Rozbijanie namiotu to niełatwa sprawa.
Na koniec lata wybraliśmy się na krótką wycieczkę do Radziejowic, gdzie znajduje się mało znany, ale przepiękny park i kilka budynków z XVIII wieku, w tym cudowny drewniany dworek i czworaki. Zwiedzając zgodnie z Kluską stwierdziłyśmy, że mogłybyśmy w takim drewnianym dworku mieszkać. A że jest ogromny, to sprosiłybyśmy jeszcze znajomych i krewnych, w tym rodzinę przyjaciółki Kluski. Tak jaak porządna szlachta (tak naprawdę pochodzimy z kmieciów, ale kto by się przejmował). Jest tam też pałac, ale odbudowany, w zasadzie rekonstrukcja na oko, więc niespecjalnie się nim zachwycam, bo to raczej wariacja na temat przeszłości.
Upiekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu. Wreszcie pojechaliśmy pod namiot, o który Kluska nam wierciła w brzuchu dziurę od dawna, wreszcie pokazałam Klusce Arkę Wilkonia, dość znanego artysty (po raz pierwszy Arkę ujrzałam w Zachęcie i była brzydka jak nieszczęście, wepchnięta w kąt i smutna - w parku jest właściwie wyeksponowana, choć "turyści" zaharcerzyli co mniejsze zwierzątka niestety, taki kraj).
Ale jednak wolę las, hamaczek i wieczną labę. Kluska bawi się moim śpiworem, sielanka.
Spaliśmy prawie na grzybie. ;)
Zwierzątka
W drogę...
Jeśli ktoś zapyta, co wozimy w sakwach, to odpowiem, że oprócz śpiworów, karimat i namiotu - głównie żarcie. Nieprawdopodobne, jaki Kluska ma ostatnio apetyt, zwłaszcza pod wieczór. Musieliśmy nawet podjechać o Biedronki uzupełnić zapasy, bo zwyczajnie na kolację Kluska zeżarła nasze śniadanie i zostały tylko resztki "na czarną godzinę" i kawa zbożowa. czy ona znów zaczyna rosnąć?
Permanentne "żryyć".
Buju buju.
Zaraz ktoś powie, oesu, dziecko w ciemnym lesie w nocy, na pewno umiera ze strachu. Może i tak, nie wiem. Kluska biegała po lesie z latarką, więc wcale jej ciemno nie było. ;)
Dobra kawa (zbożowa) z rana jak śmietana.
W lesie było nam tak dobrze, że do parku pojechaliśmy dopiero popołudniu. Końcówka lata uraczyła nas paskudnym upałem, ale jakoś przeżyliśmy w cieniu drzew. Myślę, że to dobra wycieczka na zakończenie bogatego we wrażenia lata (które mam nadzieję niedługo opiszę, bo trochę tego było, kolejny wyjazd do Legendii, piknik Lego i pływanie promem po Bałtyku do Szwecji i z powrotem).
O matko. Co ja się nakombinowałam jak przełączyć konto google, bo mi cały czas wchodził adres, którego nie używam. Ale już udało się!
OdpowiedzUsuńOdnosząc się do Twojego wpisu i OMatkoBoskaDzieckoWLesie, to przypominam sobie sytuację, w której pokazywałam znajomej zdjęcia z wyprawy do lasu. Nawet tam nie nocowaliśmy, ale to był taki wiesz, cały dzień w lesie, grzybki, herbatka i te sprawy. Po chwili zupełnie serio, zapytała mnie czy to ustawiane było, bo ona nie wzięłaby 4 czy 5 letniego dziecka do lasu i to jeszcze na grzyby:D.
A jak usłyszała, że się młody przewrócił i pech chciał, że akurat delikatnie rozciął sobie palec, to już w ogóle wyszłam na wyrodną matkę, co to karmi dziecko muchomorami i pozwala na to żeby patyk wbił mu się w samo serce.
Więc teraz ciesze się, bo ty jeszcze każesz dziecku spać w lesie. A do tego widać, jak strasznie się tego boi i w ogóle dzieje jej się tam krzywda...
Jesteś bardziej wyrodna niż ja:D
Kluska jest dzieckiem lasu, jak sobie odpalisz "Leśny Żłobek" to znajdziesz jej spanie w namiocie ciągu dnia. Na leśnej polance. Ona już bywała w lesie zanim zaczęła pełzać, jak tylko wiosna się zrobiła i można było dziecko na kocyk położyć. I w nosidle ze mną po podmokłych łąkach chodziła (ale filmu już nie upubliczniam za bardzo, bo lincz byłby srogi). Tak naprawdę takich rodziców jak my jest mnóstwo, ale rzadko prowadzą blogi. Trochę szkoda, może by się ludzie lasu przestali bać, bo tak naprawdę to my jesteśmy zagrożeniem dla lasu, a nie odwrotnie.
UsuńCzytałam i to nie jeden wpis i zawsze się zastanawiałam skąd w Was tyle samozaparcia i miłości do natury. Ja na noc w lesie nie potrafiłabym się zdecydować, ale rozumiem, że inni mogą mieć z tego radość i najbardziej mnie dziwi jak zwykły zjadacz chleba nie umie pojąć, że są różne sposoby na życie.
UsuńA ja nie znam takich rodziców jak wy. Owszem takich co idą na spacer do lasu, ale nie takich, którzy w ten las się wtapiają.
Ludzie są różni. Ja dla odmiany nie rozumiem miłości do zatłoczonych plaż, głośnych koncertów czy spędzania życia w samochodzie. :)
UsuńDla mnie to nie jest samozaparcie tylko przyjemność. No pewnie, że jakiś rodzaj strachu pozostaje, ale bardziej jednak obawiam się ludzi niż zwierząt...