11.3.13

Biblioteczka Kluski

Od czasu do czasu wspominam o bibliofilskim zamiłowaniu małej. Próbujemy jej tłumaczyć, że książki tak naprawdę nie są do jedzenia, ćmulenia i żucia, ale do czytania... niestety nam nie wierzy. W związku z tym wszystkie książki w domu (a jest ich niemało, liczyć można w metrach sześciennych) są zagrożone. Nie można siadać z małą na rękach w pobliżu żadnej książki (zwłaszcza książki z biblioteki), bo rzuca się na nie tak samo jak na jedzenie, nawet krzyżówkom babci nie przepuści! I chce zjeść. :)


Książki w życiu Kluski pojawiły się dość wcześnie, przypadkiem jedna była w pudle zabawek kupionych na allegro i to ona na początku przypadła Klusce do gustu (jakoś w trakcie trzeciego miesiąca). To była ta ze słoniem, nie znam producenta, chyba Ikea. Miękka, lekko szeleszcząca i z hitem sezonu, czyli wyciąganym królikiem z kapelusza. Żeby się jej nie znudziła, kupiliśmy drugą, w Rossmannie i to był strzał w dziesiątkę. Była mniejsza, lżejsza i łatwiej się ją obracało. A potem to już poszło szybko, prezenty, Gwiazdka, inne zakupy i książeczekk zrobiła się cała sterta.



Przy okazji poszerzyła się moja wiedza z zakresu zabawek, miękkie książeczki dzielą się na kilka podtypów. Pierwszy to typowa miękka, materiałowa, z wszytą szeleszczącą folią w jednej ze stron i piszczałką. Drugi typ to książeczka kąpielowa (bardzo dobra w okresie intensywnego ślinienia). Trzeci typ to typ mieszany, bliższy pierwszemu, tj. książeczka multimedialna. Teoretycznie od dziewiątego miesiąca, bo dźwięki włącza się przyciskami, ale przy pomocy rodziców można nią bawić i młodsze dzieci. Klusię najbardziej lubi odgłos piorunów i szum wiatru. W planach mamy zakup innych z tej serii, może na urodziny?



Z nietypowych najbardziej jestem przywiązana do prezentu z porami roku, mającej napisy po angielsku i po chińsku. Piąta pora roku to wyprawa w kosmos.


Tak naprawdę pierwszą książkę dla Kluski znaleźliśmy w skrzynce geocache w Skierniewicach, kiedy byłam jeszcze w ciąży. Ale że jest ona dla starszych dzieci, uczących się czytać. Jeszcze jej nie dajemy do zabawy, czasem tylko pokazujemy. Rozwija się jak harmonijka i jest trudniejsza do opanowania niż tekturowa koparka (którą mała też ogląda tylko przy naszej kontroli).




Książki się szybko dezaktualizują, weźmy powyższy telefon, chyba tylko tata Kluski i babcia Kluski takich jeszcze używają. Oczywiście były już próby zjedzenia ich, ale jak dotychczas się nie powiodły. Mój telefon był mniej ciekawy, być może za sprawą fioletowego pokrowca, który przez moment służył jako gryzaczek, zanim jej go zabrałam. ;)

A teraz bardziej poważnie. Czy zależy mi, by moje dziecko czytało książki? Chyba nie. To znaczy nie zależy mi tak strasznie, za wszelką cenę i w ogóle. Może to co piszę, można uznać za kontrowersyjne, to jednak nie uważam za stosowne zmuszania do czytania kogoś, komu to nie sprawia przyjemności. Jasne że umiejętność czytania jest w życiu przydatna, łatwiej się posługiwać językiem, nie popełnia się tylu błędów ortograficznych i ćwiczy się wyobraźnię (to w późniejszych latach). Ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, kiedy moje dziecię czyta tylko to co musi, a ja mu truję, że powinno czytać więcej, bo nie wypada i tak dalej. Czytanie książek to jedno z wielu hobby. Pewnie, że kocham czytać, ale bywały lata gdy w ogóle nie czytałam i jakoś nie ucierpiałam intelektualnie. Tak samo nie czuję się bardziej rozwinięta dzięki temu, że ileś tam dni przeleciało mi na zajmującą książkę. Czytam dla przyjemności, ale jeśli jakaś książka wydaje mi się nieciekawa - czytanie zaczyna być męką. Czymże jest więc czytanie dla kogoś, kogo książka w ogóle nie interesuje? To mordęga niewarta szpanu. Ostatnio część ludzi chyba zaczęła szpanować. Kupują czytniki, ale raczej mało czytają. To znaczy ludzie, którzy czytają dużo książek, czytają też dużo na czytniku. Natomiast ci, którzy nie czytali w ogóle (albo czytali mało), włączają czytniki je na imprezach, żeby wyglądać na intelektualistów. Chyba nie tędy droga.

