3.10.13

MMR czyli szczepionka przeciw odrze, śwince i różyczce

Tak, dziś był ten dzień. Mrożące krew w żyłach przestrogi o autyzmie i innych nadprzyrodzonych mocach z for matek i łojców nam nie straszne, ruszyliśmy do przychodni o świcie (po dziewiątej było) i o dziwo zastaliśmy ją niemal pustą. Okazało się, że tego dnia do szczepienia była prócz nas tylko trójka dzieci. Lista była długa (pamiętam z zapisów), ale zdaje się wszystkie inne dzieci się z tego zimna pochorowały. My Kluskę mroziliśmy tydzień wcześniej na rowerze, to akurat wszelkie bakcyle zabiliśmy i do weekendu była zdrowa. Zero glutów, zero kaszlu. Pani doktor ze zdziwieniem to potwierdziła (prócz nas były tylko noworodki , które jeszcze nie miały kiedy się przeziębić oraz starsza dziewczynka - pewnie jakiś mutant jak tata Kluski, co nawet w przedszkolu na nic nie chorował).

Trochę musieliśmy poczekać po badaniu, bo noworodek przed nami miał kilka wkłuć i to trwało. Klusię z nudów zabrało się za stołek i zaczęło go nosić, a ja trzymałam ją, bo już była bez butów i w każdej chwili mogła rymsnąć na twarz. Skończyło się tym, że jak nas zawołali na szczepienie, to już myślałam, że wejdziemy ze stołkiem - tak mocno go trzymała, a ja nie miałam siły jej go wyrwać. Na szczęście w porę go wypuściła. I tu mała dygresja. Kluska od jakiegoś czasu nosi rożne rzeczy. Ciężkie rzeczy. Pal sześć buty taty Kluski. Dziś nosiła półtoralitrową butelkę mineralki po kuchni, aż sobie upuściła na ręce podczas zabawy i skończyło się rumakowanie. Nie wiem skąd ona ma tyle siły. 


Zastrzyk okazał się być mało bolesny, odwagi dodawał małej klown, którego kurczowo ściskała w rękach. Trochę płaczu było, ale tak na trzy - cztery wdechy. Więcej płaczu było podczas ubierania, bo mi się Kluska wyślizgnęła z rąk i uderzyła czołem o posadzkę. Na szczęście ją trochę trzymałam i nie uderzyła się mocno, ale jednak guza sobie nabiła. Cholerny gres w przychodni. Mogliby chociaż w kąciku dla dzieci wykładzinę położyć. Cały dzień mam moralniaka, że jestem beznadziejną matką, co własnego dziecka nie potrafi trzymać. Dziurawe ręce, melepeta i strach się bać co jeszcze. Ciągle pocieszam się słowami Werrony, że małe dzieci są niezniszczalne i bardzo trudno je "uszkodzić".

Wracaliśmy inną trasą, jak zwykle ponad sto metrów Kluska przeszła per pedes, przy okazji domagając się kwiatków i dmuchawców oraz oglądając betonowe posadzki. W końcu wzięliśmy ją na ręce i zanieśliśmy do domu, bo ziąb straszny był rano, a ona za lekko ubrana na siedzenie na zimnym betonie.


Nie wiem czy to reakcja poszczepienna czy nie, ale po odespaniu stresu Kluska obudziła się wesoła jak skowronek i zaczęła po swojemu gadać, wygłupiać się, a wieczorem dała prawdziwy popis swoich umiejętności. Sezon na dynie, więc tata i babcia Kluski do spółki ugotowali zupę dyniową z zacierkami. Mała dostała w butli, ale zjadła połowę. Potem dorwała się do zupy babci w talerzu i wyrwała jej łyżkę. I nagle okazało się, że ona tą łyżką tak po prostu je, nawet dużo nie rozlewając. Jestem pod wrażeniem!


No i tak to, dzień minął dość spokojnie. Wykąpaliśmy Kluskę zapomniawszy po raz kolejny o przestrodze pielęgniarki, by dziecka nie kąpać w dniu szczepienia. Przy okazji zaczęłam guglać i wychodzi, że to jakiś mit. Pół internetu się pyta o co chodzi z tym niekąpaniem i nikt nic nie wie. Rozsiewają to położne i pielęgniarki, natomiast lekarze z reguły dementują. Zwariować można. Na dodatek przypadkiem trafiłam jeszcze na coś innego, że niby nie można podawać owoców, bo szczepionka się nie przyjmie. Wut? Co ma jedzenie owoców do żywych kultur bakterii, pozostaje dla mnie zagadką. Może ktoś z czytających ten blog jest dyplomowanym lekarzem medycyny i mnie oświeci, bo zgłupiałam do reszty.

13 komentarzy:

  1. Z kapaniem najlepiej po prostu zapytac lekarza. No i zdac sie na zdrowy rozsadek tez.
    Mysmy na razie robili 6w1 i gruzlice i pediatra mi wlasnie podkreslila, ze spokojnie moge kapac mala.

