9.1.13

Dziecko w śniegu i na imprezie

Mało tutaj piszę o swoich schizach, bo mam taki charakter, że się raczej gryzę w samotności i po cichu. Ale czasem napomknę, jak to się boję wychodzić z małą w chłodne dni na spacer (zrobiło mi się to po tym, jak przechodziła zapalenie płuc w piątym tygodniu życia). I tak po prawdzie, w mrozy na spacery z małą nie wychodzimy dalej niż do lekarza i na balkon.

Ale wczoraj było "inaczej".



Wyrodni rodzice postanowili wybrać się z dzieckiem na imprezę w kultowej żyrardowskiej kafejce, na cowtorkowe gitarowe śpiewanki. Postanowiłam zabrać małą w chuście, a nie w wózku. Z chusty trochę już wyrosła, ale nie mam innej, trudno (chodzi o elastyka, mała jest do niego ciut przyciężka). Na kilka miesięcy nie opłaca mi się kupować tkanej, chcę doczekać do nosidła typu mei tai, albo ergonomicznego. Dziecko w chustę, na to baaardzo ciepły przewodnicki polar taty Kluski, ciepła parka ciążowa z zapasem na brzuch dziecko i czapka z lamy (podwójna, zajumana babci Kluski). Wychodzimy z klatki... a tu śnieżyca. Świat już cały biały, a gdy ostatni raz wyglądaliśmy przez okno, nie było na zewnątrz nawet grama śniegu. Nie wyjrzeliśmy przez okno przed wyjściem. No i co, wracać? Tyle zachodu z ubieraniem siebie i dziecka na marne? Zapada szybka decyzja: idziemy! To tylko dwadzieścia minut piechotą.


Kluska wtuliła się w polar, ale jednym okiem oglądała świat, bo nocą to myśmy jej jeszcze nie wynosili (poza Sylwestrem, ale to tylko na balkon) a tu i chusta (najczęściej wozimy ją w wózku), i noc, i śnieg... ale to ciekawe! No to poszliśmy. Ostrożnie, bo świeży śnieg śliski, dotarliśmy na miejsce jako te bałwanki. Dziecko ze śniegiem na rzęsach, ale jakoś niezmarznięte. Czapka od razu powędrowała na kaloryfer (podwójna warstwa nas uratowała, co peruwiańska lama to peruwiańska lama, zamorskie podróże babci Kluski się przydają) - od środka nawet nie była wilgotna. Bardzo polecam włóczki z lamy (czy alpaki raczej), są miękkie, nie gryzą i jak widać są śniegoodporne. Poza tym smoczek na smyczce to podstawa, dzięki temu nie musieliśmy go podnosić z podłogi za każdym razem, gdy mała go z wrażenia wypuszczała.



Impreza bardzo głośna, w małym pomieszczeniu trzy gitary potrafią narobić niezłego hałasu. Kluska trochę się bała, ale była bardziej zachwycona muzyką niż wystraszona nowością i obcymi ludźmi, poza tym blisko mnie - pierwszy szok przetrwała dzielnie, a potem tylko się rozglądała. Piosenki znała, bo jej codziennie robimy o tej samej porze imprezę w domu, tańce, śpiew, hulanki, swawola! Tylko ogniska brakuje. Planowaliśmy zostać godzinkę, zeszło się trochę, do siedmiu kwadransów i to było ciut za długo. Mała chciała spać, a tu gitary, śpiew, nie da się zasnąć w takich warunkach. No to się zaczęliśmy szykować do wyjścia, a tu mała w jęęęęęk. I buuu. Cichutko, ale z niepokojącym wzrostem natężenia. No to bach, ubrana wyskoczyłam z nią na świeże powietrze (i śnieżycę), od razu się zamknęła. Minutę później dołączył do nas tata Kluski i poszliśmy do domu. Mała zasnęła w ciągu kilku minut i obudziła się dopiero po wejściu do mieszkania, jak ją zaczęłam z chusty wyjmować.

Ale emocje! Dostała zaraz potem butlę (wcześniej oczywiście przewijanie) i... wcale nie poszła spać. Za dużo tego było. Jeszcze z półtorej godziny z nią balowaliśmy, imprezowe dziecko rośnie, coś czuję. Ale w końcu padła w okolicy dwudziestej trzeciej (na nią wcześnie) i spała do rana. Za tydzień chyba też pójdziemy. :)

15 komentarzy:

  1. Czy się dobrze domyślam, że to w Tygielku?

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie nie, Tygielek ostatnio za tłoczny, teraz kultowo jest w Cafe Filiżanka przy Mireckiego. Zwłaszcza odkąd przekuli się do sali obok i jest luźniej. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, to niestety nie znam. Straszne mam tyły, jeśli chodzi o przekucia i sale obibok. Ale niech no tylko nadciągnie wiosna dwoma kołami! (a właściwie 2xdwoma:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciemno widzę Ciebie i Alisę ważącą 11 kg w nosidełku przy Twoim kręgosłupie.
    EL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam spoko mogę nosić do 20kg... a i 30kg dam radę, bo i takie plecaki zdarzało się nosić :-)

      Usuń
    2. No właśnie chciałam napisać, że ja noszę do 11kg, potem już tylko Tomi ;)

      Usuń
    3. Zaniemówiłam dzisiaj w biedronce z wrażenia. Młoda mama dosyć potężna, niewidoma z laską. Dziecko dość już pokaźne w nosidełku na brzuchu, plecak na plecach. Tylko jedna ręka wolna. Zakupy pomagał jej wybierać kierownik sklepu. Dalszych relacji nie mam bo głupio mi było się gapić na tego "wielbłąda".
      EL

      Usuń
    4. W chuście dużo łatwiej, zwłaszcza po schodach. Wjedź na Wawrzyszewie wózkiem do sklepu pi stromej pochylni.Dramat! Dobrze że tu w Żyrku sklepy na płaskim, da radę z wózkiem bez problemu. Osoba niewidoma plus polskue bariery architektoniczne to jest dramat.

      Usuń
  5. Fajnie, że wyjście się udało :) Mój też siedzi w domu przy mrozach. Nie mam parcia na spacery za wszelką cenę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że teoretycznie spacery są dla zdrowia, ale jak sama nie mam ochoty nosa z domu wyściubić, to dziecka też nie wyciągam. Hartowanie zaczniemy od wiosny ;)

      Usuń
  6. Ale fajny klimacik, pobiesiadowałabym tak :)
    Z ciekawości spytam o czerwony polar... przewodnik tatrzański? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beskidzki http://www.skpb.waw.pl/o-nas/nasi-przewodnicy/1243.html :)

      Usuń
  7. OD tygodnia dodaje małej odrobinke kaszy mannej do zupek a sporadycznie podaje jej biszkopty, moze na te biszkopty jest jeszcze za wcześnie ale jak 'umymla' sobie chociażby połowę z niego to nic sie nie dzieje ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lila też podnosi ryk pakowana w chustę, zwłaszcza, gdy zmęczona - bo jej gorąco. Uspokaja się natychmiast po wyjściu na dwór. W wózku zresztą to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wózkiem też jest zabawa, bo panna nie chce jechać w pozycji leżącej.Na szczęście mamy podnoszone plecy, więc da się jechać.

      Usuń