15.12.12

Anioł nie dziecko

Zapowiadała się już w ciąży. Doprowadzała mnie do szału ze strachu, bo w ogóle nie kopała (chyba że siedziałam w pociągu). Liczyłam ruchy codziennie wieczorem po zjedzeniu czegoś słodkiego i to było naprawdę stresujące, bo Kluska w brzuchu głównie spała i trzeba było ją budzić pukając. Bałam się, że słaba albo chora, a ona po prostu była spokojna. W szpitalu lekarze i położne twierdzili, że nam się trafił los na loterii i nie mamy pojęcia, co to znaczy mieć dziecko. Cały bity pierwszy tydzień życia Kluska się budziła, bąknęła że coś o jedzeniu, dostawała cycka i zasypiała... raz nawet przespała całą noc. Osiem godzin.  Zwyczajowo budziła się na jedzenie raz w nocy i tyle. Nie wysypiałam się przez płaczące dzieci sąsiadek z pokoju. Dopiero jak się pochorowała, było gorzej. Jej straszliwy płacz postawił nas na nogi i kazał gnać do szpitala (jak się okazało, bardzo słusznie). Ale w kilka tygodni wszystko wróciło do normy, przejście na mleko modyfikowane było dla nas zbawieniem. Kluska jak zaśnie przed północą tak śpi do rana, czyli do ósmej (nie licząc bąkania przez sen o smoczek, który wypadł z buzi). Potem się budzi i czeka aż się obudzą rodzice. Bo ona nas nie woła, tylko bawi się rączkami. Wrodziła się w tatusia, na szczęście.


Nie wiemy, co to są kolki. To znaczy wydaje mi się, że miała kolkę parę razy tzn. bolał ją brzuszek i płakała jakoś piętnaście minut. Usypialiśmy ją pół godziny i strasznie byliśmy tym zmęczeni. Bo normalnie zasypiała w pięć-dziesięć bez marudzenia. Ale potem mi ktoś wytłumaczył, że kolka trwa wiele godzin i chyba nas posrało nazywając kolką 15 minut płaczu. No może to była jakaś krótka kolka. Tak że pierwsze trzy miesiące, kiedy jelita są niedojrzałe i dzieci różnie reagują na mleko - były męczące, ale niestraszne. Kiepsko było w szpitalu, bo antybiotyk powodował nietolerancję laktozy, co równało się kilkunastu kupom dziennie (nie przesadzam, dziennie szło 20 pieluszek). No i mało spała w nocy, bo ją te nieszczęsne kupy budziły. Miała też standardową porę marudnej aktywności wieczorem, nie chciało jej się spać, a jeszcze nie bardzo umiała sama się bawić, więc trzeba było sporo zachodu by tryb diabełka przełączyć w tryb aniołka. Na szczęście nie płakała cały czas tylko marudziła i brzęczała po swojemu z niezadowolenia (w wolnym tłumaczeniu: "Mmm, lamerzy! Zróbcie coś, ja się nudzę!"). To był zdecydowanie okres najgorszy. Po zakończeniu kuracji w kilka tygodni wróciła do jakiej takiej normy. Słabo było podczas wyjazdu Tomiego w góry, dwa tygodnie bez jego pomocy nieco mnie przeczołgały. Trochę pomagał mi brat, ale Kluska była na mojej głowie, tylko w weekendy i niektóre wieczory miałam do pomocy babcię (i tak dobrze). W usypianiu małej w ciągu dnia pomagały mi odgłosy bijącego serca z głośników oraz pozytywki. Ale nadal średnio spała w nocy. Właśnie wtedy odkryliśmy, że najlepiej śpi się jej przy włączonej muzyce. Kupiłam na allegro używaną karuzelkę i bujaczek z melodyjkami, uratowało nas to nie raz i nie dwa. Pomyśleć, że początkowo uważałam je za zbytek!


Poza tym na początku spała jak kamień. Za oknem cięli kostkę Bauma, hałas od cięcia betonu zagłuszał muzykę, a ona NIC. Teraz jest nieco starsza i wrażliwsza, ale nadal można przy niej spokojnie rozmawiać. Może nie krzyczeć, ale nie trzeba chodzić po domu na palcach.
I jak ja mam pisać o macierzyństwie bez lukru, jeśli moje macierzyństwo to istna sielanka? Nie no dobra, rączki mi czasem odpadają od noszenia, Kluska w końcu waży już około siedmiu kilo. A ja nie przypominam ciężarowca. Zabawiać królewnę też trzeba, bo co prawda w łóżeczku jest fajnie, na macie takoż, ale na rączkach u mamy lub taty jest jeszcze ciekawiej, zwłaszcza gdy noszą po domu. A jak na rączkach to koniecznie trzeba pośpiewać i potańczyć. Nie miałam pojęcia, jak Kluska potrafi ryknąć, dowiedziałam się dwa tygodnie temu na szczepieniu. I faktycznie, ryczała konkretnie jeszcze pięć minut, tyle trwała droga do domu z przychodni (na szczęście mamy blisko). Już na schodach przestała. Dostał butlę, poszła spać. I tyle było płaczu. Jak jej się zdarzy rozpłakać, to na kilka sekund i zaraz jej mija. Ostatnio cieszy się ze wszystkiego, nawet z kichnięcia. Jest też nocnym Markiem, zasypia niedługo przed północą. Sami ją tego nauczyliśmy, toteż nie narzekam. Wolę ją uśpić późno niż budzić się w środku nocy na karmienie i usypianie po karmieniu.
Da się żyć! Pomyśleć, że miesiąc temu miałam kryzys i zwyczajnie wysiadała mi psychika. Idealnego dziecka też można mieć dosyć, gdy w główce coś się robi nie teges. A mnie się zrobiło i to bardzo. Ale to mija, na szczęście. Reagowałam jak automat, zero pozytywnych emocji do dziecka, nie mogłam na nią patrzeć. Było mi bardzo źle, chorowałam strasznie przez ten cholerny wrzód na żołądku. A ona i tak cieszyła się na mój widok. I jak tu takiej nie lubić? Było, minęło, zapomnieć jak najprędzej!

