14.8.15

Krzywdzenie dziecka i zabieranie dzieciństwa

Nie wiem czy wiecie, ale nauka krzywdzi. Dziecko, które się uczy, z pewnością cierpi. To nic, że klaszcze z radości, gdy samodzielnie napisze literę H (ha ha!) lub T (tata!). To nic, że piszczy na widok oka Minionka, że O! O! I idzie napisać literę O. To nic, że pokazuje palcem świeżo napisane nieładne U. Ale U jak malowane! No i jeszcze I! Taka łatwa litera.

Nie, naprawdę jestem pełna podziwu. Zaczęliśmy uczyć Kluskę liter po tym, jak doszłam do wniosku, że mówiąc wyrazy zapomina o spółgłoskach. Tak jakby je słabiej słyszała lub uważała za mniej ważne. Więc zaczęliśmy jej większość znajomych wyrazów literować pisząc na komputerze oraz wymawialiśmy je głoskując (nie sylabizując, sylaby w tym wypadku szkodzą, bo znów słychać tylko samogłoski, np. w "Te" Kluska słyszała głównie "e"). Bawiliśmy się edytorem tekstu, nic więcej. Ćwiczenie samego "T" spowodowało, że Kluska już umie tę głoskę wymawiać. Co prawda bardzo miękko, z angielska, ale zawsze.


Po kilku tygodniach takiej zabawy (kilka miesięcy temu), dziecko widząc w czołówce filmu napis KODAC zaczęło literować. Jakby czytać litera po literze. K nie wyszło, C nie wyszło, samogłoski spoko, D ledwo ledwo. Opadła mi szczęka. A jak już ją pozbierałam z podłogi, to chwyciłam byka za rogi i przy okazji codziennych zabaw w rysowanie zaczęłam podpisywać rysunki, oraz uczyć dziecka starej kolonijnej zabawy w pokazywanie literek rękami. Gestami.


Fotka jak widać ukradziona z internetów, nie znalazłam na szybko nic lepszego 
(z czasem zamienię ją na coś własnego z moimi paluchami),
 ale to mniej więcej o to chodzi. 
Litery z języka migowego uznałam za zbyt trudne.


Tego, czego Kluska nie umie powiedzieć, lub umie, ale my ostatni lamerzy, nie jesteśmy w stanie zrozumieć (np. "oji" czyli konik zrozumiałam po kilku tygodniach) - pokazuje gestami. Na początku ją sami uczyliśmy, z czasem sama zaczęła gesty wymyślać i uczyć nas. Inteligentna bestia. Gesty liter złapała bardzo szybko. Na początek poszło A, O, U, bo samogłoski lepiej kojarzyła. Dzięki gestowi

Oczywiście miewam swoje porażki. Dziecię całkowicie ignoruje istnieje litery M. Niby łatwa do napisania, bo tylko poziomy zygzak, ale nie. No nic, nie od razu Kraków zbudowano. :)

5 komentarzy:

  1. Świetny pomysł, wspólna zabawa i nauka w jednym, chyba o to w końcu chodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Każda zabawa, zwłaszcza w dzieciństwie, niesie jakąś wiedzę, więc poniekąd jest nauką;)
    I każdy pomysł, który przynosi efekty w postaci rozwoju dziecka jest trafiony - powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytania uczyłem się chodząc z tatą na spacery. Tata zawsze czytał mi napisy na sklepach, wszelkie szyldy i banery rzucające się w oczy. Z czasem sam zacząłem je przyswajać, rozróżniać litery, a nawet i czytać teksty na nowych szyldach. (:
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A już myślałam, że się zamieniłaś w matkę, która zaczyna lamentować, że dzieci nie powinny się uczyć tylko bawić... Nawet jeśli ta nauka jest i tak zabawą. Normalnie nie mogłam uwierzyć, czytając Twój tytuł i stwierdziłam, że jeśli faktycznie tak myślisz to stracę wiarę w ludzi:-p.

    Gratulacje dla Kluski:). Mądra z niej dziewczynka.

    Ps. Uważaj, bo jeszcze ci ktoś wyskoczy zza rogu z atakiem, że z córki chcesz zrobić profesorka, geniusza czy inne dziwo...

    OdpowiedzUsuń
  5. Geniusza nie musiałabym uczyć, hihi. Ja w jej wieku umiałam już przeczytać takie napisy jak sklep spożywczy czy pasmanteria, ale ja gadałam zdaniami mając rok. Nie wyrosłam na geniusza, acz mam pewne ponadprzeciętne umiejętności typu intuicja konstrukcyjna czy wyobraźnia przestrzenna. Klu zdecydowanie leiej sobie radzi z obsługą urządzeń, chyba ma umysł bardziej analityczny. Tak czy siak dzięki nauce liter wyraźniej wymawia słowa, więc tak czy siak się przydaje. Ambicji profesorskich w związku z nią nie mam. Po prostu im szybciej załapie bakcyla czytania, tym łatwiej jej będzie w szkole.

    OdpowiedzUsuń