodni, przy zmiennej wiosennej aurze, która często powoduje, że rodzice rezygnują z wyjścia na spacer, a co dopiero wyjazdu rowerem. Boją się przeziębienia dziecka. Trudno się dziwić, zwłaszcza w przypadku dzieci w wieku przedszkolnym. Nasza Kluska jest silnym dzieckiem, byle kaszel czy katar sam przechodzi, ale przecież nie każde dziecko takie jest, więc musieliśmy podczas testów zwrócić uwagę na wszelkie "dziury", które mogą wpłynąć na dyskomfort podczas jazdy.

Wiecie co? Wszystko jest maksymalnie szczelne!



1. Dekolt.

Dzieciom zawsze wieje dekoltem, stąd rodzice stosują te wszystkie wymyślne kominki z minky czy dresówki, my akurat wolimy wiatroodporną szmatkę i wysoki kołnierz. Nowy model Coverover - COVEROVER ACTIVE COMFORT , ma zapięcie pod samą szyją, a nadto kaptur zakładany na kask. Kiedy jest cieplej, wystarczy włożyć pelerynę i się nie przejmować. Przy większej wichurze, ulewie czy gwałtownej śnieżycy - wyjmuje się kaptur z kieszeni w kształcie kotka lub misia, zapina na rzep i zawiązuje sznurkiem na kokardkę pod brodą. Trochę to trwa, ale zabezpiecza przed zimnem i wodą solidnie.

2. Ramiona i ręce.

Ach te dzieci, zawsze coś chcą trzymać w łapce podczas jazdy. A to misia, a to wafel, a to kwiatek. No muszą, nie pojadą bez ulubionej Peppy, nie ma mowy. Pelerynka działa tu w dwóch trybach. Dzięki suwakom po bokach rozsuwanych po całości i zasuwanych do końca, dziecko może mieć ręce na wierzchu, lub schowane do środka. Peleryna jest na tyle szeroka, że nawet moja trzylatka wzrostu pięciolatki mieści się w niej swobodnie. Kiedy mocniej wiało, chowaliśmy ją w ten wiosenny pokrowiec rozsuwając jednocześnie środkowy suwak, by mogła np. trafić jedzeniem do buzi.

3. Nogi.

Pelerynka jest dość długa. W przypadku zwykłego fotelika sięga Klusce niewiele wyżej kostek, mniejszemu dziecku (rzędu 1-3 r.ż.) zakryje i wierzch buta. Trafiła się nam ostatnio dziesięciominutowa jazda w rzęsistej ulewie, dacie wiarę, że buty były zupełnie suche? Lało jak z cebra, lokalne urwanie chmury, spodziewałam się butów do suszenia, a tu niespodzianka.

3. Głowa

Na głowie podczas jazdy w foteliku dzieci mają kaski. Umówmy się, że taka wersja jest najbardziej pożądana, ale na tym blogu nie odnajdziecie hejtu na dzieci wożone bez kasków. Pozostawiam to w gestii rodziców. To oni potrafią najlepiej ocenić ryzyko. Kaski mają to do siebie, że jakkolwiek chronią głowę dzieci przed urazem podczas upadku roweru, to już mniej od silnego wiatru czy deszczu. Od wiatru mamy zimową opcję kasku z osłonami na uczy, ale woda ma którędy przeciekać. Tu przydaje się wielki kaptur, który spokojnie mieści się nie tylko na zwykłym kasku rowerowym, ale też na większym, łupinowym Kluski.

Bonus: Widoczność.

Wzdłuż suwaków wszyta jest taśma odblaskowa. Nocą Wasze dziecko będzie lepiej widoczne na ulicy z boku. Bardzo polecam również opony z odblaskami, samoprzylepne taśmy odblaskowe i inne tego typu elementy mocowane na foteliku lub rowerze. Naprawdę warto być widocznym.


Producent przewidział wszystko. Od razu widać, że jest mamą wożącą swoje dzieci rowerem, prawda? Taaak, ile to byśmy mieli super produktów na rynku, gdyby to rodzice projektowali je dla swoich dzieci? :)


Reasumując, pelerynka Coverover zdaje egzamin na wszystkich polach. Dla aktywnych rodziców z aktywnym dzieckiem to strzał w dziesiątkę. Żałuję, że nie mieliśmy jej wcześniej, przydałaby się nam nie tylko na rowerze. Niewątpliwą zaletą pelerynki jest jej szeroka funkcjonalność. Nadaje się również do spacerówki, sanek czy jako koc piknikowy. Tak, dobrze czytacie, koc piknikowy! Ostatnio zrobił się upał i lato, wreszcie zapakowaliśmy nasz zestaw piknikowy, czyli walizkę z ekspresem do kawy zbożowej, piłkami do kopania, foremkami do piasku i tym razem zamiast grubego koca z polaru Coverover w zmyślnym pokrowcu, który zajmuje bardzo mało miejsca. Zwinięta pelerynka zmieści się do każdej rodzicielskiej torby czy plecaka. U nas siedziała sobie grzecznie w rowerowej sakwie.


