W zeszłym roku wiosna trwała tak długo i była bogata w tyle doświadczeń, że nie zdołam jej opisać w jednym wpisie. Zatem cierpliwie nadrabiam zaległości (na bieżąco nasze wycieczki latają na moim bikelogu i taty Kluski). Sezon rozpoczęła biedronka na wydmach międzyborowskich, gdzie bywamy głównie "poza sezonem" i "nie w weekendy" by mieć całą wydmę tylko dla siebie, a nie dzielić się z hordą spacerowiczów i ich psów.
W tym roku było bardziej mokro i bajorko po roztopach było całkiem porządne. Wróżyło to hordy komarów latem, ale nie uprzedzajmy faktów.
Podczas chłodniejszy dni nawiedzaliśmy pobliski "park leśny", czyli po prostu sosnowy lasek samosiejek, które otoczyło miasto rozrastając się. Kilka lat temu miasto zrobiło tu plac zabaw dla dzieci, ale starszaki jak Kluska wolą łazić po iglastych młodnikach.Kluska założyła mikrofarmę mrówek, gdzie obserwowała ich poczynania ładnych parę godzin. Nawet nakręciłyśmy wspólnie film przyrodniczy. LINKW wolnej chwili okryta kocykiem Kluska czyta kolejną nie-lekturę. Całe szczęście, że teraz dzieciaki mają mnóstwo możliwości czytania tego, na co mają ochotę. Ostatnimi laty powstało mnóstwo fajnych serii, które się czyta nawet w jeden dzień.Jeździmy też do naszej tajnej bazy na polach, którą odkryliśmy podczas narodowego zamknięcia lasów rok wcześniej. ;)
Postanawiamy w tym roku zamiast Marzanny zwodować łódkę :)Wreszcie jakieś kwiatki!
Odwiedzamy też rowerowo znajomych w sąsiedniej miejscowości. Jedna z rekordowych tras Kluski.Postój przy kultowym głazie w kształcie bobra.Odwiedzamy też bazę przy Tipi nad Pisią Gągoliną.
Kluska korzysta z okazji wiosennej kąpieli i innych ćwiczeń sensorycznych w błotku.Hamak oczywiście jest grany.
Trafia się nam też najpiękniejszy chrząszcz, jakiego widzieliśmy na żywo. Po ciepłej końcówce marca nadchodzi lodowaty kwiecień, kiedy jakoś staramy się dotrwać do maja w polarkach i grzejąc się w namiocie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz