27.7.18

Kluska lubi ogórki

Nie ma większej frajdy niż jakiś piknik z udziałem starych autobusów. Kluski nie trzeba namawiać, zawsze i wszędzie. A to przy okazji Nocy Muzeów, a to innej imprezy.


Ogórek to popularna nazwa Jelcza 043, który w latach 60 i 70 zdominował polski rynek komunikacji miejskiej i podmiejskiej. Produkowano go do roku 1986, ale w latach 80 już niewiele z nich jeździło w miastach, raczej obsługiwały pksy. Ja urodzona w 1977 już się na warszawskie Ogórki nie załapałam, jechałam tylko kilka razy na koloniach. Miały bardzo wygodne siedzenia, ale niestety okropnie w nich śmierdziało benzyną i spalinami, co niestety źle na mnie wpływało. Ale teraz chyba są w lepszym stanie technicznym, bo jechałam muzealnym ogórkiem kilka lat temu i te kilka przystanków wytrzymałam.


Kluska nie cierpi na żadne problemy podczas jazdy pojazdami spalinowymi, więc to jej nie dotyczy.Kasowanie biletu zawsze na propsie, czy to elektronicznie, czy po staremu wajchą. ;)

Oprócz Ogórków na takich wystawach bywają inne Jelcze, nieco młodsze, które pamiętam z dzieciństwa. Czasem też trafiają się Ikarusy.
A czasem całkiem nowoczesne modele.
Ale co omnibus, to omnibus. Tylko konie wcięło ;)

Fajnie jest też zajrzeć pod spód.


A to niespodzianka, bo tramwaj. :)


Jednak jazdy Ogórkiem nic nie przebije.


19.7.18

Wakacje na plaży

Wszyscy pojechali nad morze, a nam ostatnio otworzyła się plaża po remoncie kilka kilometrów od domu. To pojechaliśmy, a co. Wyszło pięć do cienia, bo niestety słońce wyszło zza chmur w tym samym momencie, w którym my z domu. Tu trzeba dodać, że nie przepadamy za smażeniem się na słońcu w upały, raczej wolimy niższe temperatury a latem chociaż cień.


Na szczęście w pobliżu plaży remont przeżyło kilka drzew i w ich cieniu rozbiliśmy nasz mały obóz hamakowy. Ledwo mi starczyło liny, bo odległość między pniami okazała się spora. Zalew Żyrardowski może nie nadaje się najlepiej do kąpieli, ale do budowania zamków z piasku jest w sam raz.

Po drodze przytrafiła się nam mała awaria, Klusce spadł łańcuch, przez co nie mogła pedałować. Na miejscu usiadłam w wolnej chwili i naprawiłam.



Kluska najpierw zbudowała wulkan (woda miała być lawą), a potem razem z tatą zrobili model grodziska wczesnośredniowiecznego z fosą. W sumie chyba już pora, by zacząć ją wozić po grodziskach, nadszedł wiek, kiedy zaczyna się rozumieć historię i grodzisko przestaje być tylko "górką".


Oprócz tradycyjnego żarełka i kawy zbożowej posilaliśmy się strawą duchową, a dokładniej tata Kluski czytał nam felietony Wiecha. Idealne na wakacje, krótkie opowiadania o przedwojennej lub tużpowojennej Warszawie. Dla mnie, Warszawianki z przysłowiowego dziada pradziada - mają one szczególną wartość.


Prócz plaży zwiedziłyśmy z Kluską plac zabaw z zielonym labiryntem, ale nie zabrałam ze sobą aparatu, to musicie uwierzyć na słowo. Plac zabaw jest jakości przyzwoitej, niestety całkowicie nasłoneczniony, więc szybko z niego uciekłyśmy do cienia. Mam za to zdjęcia z innej wycieczki, jak to wygląda.

Zebraliśmy się ekspresowo z powodu nadciągającej burzy i dzięki temu zdążyliśmy przed zlewą. Latem niestety trzeba się ścigać z deszczami i burzami podczas wycieczek.


7.7.18

Kiełbaska z ogniska!

Już dawno temu obiecaliśmy Klusce kiełbasę z ogniska, ale jakoś nie mogliśmy się zebrać. A przecież do tak zwanego miejsca wyznaczonego nie mamy daleko. W końcu pojechaliśmy licząc, że może do 14 nie będzie jeszcze upału w leśnym cieniu i rzeczywiście, nawet było czasem chłodnawo, że aż żałowałam niezabrania bluzy i ukradłam Tomiemu na chwilę flanelkę.



Zanim zrobi się ognisko, trzeba skombinować drewno, co też uczynił Tomi z małym pomocnikiem.





Ognisko zrobiliśmy malutkie, ot tyle by upiec kiełbaski. Wzięłam dokładkę. Klusce jedna wystarczyła. Twierdziła, że na wyjeździe z dziećmi z przedszkola kiełbaska była smaczniejsza. Może inny gatunek, a może tamta była grillowana? Nie mam pojęcia.