Kiedy rozepniemy boczne suwaki i schowamy kaptur do kieszeni - kotka, otrzymujemy coś, co w praktyce może robić w terenie za kocyk piknikowy lub przewijak. Układa się pelerynę śliską stroną do ziemi, ciepłą z meszkiem do góry i nikomu już nie jest zimno, ani mokro. Oczywiście my, jak to my, natychmiast pelerynkę ufajdaliśmy liśćmi i ziemią, zalaliśmy kawą, a ona nadal wygląda jak nowa. Na szczęście soft shell jest odporny, wszelkie zabrudzenia łatwo się spierają w pralce. Tu jednak muszę dodać ważną rzecz. Syntetyków lepiej nie prać w zwykłym proszku, ponieważ po częstym praniu mogą stracić swe cudowne właściwości. Domowe polary, soft shelle i inne delikatne tkaniny pierzemy w płatkach mydlanych lub specjalistycznym preparacie (np. f-my nikwax). Płatki można kupić w drogerii, preparat w sklepach sportowych lub turystycznych. Płatki mydlane możemy zrobić też samemu z kawałka szarego mydła (które wcale nie jest szare, ale w kolorze szlachetnego ecru i pasuje do każdej łazienki), bardzo zalecane rozwiązanie w przypadku dzieci z alergiami skórnymi lub AZS.



Inna funkcja Coverover to osłona do spacerówki. Kluska nam wyrosła z wózka w zeszłym roku, więc nie możemy już tego sprawdzić. Dodam tylko, że nowy model to ma od spodu naszytą ortalionową kieszeń, która wywija się na drugą stronę i w ten sposób dziecko jest całkowicie chronione przed zdradliwym, wiosennym wiatrem. W podobny sposób będzie chronić nam malucha w zwykłych, drewnianych sankach. Zamiast kupować trzy różne pokrowce i koc, będziemy mieć jeden uniwersalny produkt. Czyż to nie cudowne?

W spacerówce:

I na sankach:


No dobra, pogadajmy o wadach. Ja to jestem taki wredny mały ludzik, który nawet w zachwycie, na cudownej wycieczce, marudzi, że coś tam boli, albo tu go gryzie. Taka ze mnie maruda, że tym razem pomarudzę za kogoś innego. W tym przypadku marudzenie oznacza poliester. Owszem, nie ma co ukrywać, soft shell jest poliestrowy. Osobiście nie przepadam za syntetykami tuż przy skórze, nie wadzą mi one jednak jako warstwa zewnętrzna. Czasami powód rezygnacji z syntetyków jest jednak zupełnie prozaiczny, pozbawiony wszelkiej ideologii. Na przykład alergia.


Proszę bardzo. Cover rover osobom unikającym tkanin syntetycznych proponuje zupełną nowość - COVEROVER ACTIVE COMFORT ECO z ekologicznej bawełny. W środku materiału znajduje się zespolona membrana przeciwdeszczowa, zatem produkt z tego materiału nie odbiega jakością od soft shellu. Zadowoleni? Moja wewnętrzna maruda odetchnęła z ulgą. Jest coś specjalnie dla niej. :)


6 komentarzy:

  1. Aż żałuję, że nie mam już małego dziecka, a na wnuki też jeszcze poczekam :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym to odkryła w momencie, kiedy Alisa byłaby już w podstawówce, to też bym pożałowała. Ja to w ogóle wnuki sto razy chętniej wolę mieć niż własne dzieci. ;)

      Usuń
  2. chyba wlasnie takiego czegos szukalam! akuat jestesmy przed rodzinnymi wakacjami na mazurach- na pewno sie sprawdzi, a okazji do testowania bedzie tam sporo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo polecam. Używamy średnio na co trzeciej wycieczce, bo ostatnio pogoda kaprysi i nigdy nie wiadomo, czy znienacka nie luje, albo nie zawieje chłodnym wiatrem na spocone po bieganiu dziecię.

      Usuń
    2. kupilismy, przetestowalismy. coverover zostaje z nami na stałe! :))

      Usuń