Tata Kluski: To ostatni moment, bo zaczyna się odwilż... już dziś w dzień dochodziło do +3, śnieg nieprzyjemnie lepki, ale jeszcze wszystko jako tako zmrożone po nocy, gdy było od -8 do -10. Tak więc pojechaliśmy ostatni raz do parku na zamarznięte Żabie Oczko.
Klu bardziej chodziła na łyżwach niż jeździła. Jeździła wtedy, gdy ją ciągnąłem.
Rysujemy ślimaczka - ślimaczek śpi i jest schowany w skorupce.
No to dalej jazda
O, wmarznięty kijek... nie da się wyjąć.
Przygotowaliśmy trasę, a teraz nią jeździmy. Najpierw na kolankach
O, a tu jest wmarznięta gałązka.
Mała przerwa
Gramy w curling kawałkami lodu.
A właściwie w curlingo-golfa, bo ktoś próbował wybić przerębel, ale się nie przebił, powstał tylko dołek.
Jakieś porządnowiosenne wpisy mam nadzieję pojawią się niebawem. ;)
Dziecko bije mnie na głowę. Nigdy nie zapomnę jak uczyłam się jeździć na łyżwach. Koleżanki wyciągnęły mnie na środek lodowiska. Już nawet wydawało mi się, że jest spoko, że dam radę i jak odjechały kawałek tak rąbnęłam tyłkiem o lód, że gwiazdki przez tydzień latały mi przed oczami. Teraz jedynie z zazdrością podziwiam umiejętności innych:).
OdpowiedzUsuńMnie uczyła mama, ale jakoś nie pokochałam łyżew, głównie przez brak równowagi. :)
Usuń