13.10.14

Moje dziecko nic nie je!

Znacie tę frazę? Widzę ją często na forach matkowych, gdzie rodzice narzekają na niechęć dzieci do jedzenia. To nie chce warzyw, tamto mięsa, a tamto je tylko frytki na śniadanie! I nic innego potem przez cały dzień nie chce tknąć! Albo te ciągłe pytania o środki na pobudzenie apetytu. Bo dziecko zjadło tylko pół jogurtu, dwa kęsy kotleta i nie tknęło surówki. Jak się trochę dokładniej podpyta, to się okazuje, że do frytek na śniadanie jeszcze było pół litra coli, jogurt to był sławny przesłodzony Danonek, kotlet zajmował pół talerza (bo normalnie dorosły w tym domu zjada kotlet o średnicy 20 centymetrów), a surówka była polana octem. Nic dziwnego, że dziecko jej nie chciało tknąć.

Co robię, by moje dziecko miało dobry apetyt? Jak to się stało, że Kluska je wszystko chętnie i nie mogę na to w żaden sposób narzekać? Zdradzę Wam pewien sekret:

Nie robię kompletnie nic.

W  domu panuje zasada, że jedzenie jest przyjemnością. Jemy to, co lubimy i tyle, ile lubimy. Nic nie jest zakazane, ale też w lodówce jest mnóstwo osobnego żarcia. Dopiero podczas posiłku każdy decyduje, co znajdzie się na jego talerzu. Mało jest mieszania smaków, mało różnokolorowych dań rodem z blogów kulinarnych. Jest surowy pomidor, gotowana kukurydza, ogórek, podsmażona cukinia, ugotowane na parze warzywa. Jakieś mięso, zazwyczaj kurczak lub schabowe usmażone przez babcię, największy o średnicy ośmiu centymetrów. Dziecko zjada z niego parę kęsów. Tak jak wszystkiego innego. Ugryzie plasterek żółtego sera i nam odda. Zje serek z kanapki, kanapkę odda. Zje pół pomidora (tę lepszą, z ziarenkami) i nam odda. Jabłko zamieni w biedronkę i nam odda. Nie chodzimy za nią z jedzeniem, gdy odmówi obiadu. Nie chce, to nie je. Jak poprosi, dostanie o dowolnej porze dnia i nocy. Słodycze leżą na wierzchu (no może poza cukierkami tatusia, ale on chowa je przede mną, nie przed Kluską, która za nimi nie przepada). Przez co je jeden posiłek dziennie, zaczyna rano a kończy go wieczorem. I gdzie te słynne pięć posiłków dziennie zalecane przez lekarzy? Ano ni mo.

Nie jest łatwo znaleźć płatki kukurydziane 
bez cukru, ale da się ;)

Można powiedzieć, że odżywiamy się zdrowo, bo nietłusto i nie w fast foodach, ale niejeden dietetyk wytknąłby nam słodzenie herbaty (mnie i tacie Kluski), lub picie słodkich soków zamiast wody mineralnej (to do mnie). W domu pojawiają się wędliny z solą i salami z rakotwórczymi konserwantami. I kiełbasa, dobrze podsuszona. Olewamy dietetyków. Jemy tak, jak nam podpowiada żołądek. Nie rzucamy się na słodycze, bo możemy je zjeść w każdej chwili. Zamiast liczyć sobie nawzajem kęsy, zwyczajnie dużo się ruszamy. Zamiast jeździć samochodem, chodzimy piechotą lub od czasu do czasu używamy roweru (na dystansach powiedzmy większych niż 10 km, mniejsze nadal głównie per pedes). Babcia Kluski i wujek Paweł regularnie bywają na siłowni i basenie. My z tatą Kluski, jako istoty aspołeczne, wolimy aktywność z dala od innych. Każdy jednak rusza się na tyle, by nie musieć przechodzić na dietę.