Staramy się dzielić opieką w miarę po połowie, żebym była wypoczęta - wtedy mam siłę i ochotę z nią balować. Sama nie dałabym rady. Tata Kluski odwala codziennie naprawdę ogromny kawał roboty. Do końca życia mu się za to nie zdołam odwdzięczyć...


Z niepokojem oczekuję pierwszych zębów, prawdopodobnie sielanka wówczas się skończy. Ciągle jeszcze łudzę się, że może nie będzie tak źle, skoro Kluska niepłaczliwa z natury jest... relacja pewnie niedługo, pół roku kończy 31 stycznia. Będzie się działo, chyba wyprawimy jej jakieś połowinki. ;)

12 komentarzy:

  1. Przy muzyce? Nagranym biciu serca? Fanaberie :D
    Moje było najłatwiej uśpić, zostawiając przy włączonej pralce. Zmywarka też powinna działać, ale wtedy nie mieliśmy. Odkurzacz też był dobry.

    OdpowiedzUsuń
  2. Puszczałam jej różne szumy z komórki, nie działało! Nawet przez moment miałam specjalną apkę na androidzie i be. Muzyka koniecznie, na bicie serca uodporniła się niestety po miesiącu. Takie muzykalne zwierzątko mi się trafiło, no ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. a u mnie byla kolysanka Bramsa z "karuzeli" zainstalowanej nad lozeczkiem - karuzela z pilotem, ... w nocy, kiedy Mlody sie budzil i plakal, zanim sie do niego wstalo, wlaczalo sie karuzele! Muzyka, latajace ;) pieski i zajaczki na suficie, ...czesto dzialalo. Poza tym odkurzacz zawsze go usypial :) Sielanki nie bylo, bo Chlopak mial problemy z ukladem pokarmowym, ktore nasilily sie okolo 18 mca zycia, i nie dawaly nam spokoju przez kilka lat.
    Ach, i ja tez mialam TEGES, baby blues...! "Bylo, minelo, zapomniec jak najpredzej!"

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja przyjaciółka włączała dzieciom - a ma ich troje - radio z sączącą się muzyka i działało;żadne z nich co prawda muzykiem nie zostało, ale szczęśliwi są;)

    I muszę to powiedzieć, nic na to nie poradzę - Kluska na ostatnim zdjęciu wygląda jak z reklamy, nie chcę Cię straszyć, ale jak się ma takie ładne dziecko, to na jednym grzech poprzestać!
    ... i na dodatek jeszcze grzeczne;(

    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nu, raczej poprzestaniemy, mój organizm nie jest przystosowany do bycia w ciąży, ciągle były problemy, leczenie w szpitalu, z porodem też dramat, transfuzja itp. Wolę nie ryzykować drugi raz, zwłaszcza że jest duże ryzyko zrostów... po prostu poszliśmy na jakość, nie na ilość ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, najważniejsze, że się udało;)
      Ból rozumiem, ja miałam też ciężki poród, przedtem ciążę z problemami, jedno dziecko stykło aż nadto...

      Trzymajcie się ciepło;)

      Usuń
  6. Moja znajoma, gdy ją pytano, czy mąż pomaga jej przy dziecku, odpowiadała: "Nie, nie pomaga."
    I dodawała: "Mój mąż jest pełnoprawnym rodzicem i oboje tak samo zajmujemy się dzieckiem."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak byłam chora, bywało że to ja pomagałam Tomiemu a nie on mnie. Staramy się dzielić wszystkim łącznie z nocami, inaczej byśmy powariowali. Dobrze, że mamy taką możliwość.

      Usuń
  7. Lavinka jestem pod wrażeniem twojej blogowej płodności hehe
    Pewnie zajrzę tu czasem, bo nasze bachory takie rówieśnicze sa, może się czegoś nauczę, albo uzupełnię coś "mondrym" komentarzem ;)

    Jedyny wcześniejszy blog o bachorach na jaki zaglądałem to BACHORMAG - polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. U nas podobnie! :))) Każde zdanie jakbym czytała o własnym synu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już myślałam, że tylko ja tak mam, dobrze, że jest nas więcej. Ciekawe kiedy nasze aniołki pokażą różki :)

      Usuń