    Szczepienia to jest w ogole bardzo ciezki i kontrowersyjny temat. Mysle, ze kazdy rodzic sam powinien podejmowqc decyzje zgodnie ze swoja wiedza i troche tez swoim instynktem, ale nie narzucac innym swoich przekonan. Ja np wierze w szczepionki, choc nie wszystkie uwazam za konieczne. Mam super lekarza, ktory mi wszystko wyswietlil i przedstawil lacznie z roznymi statystykami, wiec powiedzmy, ze w miare swiadomie podejmuje decyzje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzuciłam temat na forum i trochę mi uzupełniono, że owoce to chodzi o szczepionki doustne, że niby owoce ciężkostrawne i to może utrudniać wchłanianie. Przy rota nie było problemu, bo szczepiliśmy przed rozszerzaniem diety. Ponoć ostatnia dawka Polio jest doustna (wieść gminna niepotwierdzona). Dziwi mnie, że mówi się o owocach, a nie mówi o kotletach schabowych, mięsie z grilla, warzywach strączkowych czy niektórych serach - toć one cięższe od owoców. Lubię prostować mity rozpowszechniane przez "końcówki" personelu medycznego, tak jak z tymi serami pleśniowymi w ciąży, gdzie nie chodzi o sery ale o niepasteryzowane mleko. Tylko że w Polsce trafić ser z niepasteryzowanego mleka jest niełatwo ;)

      Usuń
  2. Dodajmy jeszcze, że Kluska z tym taboretem narobiła rabanu na całą przychodnię, że aż pielęgniarki z gabinetów powychodziły... upuściła taboret, gdy już była na rękach u mamy i ten się rozpadł. Na szczęśćie łatwo się rozpada, ale i łatwo składa z powrotem.

    Noszenie ciężarów ćwiczyła wcześniej na litrowym kartonie mleka, to teraz przeszła do półtoralitrowej butelki. Wymiękła przy czterokilowej dyni i skończyło się na jej turlaniu po podłodze.

    Co do szczepionki, to na razie absolutnie żadnych objawów... a szczepionka ponoć "żywa", chyba ze 3-4 różne paskudztwa w niej siedziały. Doszliśmy do wnisoku, że to wyglądało tak.

    - Janie, otwórz drzwi, mamy jakichś gości. Ojej, jacy oni niewychowani, Janie daj packę na muchy. BUCH Janie, dziękuję. Posprzątaj proszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba przyznać, że Kluska zawsze jest w centrum zainteresowania ;)

      Usuń
  3. Eeee my młodego kąpaliśmy po szczepieniu, nikt nic nie mówił...

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas też jakoś o kąpieli, a raczej o nie-kąpieli nikt nic nie wspominał. Hmmm :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doszłyśmy dziś z babcią Kluski do wniosku, że to musi być coś z czasów zamierzchłych, kiedy zimą ogrzewano mieszkania piecami kaflowymi (czyli nie ogrzewano, bo nie było kasy na węgiel) i ten zakaz kąpieli wynika z obaw o przeziębienie. Po szczepieniu dziecko jest bardziej podatne na nowe infekcje i trzeba nań trochę chuchać. Tylko że w erze centralnego ogrzewania i ciepłej wody z kranu nie trzeba się tym martwić :)

      A z owocami dotarły do mnie nowe informacje, że to chodzi o szczepionki doustne, ale też nie wiadomo dlaczego akurat owoce a nie schabowe, bo chodzi o dietę lekkostrawną, żeby szczepionka lepiej się wchłonęła.

      Usuń
  5. ależ super wiosłuje tą łyżką, brawo! :)
    ja też pierwsze słyszę o niekąpaniu poszczepionkowym. i jakoś nie do końca jestem sobie w stanie wyobrazić, w jaki sposób kąpiel miałaby zaszkodzić. w każdym razie Bobik po czwartkowym szczepieniu brykał w wannie pół godziny i jeszcze żadne trzecie ucho mu na czole nie wyrosło ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdjęcie pierwsze. To twoje nogi? Patrze i nie wierze, ty chyba cała jestes jak jedno moje udo! Bede monotonna, zazdroszcze ci tej figury. A co do szczepienia, to Kluska zniosła je idealnie. No i ta zupa:). Kurcze no nigdy nie jadłam. Musze spróbować:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No moje, moje, często noszę dzwony, by je wizualnie poszerzać, bo straszny ze mnie patyczak. Pamiętaj, że mam 178cm wzrostu, to bardzo wydłuża proporcje.
      Co do zupy, to po prostu długo gotowana starta dynia, pół na pół z mlekiem + aromat migdałowy/waniliowy lub cukier waniliowy. Je się razem z zacierkami. Klusce dawaliśmy bez cukru, ale że dorwała się do zupy babci, to dostała "z". Mówi się trudno ;)

      Usuń
  7. My też akurat po szczepieniu na 13-14 miesiąc. Bez stresu i gorączek się obyło.

    OdpowiedzUsuń
  8. Aj, niby personel przeszkolony, ale wciąż różne zabobony rozpowiada. U mnie w 5 miesiącu, gdy przyszłam na wizytę kontrolną do gina, pielęgniarka zapytała -"Nie chce pani zwolnienia lekarskiego? Pani jeszcze pracuje?? Lata pani z tym brzuchem, jak kot z pęcherzem, a później będzie skakało pani po firankach dziecko! Dziwią się potem takie, że się dzieci z ADHD rodzą!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre! Ja to musiałam całą końcówkę leżeć, może dlatego Klu pierwszy rok była takim spokojnym dzieckiem. Tylko że teraz ma właśnie fazę ADHD ;)

      Usuń