13.5.14

Piaskownica

Byliście kiedyś na wydmach? Takich wędrujących? Pewnie nie raz i nie dwa biegaliście za prowizoryczny płotek nad Bałtykiem. Wydmy można spotkać nie tylko nad morzem, sporo ich na Mazowszu, choć najczęściej porośnięte sosnowym lasem nie są już tak "pustynne" w odbiorze. Nawet Pustynia Błędowska zarosła. Żeby kręcić "W Pustyni i w puszczy", trzeba jechać do Egiptu. Klusek wybiera się tam z babcią i wujkiem w listopadzie, a mnie czeka milion spraw natury papierkowej. Wyrabianie paszportu, załatwianie upoważnienia u notariusza, same przyjemności. Staram się to wypierać ze świadomości. Moje biedne małe dziecko pięć godzin w samolocie! Uaaa! No dobra, to ja się boję latać, Kluska się niczego nie boi ;)

Na prawdziwych wydmach często można zauważyć specyficzną wysoką trawę o nazwie Ammophila arenaria. Brzmi jak nazwa ryby. Na szczęście ma też bardziej swojską nazwę - Piaskownica. Lepiej jednak gugla się po swej łacińskiej nazwie. Bawicie się w nazywanie roślin? Tata Kluski zna większość leśnych kwiatków i ziół. A to poleci Bluszczykiem kurdybankiem, a to Zawilcem gajowym, a to Miodunką plamistą. To wszystko rośnie nam pod nogami, tylko często nie wiemy, że to to. Dlatego tak bardzo wolę Klusce pokazywać prawdziwy las i łąki, a nie tylko gnić na osiedlu.


Ale Kluska zwykły plac zabaw bardzo lubi. Nie przez dzieci, dzieci są dziwne, bo nie robią tego co im Kluska każe. Raczej dla piasku, bujawek i zjeżdżalni. Ale ze zdumieniem odkryłam, że potrafi się bawić z rówieśnikami. Bawi się tak jak z nami, podaje foremki, zabiera foremki, wybiera grabki, daje komuś inne. Wcale jej tego nie uczyłam. To znaczy że trzeba się dzielić i inne takie tam pojęcia trochę zbyt abstrakcyjne dla dzieci w wieku żłobkowym. Może nauczyła się dlatego, że zamiast siedzieć na ławce, razem z babciami i mamami, zajmuję pół piaskownicy własnym tyłkiem i bawię się razem z nią? No nie wiem. Kto może powiedzieć, co się dzieje w głowie małego człowieka. Wrzucam to zatem do osobistych zasług Kluski, z którymi nie mam nic wspólnego.


Piaskownica starcza na krótko. Niski metalowy płotek jest tylko symbolem. Granicą, którą należy przekroczyć wielokrotnie. I oczywiście przeciągnąć mamę dookoła. A potem jeszcze przez dziurę w wysokim żywopłocie. O! Kolejna granica! Lecimy! A tam niespodzianka, zamiast drugiego placu zabaw - świeżo skoszony trawnik. Wtedy zaczyna mi uciekać. Ale niezbyt daleko. Tylko tyle, żebym ją zdążyła dogonić i złapać. Taka zabawa! A jednak trzeba kończyć. W oddali widać chmurę, ochładza się. Trzeba odebrać wiaderko Kluski jakiemuś chłopcu i poszukać "naszych" foremek. Jak się nie uda, trudno. Ale tym razem się udaje. Wracamy. Kluska pcha się na ręce, bo od biegania przez ponad godzinę nóżki rozbolały.


Dziesięć minut później leje. Kluska jest chyba meteopatą tak jak ja. Z zapachu powietrza, ze zmiany ciśnienia wyczuwa, że coś się zmienia. Postanowiła wrócić do domu akurat wtedy, kiedy było trzeba. Nie wiem skąd to mamy. Już na początku marca czułam, że w maju będzie dużo padać. Ale może to pochodna tego, że zawsze interesowałam się meteorologią? ;)


Dziś bez patrzenia na prognozę wiedziałam, że będziemy się ścigać z deszczem. Najpierw podjechaliśmy do chmury tak blisko, jak się dało, a potem zaczęliśmy uciekać przez las i potem przez całe miasto. Nikt nie mówi, że trzeba uciekać najkrótszą drogą. Dopiero pod blokiem spadło na nas parę kropel. Główna ulewa poszła bokiem. Niestety nie było w okolicy porządnej burzy. Nie mogę się doczekać, aż pokażę ją Klusce. Zawsze lubiła odgłos grzmotu w książeczce z odgłosami natury. Zaraz po odgłosie deszczu i ciurkającej wody w strumieniu. Jakoś tak pechowo większość burz w swoim życiu przespała.