Nasz nowy pojemnik na żarcie. Bardzo praktyczny, elementy mogą podróżować osobno lub skręcone razem. Kubek metalowy dla skali ten 3/4, nie typowy duży.





Hamak musi być, chociaż odległość między drzewami była trochę za duża i musiałam z jednej strony zawiązać pojedynczo, co skutkowało zsuwaniem się w dół pod naszym ciężarem.



Graliśmy też w grę kostkową z biblioteki, wyrzuca się dowolne obrazki i trzeba z nich wymyślić historię o panu Marianie, hihi.


Wracaliśmy przez las i skrzynkę Filipsa, baaardzo szybka skrzynka ze względu na komary, które omal nas żywcem nie pożarły. Mała wymiana fantów i wrzuciłam geokreta. My już mieliśmy skrzynkę znalezioną dawno temu, ale Kluska jeszcze nie. Ze względu na gryźlice zrezygnowaliśmy z szukania czegoś innego po drodze.



Skrzynka




A wieczorem Kluska jeszcze poszła na rower i naprawdę sporo jeździła, najpierw sama, potem z przyjaciółką, którą wyciągnęła na dwór z pomocą domofonu (sama sięga do przycisków).


Czy Wasze córki chodzą po drzewach? Bo moja tak. :)

5.7.18

Wycieczka do Błonia!

Trochę spóźniona wycieczka do Parku Bajka w Błoniu, gdzie co roku jeździmy na totalne wybawienie. Zdarzył się jeden chłodniejszy dzień, ale nie zimny i bez deszczu, to trzeba było rzucić wszystko i pojechać, bo zaraz upał będzie, a to jeszcze gorsze. Byliśmy w upalny dzień w zeszłym roku i nieco się umordowaliśmy, choć Kluska jak zwykle przeszczęśliwa. Trasa ta sama z lekkim objazem, bo gazociąg się remontuje. "Ten" gazociąg. Dzięki temu wiemy, którędy leci. ;)









Kluska zgłodniała po zjedzeniu pierwszych racji żywnościowych już w Baranowie, więc zrobiliśmy krótki popas żarciowy. Ostatnio Tomi wozi kawę i warzywa w specjalnym plastikowym pojemniku, który dostał na dzień taty. Bardzo przydatny, można go łączyć, można trzymać oddzielnie od drugiego. To tu Kluska zaczęła skandować hasła "Jeść! Pić! Coś tam! Jeść! Pić! Coś tam!" - spodobało mi się i dlatego nazwałam wycieczkę właśnie tym mianem. Jak zwykle Kluska jadła niemal bez przerwy. Gdzie ona to mieści?





Przejazdem pomachaliśmy też Pisi Tucznej ze smutkiem przyznając, że kiedyś tu będzie lotnisko. Le bu.





W Błoniu odwiedzamy pomnik Pchły Szachrajki i czytamy fragmenty wiersza o niej. Kiedyś już tu byliśmy z Tomim, ale w weekend, a w weekend teren jest zamknięty, bo to jakaś poradnia. Dziś wtorek, to się udało.







Wokół był miły ogródek, więc jeszcze pofociłam Klusencję. Tylko mi ostrość zabiło.







W Parku Bajka nieco zmian, naprawili fabrykę piasku, za to ogrodzili wszystkie wieloryby z trawy, które odrastają powoli. Zielona zjeżdżalnia nadal niedostępna (w remoncie jest też kącik muzyczny, działają tylko jedne rury i bębny bez jednego), ale nie marudzimy, bo i tak Kluska siedzi głównie w wiosce indiańskiej z fabryką. Odwiedza też często gabinet luster. Ciekawe, za pierwszym razem się ich bała. Biegamy jeszcze kilka razy po terenie, a to wielkie leżaki, a to szachy, a to sieć dla starszych dzieci, a to fontanna i tak robi się późne popołudnie, czas się zbierać.







Pacman!



























A to nasze ulubione rybki po drodze.



W drodze powrotnej utykamy na przejeździe kolejowym. Jeden pociąg. Drugi pociąg... minęło 10 minut i nadal czekamy na trzeci. Tomi zauważa, że przejazd na horyzoncie jest otwarty i auta jeżdżą, tylko my stoimy. Postanawiamy obejrzeć go z bliska i przejechać tamtędy. Co prawda w międzyczasie pociąg nadjeżdża i oba szlabany się otwierają, ale odkrywamy, że na pozornie ruchliwszej trasie ruch jest jednak mniejszy niż po otwarciu szlabanów na tej mniej używanej.



Jedziemy dalej wśród coraz wyższej kukurydzy i krowich pastwisk. Widzimy kilka bocianów, krów, kury, koguta i słyszymy pasikoniki. Na wiadukcie nad autostradą Kluska namawia Tomiego na ponowny zjazd, ja zostaję na przystanku i czekam na nich. A oni mi uciekają. Ale niedaleko. ;)