22 komentarze:

  1. wariag aleksiejewski11 marca 2013 07:47

    Kupcie klusce kieszonkowy atlasik grzybów. Możliwe,że skutki będą podobne jak w przypadku mojej córci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie nas w sezonie letnim zaopatrywać w halucynogeny ;)

      Usuń
    2. Od razu mówię - ja tej grzybowej nie będę jadł! Sam sobie nazbieram muchomorów rdzawobrązowych na grzyby z jajecznicą.

      Usuń
    3. Tak jej się ta książeczka spodobała, że w wieku ok. 2 i pół roku poznała wszystkie drukowane litery. A na grzybach atlasowych znała się ho, ho ... jedynie gołąbek mylił się jej z kapustkiem :)

      Usuń
    4. a nie z kurką? ;-?

      Myślałem, że odpowiedź będzie w stylu, że poszła na biologię i robi doktorat z grzybów ;-) Kluska za to sięga po mapy... pilnujemy żeby dorwała tylko te laminowane. Może na nich się nauczy czytać i od razu zgłębi topografię Bieszczadów i Beskidów, jak na przyszłą prezeskę SKPB przystało ;-)

      Usuń
    5. Kombinowała nieźle - gołąbki robi się przecież z kapusty ;)
      A co do Kluski to może być problem podczas spacerów. Moja córka zatrzymywała się przy każdym samochodzie i odczytywała ich rejestracje. A zapomniałem dodać, że cyfry też poznała bo grzybki w atlasie były ponumerowane.

      Usuń
    6. Jeszcze kurkę można pomylić z solanką, albo inną solianką ;-)

      Być może Kluska będzie odczytywać literki z reperów ;-) To na początek, jak się nauczy literek do D. A jeśli liczb się zacznie uczyć na mapach, to... zależy jeszcze jakich gór dostanie, ale do tysiąca czy dwóch spokojnie i to z ułamkami dziesiętnymi na bardziej zaawansowanych mapahc.

      Usuń
  2. nie zła kolekcja :)))
    Uściski dla Kluski:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę znajome książki :) U nas nigdy nie było z tym problemów. Maluch od samego początku uwielbiał książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas też żądzą materiałowe książeczki - póki co mamy tylko typ pierwszy, ale teraz chyba przyda nam się taka do kąpieli.
    A co do czytania książek - podstawą jest chyba stowrzenie odpwoiedniej atmosfery i powolne budownie przekonania, że książki to frajda. Nie wybrażam sobie zmuszania Szkraba do czytania, ale mam nadzieję, że to po prostu w ogóle nie będzie potrzebne. Ważne jest dawanie przykładu - a na to chyba może u nas liczyć

    OdpowiedzUsuń
  5. ulubiona Zuziny to ta kąpielowa - zmienia kolory po nadgryzieniu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. fajny zbiór:)) my też uwielbiamy książki:)

    OdpowiedzUsuń
  7. U Ciebie piękna kolekcja i pewnie na tym się nie skończy. U nas jako pierwsza książka była oczami maluszka pierwsze trzy części . Teraz stopniowo powiększamy kolekcję;-) Pozdrawiamy i buziaki dla kluski

    OdpowiedzUsuń
  8. Bajeczna kolekcja, tych miekkich ksiazeczek też mieliśmy kilka i maly uwielbiał je jeśc:-p. No poprostu pochłaniał ksiazki jednym klapnięciem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zupełnie nie rozumiem o czym piszesz w ostatnim akapicie i co chcesz wyrazić... że czytać? czy nie czytać? czy zmuszać? Nie zmuszać? lubić? nie lubić? czytanie rozwija, ale nie rozwija? w zasadzie to nic nie zmienia? Chyba się zagalopowałaś w tych wywodach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło mi o to, że kupować książki, ale nie zmuszać dziecka do czytania, bo to bez sensu :)

      Usuń
  10. Ja osobiście uwielbiam czytać - jestem molem książkowym. Całą ciążę pożeram książki. Miło by mi było, gdyby Młody podzielał moje zamiłowania. Nie będę mu tego kazała za wszelką cenę, ale jednak ... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło to jest zawsze. Moi oboje rodzice uwielbiali czytać, ja też, mój brat nie do końca. W ciąży czytałam głównie kryminały, jakoś mnie odciągały od codziennych zmartwień ;)

      Usuń
  11. rośnie mały "mól książkowy";)))

    ja zaś w szkole przeczytałam wszystkie lektury co do 1 nawet te nadobowiazkowe i sama mojas mama była w szoku bo ona nie przeczytała ani 1 i myslała ze mnie wołami do czytania mnie bedzie ciagnać

    OdpowiedzUsuń
  12. Kluska!Aaa,my na nasza małą też tak mówimy hehehe:D Książeczki miękkie gumowe i szmaciane u nas sprawdzają się bardzo dobrze.Prześliczna ta twoja kluseczka, aż się uśmiecham do siebie na ten jej niewinny słodki uśmiech:)Kradnie serca.Będę do was zaglądać.Pozdrawiam
    http://dzidziastyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Ładną kolekcję ma! Ja mojemu synusiowi też systematycznie powiększam biblioteczkę :)

    OdpowiedzUsuń