9.5.16

Mały skarb w lesie, czyli geocaching z dzieckiem

Postanowiliśmy zrobić rodzinnie quiz biedronkowy taty Kluski. Pierwszy etap wymagał nieco wspinaczki, do finału trzeba było dotrzeć przez strumień. Klusce się tak spodobało, że musiałam przeprowadzić ją kilka razy tam i z powrotem. Taka zabawa!



No i na koniec szukanie skarbu i oglądanie fantów. Nie, nie możesz zabrać skarbu, żeby pokazać babci. Buuaaaa! No dobra, ale tylko na chwilę. Kurczę, trzeba wymyślić jakiś patent, żeby skarby lądowały znów w kryjówce. Albo robić brzydsze pojemniki. ;)



Drugi punkt wycieczki to piknik na polance. Kawusia, te sprawy. Ale zaraz, co tam w tle widać? Dom! Domek łan, tu , tsi, oj, aj, sześ, sie! No oczywiście, domek siedmiu krasnolutków. I leci taki mały Gapcio na spotkanie. Widać, że zeszłego wieczoru oglądała królewnę Śnieżkę? Śnieżką być nie chce, chce być Gapciem. Nawet ją rozumiem, kto by w królewskiej kiecce wytrzymał cały dzień. I jeszcze starucha wciska zatrute jabłka. ;)


Hej ho! Hej ho!


Chyba złamaliśmy jakieś przepisy. ;)


I tak góra dół kilka razy...


Rzecz jasna bez gotowania zupy z błota się nie obeszło. Gdyby ktoś był ciekaw sukienki, to nie dostanie jej w sklepie. Uszyta z jerseyu kupionego na grupie i starego t-shirta tatusia. Koszt - 10zł + robocizna mamusi. :)


Szycie idzie mi coraz lepiej, młoda ma już trzy sukienki i parę spodni, których nie wstyd zakładać, tylko nie ma za dużo zdjęć. Na pewno wychodzi taniej niż kupowanie nowych w sklepie. Z sukienek zeszłorocznych poza paroma wyjątkami po prostu dziecko wyrosło.