I to wszystko. Dzieci nie muszą dużo jeść. Dorośli nie muszą dużo jeść. Zwierzęta nie muszą dużo jeść. Lepiej zjeść częściej a mniej, niż dużo a rzadko. Lepiej przynieść zakupy ze sklepu, niż przywieźć samochodem. Niby oczywiste rzeczy, a jednak nadal trudne do przyswojenia. Po wielu latach pustych półek ludzie muszą się nachapać, tak myślę. Kupują mnóstwo rzeczy dzieciom, bo w ich czasach tego nie było. Chyba po drodze gdzieś gubią zdrowy rozsądek i nie wierzą, że zwykłym jabłkiem też można się najeść. Naprawdę można! Tylko trzeba spróbować :)

7 komentarzy:

  1. zdrowego dziecka nie sposób zagłodzić, samo dopomni się o swoje :) lubię Wasze jedzenie, bo takie jak moje - z przyjemnością i radością lecz bez przejedzenia (to stan dla mnie trudny do zniesienia) i bez diet a za to z mnóstwem ruchu :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nienawidzę w przedszkolu " Ale on nie zjadł, jest głodny". Ile ja się natłumaczyłam, że na zagłodzonego nie wygląda, a je tyle ile mu się chce.
    Mój Kacper jest strasznie wybredny. Ma okres, że nie tknie szynki i żyje o samym twarożku, lub chlebie z masłem, a przychodzi czas, gdy każe sobie kupować krakowską podsuszaną, bo taką lubi najbardziej.
    Ja się wściekam tylko wtedy gdy nie chce jeść obiadu, ale prosi o coś słodkiego, wtedy faktycznie mam nerwę, ale poza tym wisi mi czy je czy nie. No z głodu przy pełnej lodówce nie umrze. Tym bardziej, że coraz częściej sam sobie ja otwiera, wyjmuje masło i twaróg, ewentualnie zółty ser i każe sobie podać chleb ( nie dosięga). Smaruje sobie kanapkę, albo czasem mnie prosi i zjada, albo nie jedząc obiadu o 13, przypomina sobie o 16 że jednak jest głodny i wyciąga z lodówki kotleta i zjada ze smakiem O_o, z tym że ja Kacprowi robię małe kotlety, nie jakieś na pół ogromnego talerza .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zwolennikiem jedzenia wtedy, kiedy jest się głodnym. Jedzenie na godzinę kłóci mi się ideowo, bo co to za przyjemność wpychać w siebie jadło, gdy człek nie ma nań ochoty. Kluska tez ma takie dni, że je częściej to czy tamto, a na co innego nie ma ochoty. Tylko mi by do głowy nie przyszło nazywać ją dlatego niejadkiem. A lodówkę nauczyła się otwierać mając 1,5 roku (dzielnie pół roku szarpała za pałąk od drzwi i w końcu się nauczyła). Teraz sięga do wielu półek sama, więc musieliśmy wnętrze trochę przemeblować. Zwłaszcza jak wylała na podłogę dzbanek kompotu. ;) Na szczęście lodówka jest spora, wysoka, a ona jeszcze nie przynosi sobie krzesełka, żeby sięgać wyżej do rzeczy tłukących lub łatwo zniszczalnych np. jajka. Tylko potem mam często na obiad pogryzionego miejscami pomidora, bo dziecko nagryzło trzy i je zostawiło. Najczęściej tata Kluski zużywa je do leczo, ale jak coś zostanie, to się zjada, żeby się nie zmarnowało. Niby tanie pomidory teraz, ale i tak szkoda do kosza. Ale u nas nawet ogryzki się nie marnują, bo idą do kompotu, hihi.

      Usuń
    2. nadgryzło, miało być ;)

      Usuń
  3. U nas Kacper nauczył sie otwierać lodówkę jak miał 3 lata. Lodówka niby nie jest super wysoka, ale za to nie ma widocznego uchwytu do otwierania, a z boku było mu ciężko. Raz mi tylko młody zrobił sajgon, jak porozlewał jogurt naturalny i dodał do niego ogórki kiszone:-p. Połączenie nie jakieś tragiczne, ale niestety wszystko na płytkach się znalazło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, z taką trudniej. U nas jest jeden pionowy pałąk od zamrażalnika, drugi od lodówki, jak się o jeden zaprzeć, a drugi pociągnąć, drzwi otwierają się bez problemu. Jestem pod wrażeniem, że na to wpadła. Bo siły jestem świadoma, potrafi unieść teraz 3kg dynię. Mając rok potrafiła targać 1,5l butelkę mineralki. I jogurt z ogórkiem kiszonym, błeh!

      Usuń
  4. Czasem zajrze na jakieś blogi o dzieciach, ale stram sie unikać, bo jestem przerażony tym, jakie wielkie mozna sobie zrobić problemy z najprostszych rzeczy. Gratuluje zdrowego podejścia i nie wariowania.

    Z przerażeniem przeczytałem, że ktoś o cos takiego pyta jak "środki na apatyt". A jeśli takowe istnieja to jestem przerażony do potegi ;)

    OdpowiedzUsuń