Nie jestem ekomamą. Wolę wąchać kwiaty, moczyć nogi w małej rzeczce, plątać się po lesie i słuchać co mówią drzewa. Wolę boso biegać po łące, wypatrywać saren i zajęcy, podjadać z krzaczków jeżyny i borówki. Słuchać śpiewu ptaków i stukania dzięcioła. Gdzieś pod moimi stopami tuptają sobie mrówki, pająk wije cierpliwie swą pajęczynę. Dziś zaplanował suty obiad z paru much. Na polach kwitnie rzepak i kiełkuje jakieś zielsko. Będzie z niego jakiś chlebek, a może placki? Uch! Tuż obok porwał się do lotu młody bażant. Nie idziemy dalej, gdzieś tu kryje się jego rodzina.


Tak naprawdę to nie kocham natury. Kocham cywilizację i jej zdobycze. Ale las i pole są moją świątynią. To one dają mi poczucie szczęścia i dla nich kocham swoje życie. Ten świat chcę pokazać Klusce. I czołgi. Czołgi są fajne. To chyba przez tego przystojnego Gruzina z Czterej Pancernych, którego grał Włodzimierz Press. Wiecie, że można go spotkać w Teatrze Studio? Niestety rozczaruję Was, w niczym nie przypomina tamtej postaci. Ale czołgi i tak lubię. Choć czasem mylę je z działem samobieżnym.


I jeszcze lubię konstrukcje stalowe. Nitowane kratownice lub zwykłe kładki. Najlepiej z widokiem na przejeżdżające pociągi. Nastrajają mnie do nowych podróży. Ale to już temat na inną opowieść. :)

7 komentarzy:

  1. To bawienie się z dziećmi w piaskownicy (eeee zjeżdżalnie za nimi ze zjeżdżalni, włażenie na drabinki na placu zabaw itp) jest super fajne. Nie wiem czemu inni rodzice "obsadzają" zazwyczaj ławki wokół placu zabaw. Babcie to mogę jeszcze zrozumieć.Ja tak na szczęście nie mam. ;)

    Szacun dla Taty Kluski za szeroką wiedzę botaniczną.

    A pociągi - mamy tuż tuż za naszymi oknami. Jak pogoda nie taka i akurat brak pomysłów na zabawę, siedzimy na parapecie (ukłony w stronę starych grubych murów i szerokich parapetów) i oglądamy sobie - liczymy wagony, wymyślamy co jest w towarowych zamkniętych metalowych pakach. No fajnie jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, może człowiek z wiekiem przestaje się przejmować, babcie zdają się być bardziej wyluzowane od mam. Które nawet jak siedzą na ławce to krzyczą: "nie tu, bo się ubrudzisz" ;)

      Tata Kluski ma dobrą pamięć i też lubi szlajać się po polach i łąkach.

      Pociągi zawsze lubiłam, ale dopiero od kilku lat mieszkam w pobliżu torów. 20 minut spacerem, więc nie widzę ich z okna, ale zawsze mogę pójść na spacer. Do dalszej, towarowej już tylko linii S-Ł mam łatwy dojazd rowerem. A tam jest co liczyć, jeden skład potrafi mieć 40 wagonów.

      Usuń
    2. O tak, ja też uwielbiam za młodocianą hasać po placach! Zwłaszcza po tych tak zwanych małpich gajach, zamkniętych salach zabaw, kochamy deszczowe dni bo wtedy bawimy się w nich ciągiem po 2-3 godziny i następnego dnia mam zakwasy w plecach od czołgania się i nachylania ;))

      Usuń
  2. Na jednym zdjęciu ma mistrzowską minę :)
    http://swiatamelki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak się jest w mieście, docenia się naturę, jak się jest na łonie natury, docenia się miasto. Dobrze, że pokazujesz córce i to i to. I czołgi ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się zachować zdrowe proporcje. Czołgów jeszcze nie widziała, ale "to się nadrobi" ;)

      Usuń