13.11.19

Jesienny raport wycieczkowy

Co prawda jesień się jeszcze nie skończyła, ale sezon dalekich wycieczek raczej już się wyczerpał. Pewnie jak co roku skoczymy jeszcze rowerowo do lasu w pobliżu, albo do biblioteki, ale myślę, że co ważniejsze wycieczki można już opisać.

Wraz z rozpoczęciem szkoły zastanawialiśmy się, jak to będzie z obecnościami, ale jako że Kluska z programem jest do przodu, możemy czasem jej w tygodniu urwać dzień lub dwa. Zwłaszcza gdy pogoda dopisuje. I na takie wagary (ale edukacyjne!) wybraliśmy się kilka razy.

1. Wycieczka na plac z kulami w Grodzisku Mazowieckim


W Grodzisku przybył nowy plac zabaw, ale fajniejsze są kule obok niego. Dziecko może się nauczyć rodzajów kamieni, są granity, marmury, piaskowce, jakieś dziwne zlepieńce, naprawdę warto. Tym bardziej że przypomina to wizualnie układ planetarny i można zrobić mini-lekcję astronomii. :)

O, Jowisz!

Skoro jesteśmy w Grodzisku, to jeszcze zaglądamy do biblioteki, ale Kluskę rozpiera energia, więc nie siedzimy długo.

I lecimy na plac zabaw z siecią (ten pod dworcem).

2. Wycieczka nad Oberwankę


W naszej okolicy płynie sobie rzeka Rawka, gdzie czasem na zakrętach są dzikie plaże. Jedna z takich plaż, uwielbiana przez kajakarzy, ale i innych mieszkańców, latem jest tłumnie odwiedzana. Dlatego wybraliśmy się jesienią, żeby mieć odrobinę prywatności. A i tak było dużo ludzi, bo byliśmy w weekend.

Najpierw jednak atrakcje po drodze, na przykład uroczy dworzec w Radziwiłłowie.
Zwiedzanie kościoła

Zwiedzanie grodziska wczesnośredniowiecznego (no, bardziej strażnicy).


Szukanie skrzynki geocache oraz oglądanie robali przez lupę wraz z Wielką Księgą Robali :)

 Krótkie grzybobranie
I wreszcie plażowanie

3. Wycieczka na cmentarz ewangelicki w Aleksandrii i do rezerwatu Puszcza Mariańska


Kluska jest na tyle dojrzała, że rozumie co to opuszczony cmentarz, więc można ją nastrajać turystycznie i pokazywać mniej znane miejsca. Jednym z nich jest zupełnie zapomniany cmentarz, gdzie zachowało się kilka nagrobków.
Sam rezerwat piękny. Przy okazji spotykamy znajomego, więc się robi jeszcze milej. :)
Jedziemy jeszcze do ścieżki przyrodniczej w nadleśnictwie, skoro jest po drodze. No prawie. ;)

4. Grzybobranie


Sezon grzybowy obrodził wyśmienicie, choć lato było suche. To się oczywiście wybraliśmy w takie nasze sprawdzone miejsce przy kilku starych świerkach (Puszcza Bolimowska).

W lesie czuć już pierwsze ślady jesieni

5. Wycieczka urbeksowo plażowa


Czyli najpierw zwiedzamy ruiny dworu, a potem lecimy na dziką plażę po żwirowni, gdzie obok trwa budowa Parc of Poland, czy jak on się teraz nazywa.

Kluska ze śmieci stworzyła SZTUKĘ, czyli ślimaka. :)
I plaża (oczywiście nie ma mowy o kąpieli)

6. Wycieczka na ognisko do lasu

Chyba nie pisałam na blogu jeszcze o nowym rowerze Kluski, który ćwiczy od wakacji. Od razu z za małych 16 cali przeskoczyła na 24 cale. Rower producent opisał jako powyżej 125cm, ona ma ponad 130, długie nogi, więc był na styk i wydaje się, że jej odpowiada. W każdym razie na lżejszych przełożeniach spokojnie daje radę po lesie. Dystans ponad 14km (całościowy), więc niedaleko, ale też i niełatwy terenowo na sporym odcinku.

Rower jest z tańszych i cięższych, więc daleka jestem od polecania go jako najlepszy z możliwych, ale powiedzmy, że jak się przy nim trochę podłubało, to nadaje się do jazdy.

7. Odwiedziny wiosennego szałasu

Wiosną zbudowaliśmy z Kluską szałas i postanowiliśmy sprawdzić, jak przetrwał letnie wichury i burze. O dziwo idealnie, więc go jeszcze rozbudowaliśmy. Przy okazji mama testuje tarp, żeby mieć coś na przelotne deszcze i do spania pod hamakiem jako letnią alternatywę do namiotu.

8. Namiotówka nad Wisłą #1

W końcu się wybraliśmy na dłuższą wyrypkę, trasa przez skansen i punkt widokowy w Granicy, ale też wcześniej przez plac zabaw w Kaskach. Pierwszy dzień okazał się jednak trochę długi i ostatnie 10km (w sumie przejechaliśmy pierwszego dnia ponad 70) jechaliśmy po ciemku i trochę Klusce się nudziło, więc śpiewaliśmy piosenki. ;)

Klusce skansen nie przypadł specjalnie do gustu, zdecydowanie wolała coś zbudować w lesie, a w Kampinosie nie wolno szałasów, to była niepocieszona. No trochę jej poprawił humor punkt widokowy i kalkulator. Dobrze czytacie, kalkulator. ;)
A tak spaliśmy. Testujemy namiot rodzinny. Nie jest on jakoś specjalny na wiatr, ale do parodniowych wycieczek w spokojnej aurze wyśmienity, bo ma ogromną sypialnię i pojemny przedsionek. Na wiślanej plaży było tak fajnie, że postanowiliśmy przy okazji odwiedzić ją ponownie, jeśli trafi się ciepła noc (w okolicy 10 stopni). Może napiszę o nim osobną recenzję (nikt nam nie płaci).
Szałas musi być. ;)

Wracamy przez Tułowice na skróty, bo robi się mokrawo i zimno. Po drodze Kluska czyta Komisk i jakoś czas leci.

9. Szałasowanie ponowne

Kluska marudzi, że chce te szałasy budować, to wracamy do tego z wycieczki nr 7 i bawimy się jeszcze raz. Liści zdecydowanie mniej, trochę chłodniej, październik w pełni.

10. Namiotówka nad Wisłą #2


Okazało się, że przyjemna aura prognozowa objawiła się szybko, więc pojechaliśmy nad Wisłę drugi raz, ale krótszą trasą, żeby rozbijać namiot przed zmrokiem i móc na spokojnie rozpalić ognisko, nazbierać drewna i tak dalej.

Już na początku zaliczamy małą awarię szprych roweru tatusia i mamy przymusowy postój. Ale że tym razem jesteśmy lepiej przygotowani, bo mamy ciepłą zupę w termosie, więc czas szybko mija.
Jedziemy przez Brochów, by pokazać Klusce kościół, który przypomina zamek. Oryginalna tkanka została wielokrotnie zniszczona przez wojny, ale kościół odbudowany i jest wielką atrakcją turystyczną okolicy.
Kluska zapisana do Zuchów nie chce na wycieczki chodzić inaczej niż w mundurze, co robić. ;)
Zdążamy na piękny zachód słońca, choć nieco za chmurami.
Rano też jest ślicznie. Musimy tu wrócić wiosną, kiedy woda po roztopach opadnie.