Nieco inaczej obchodziliśmy w tym roku święta, bo tym razem Kluska stwierdziła, że palma z ozdobami nie ma magii i trza było wykombinować zielone drzewko. Zastanawiałam się między sztuczną a w doniczce. Wybrałam tę ostatnią, bo w piwnicy brakuje już miejsca, a doniczkową jest nikła szansa ukorzenić na nowo w większej donicy z nową ziemią, a potem wysadzić na podwórku. Może się uda.
Co do reszty, miałam wielki plan choinkę ubrać ozdobami wspólnie robionymi z dzieckiem. Częściowo się udało, to znaczy np. narysowałyśmy skrzata i potem go robiłam wg projektu kolorystycznego Kluski. Łatwiejsze ozdoby pomagała mi kleić i wycinać. W międzyczasie przypomniał mi się genialny patent na szybki łańcuch z krepiny, tj. obcinanie jej końców grubości 0,7cm i oplecenie nim drzewka. Roboty minuta, a efekt moim zdaniem bardzo fajny.
Nie robiłyśmy nic ambitnego, bo chodziło o frajdę, a nie efekt. Zresztą nadal coś tam czasem powycinamy i dorzucimy, na zdjęciach jest tylko ułamek, bo ciemno i mi fotki nie wychodzą. Dużo ich nie było, bo Klusię ma cierpliwości niewiele i łatwo się wkurza. Więc trzeba było na raty i szybko.
Co jeszcze. Trochę ostatnio chorowaliśmy. Na tyle porządnie, że Kluska niestety skończyła na antybiotyku. Wiele nocy z gorączką i postępujące zapalenie oskrzeli. Może ciut na wyrost, ale groziły nam święta w szpitalu, więc wolałam tak. Czasem trzeba. Zadziałał błyskawicznie i do świąt młodzież była zdrowa. Niestety zaraziła wujka, babcię i na koniec mnie, więc nieco umieraliśmy na gardło. Mnie się chyba udało ominąć oskrzela, babci i wujkowi niekoniecznie. Paskudna bakteria i paskudna pogoda. Najlepiej nie wyściubiać nosa za drzwi. Ale że ostatnio biorę udział w akcji liczenia choinek z lampkami na wycieczkach rowerowych, to dość często wychodzę pojeździć nocą. Co oznacza czasem jazdę w strugach deszczu. Ale mam nową, dobrą lampkę, więc nie narzekam.
A od jutra powrót do normalnego kieratu, Kluska do przedszkola (ciekawe ile tym razem pochodzi), ja do pracy i jakoś trzeba dotrwać do końca roku. ;)
Fajne ozdoby, podobają mi się :) Nardzo lubiłam robic z dziecmi ozdoby choinkowe, zawsze było przy tym dużo zabawy, ale jak piszesz, dzieci się niecierpliwią i zaczyna sie razem z nimi a potem kończy samotnie. Ale tak czy siak moje dzieci teraz ze swoimi też bawią sie podobnie więc ma to jakiś sens.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Kluseczka wyzdrowiała na dobre choc przyznaję, że o antybiotykach nie mam dobrej opinii, trzecie dziecko z rozmaitych gryp, przeziębień wyciągałam Citroseptem i do dzisiaj zawsze mam go pod ręką. Nie, żebym cokolwiek reklamowała, co to, to nie, ale jest to sprawdzony środek, zawsze działał, gorączkę sam przepędzał i do zdrowia dzieci mi doprowadzał. Do Japonii zabieram zawsze kilka opakowań. Nie znam niczego lepszego.
Szczęsliwego Nowego Roku 2017 bez chorób i innych nieprzyjemnych przygód :)
Kwestia wieku, im starsze dziecię, tym więcej cierpliwości (mam nadzieję). Ja jako dziecko w ogóle prawie nie robiłam ozdób, tylko gwiazdki z taśm ozdobnych, ale to dopiero w podstawówce. Za to wychowałam się na opowieściach babci, która mówiła, że w dzieciństwie tylko takie ozdoby mieli i mi się takie vintage zamarzyło :)
UsuńTeż jestem przeciwna antybiotykom, dlatego to pierwszy od wielu lat. Groziło zapalenie płuc na święta, a że nie chciałam ich spędzić z młodą w szpitalu... czekałyśmy z lekarką do ostatniej chwili. Niestety gorączka przebijała co noc 39 i coraz trudniej ją było spędzać. Kaszel był taki, że młodzież nim wymiotowała na zmianę się dusząc. Nie było co jej męczyć. Jak trzeba to trzeba, jak nie potrzeba, to nie.
Oj, nie tylko u Was wirusy, mój młodszy wnuczek miał ponad tydzień b.wysoką gorączkę, tez się skończyło na antybiotyku (i z wizytą, na szczęście godzinną w szpitalu), a teraz wirus łapie resztę rodziny, niestety:(
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do życzeń Wild - zdrowia i pomyślności w 2017:)