Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bilans dwulatka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bilans dwulatka. Pokaż wszystkie posty

30.10.14

Wiosna?

W naszym parku zakwitły kasztany. Jedno drzewo ma nawet młode liście. Powariowała natura.Mimo ochłodzenia Kluska i tak woli mieć gołą głowę. Czasami uda się jej wbić kominek na pół spaceru, czy też przejedzie kwadrans w wózku z  beretem na czubku głowy, który jednakże nie zakrywa uszu. Dziś latała w samym dresie, jeansowa kurtka tylko na czas jazdy. Zimny chów się sprawdza, mieliśmy w domu epizod kataralny, babcię Kluski zawiało i trochę nas pozarażała. Dziecko z katarem i gołą głową siedziało w piaskownicy przy temperaturze 2 stopnie w cieniu (na słońcu musiało być z 5, ale wiał silny zimny wiatr), po kilku dniach śladu po katarze nie ma. Opłaciło się ją hartować od pierwszych dni jesieni. Szybkiemu zdrowieniu sprzyja fakt, że nadal mamy wyłączone kaloryfery, więc powietrze w domu ma właściwą wilgotność.


Długo siedzieliśmy na mostku i karmiliśmy sucharami ptactwo. Dokładniej Kluska karmiła, co jakiś czas podjadając to i owo. Od dawna sprawia wrażenie dobrej duszy karmicielki, ale ostatnio przechodzi samą siebie. Przynosi nam czasem jedzenie "na niby". Na przykłąd tatusiowi tackę z pustym kubkiem. Wszystkie domowe pluszaki dostają "niam niam". Mamy też mini-serwis kawowy, to to już zabawa na całego. Kluska robi prawdziwe przyjęcia i podaje nam filiżanki z suchą kawą. Po kim ona to ma, grzecznie się pytam? Może po prababci Jasi? Jedyna osoba w najbliższej rodzinie, która wolała spędzać czas z ludźmi, a nie z dala od nich ;)




Potem był chwilowy protest, bo jakże to tak, z mostku widać plac zabaw! Ale jakoś ją przekonaliśmy, że jedziemy do Jordanka i tam się wybiega. Jak to dobrze, że Kluska się uspokaja podczas jazdy rowerem. Jest zbyt ciekawie, by tracić czas na awantury. Nuda ostatnio doskwiera memu dziecku codziennie, zabawki do kitu, komputer mamy nudny, tata puści Zmienników, to przez chwilę będzie ciekawiej, ale poza tym w kółko to samo... no bo ile można rysować i przyklejać kółeczka do książki? Ile skakać na materacu mamy? Ile wieszać się na rączce od sanek w starym łóżeczku (bujając się na jego brzegu)? Ile wspinać się na meblościankę i ile wywalać przyprawy z szafki w kuchni? Co innego na Jordanku, tu można wszystko. Głównie biegać od konika do karuzeli i z powrotem. A jak się człowiek zmęczy, to rodzice zrobią dużo babek, w które można wtykać sosnowe igły.


Sosny, sosenki, raju jakie wy jesteście dłuuuugie? Aż się prosi, żeby przytulić. Poza tym co starsze osobniki doskonale nadają się na kryjówkę. Dziś długo bawiłyśmy się z Kluską w chowanego. Raz ja jej szukałam za sosną, raz ona mnie. Zjeżdżalnia tym razem została ledwo zauważona, kącik dla maluchów przebiegnięty tylko dwa razy, huśtawki w zasadzie zignorowane. Prócz Kluski na placu bawiła się jeszcze dwójka maluchów. Jakie one przy niej wydawały się spokojne. Były jeszcze dwie starsze dziewczynki na karuzeli, ale zwiały na widok pędzącej Kluski i więcej ich nie widziałam.Grunt to mieć dobre wejście. Oczywiście na karuzeli musieliśmy być w trójkę, tak mi się kręciło w głowie, że myślałam, że z niej nie wyjdę o własnych nogach. A ten mały tajfun jeszcze chciał biegać dookoła i mną kręcić. Czy chwaliłam, że moje dziecko lubi do tej karuzeli wbijać się w biegu? I wyskakiwać też? Co mi przypomina moją babcię Jasię, która na początku okupacji ze swoją młodszą kuzynką na Marymoncie wskakiwała do tramwaju w trakcie jazdy. I jak je dorwał wujek i sprał na kwaśne jabłko. No cóż, wtedy metody wychowawcze były kontrowersyjne, ale babcia Jasia (prababcia Kluski) opowiadała, że więcej nigdy w życiu do tramwaju nie wskoczyła, ciotuchna Lusia zresztą też.




Jak jest ciekawie rano, to popołudniu musi być nuda. Wieczorami odpalamy nosidło, trochę mi dziecko poskacze na plecach, powygłupia się ze swoim odbiciem w lustrze i mamy pół godziny spokoju. Dłużej nie bardzo mogę. Mój kręgosłup nie nadaje się do dźwigania ciężarów w okolicy czternastu kilogramów, a wsiadać na plecy taty Kluska ostatnio nie chciała. Ale może dlatego, że jej nie daliśmy marchewki.


Z nią to tylko przekupstwa i fortele, grunt że skuteczne i nie ma za dużo protestów. Czasem tylko kategorycznie odmawia kąpieli, to zapewne pochodna buntu dwulatka, takie uparcie się dla uparcia, bo ona przecież kąpiel uwielbia. I tu jest zarzewie konfliktu między mną a babcią Kluski. Ja macham ręką, a babcia chce kąpać na siłę, co zazwyczaj kończy się mokrą babcią i wkurzoną Kluską. Tylko lekko zamoczoną, raczej niewykąpaną. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się raz na parę tygodni. Moim zdaniem ma to związek ze zmęczeniem Kluski. Czasem chce po prostu od razu iść spać. Normalnie siedzi w wannie ponad pół godziny i trzeba ją wyciągać siłą. Co oczywiście też generuje wrzask, ale chyba tylko pro forma, chwilę później jest spokój i wygłupy.


W ogóle październik upłynął pod kątem mądrzenia. Częściej pojawiają się niby-słowa, np. wczoraj podczas rozmowy na niby przez telefon Kluska powiedziała coś w rodzaju "heo". Próbuje też sama się bawić. Ale i tak prędzej czy później nas zajmuje, bo jednak woli kolektywnie. Jeżdżenie samochodem jest nudne, lepiej popychać go do mamy. Zdecydowanie lepiej rzuca się piłeczką z tatą, niż bez taty. I tak z każdą rzeczą. Czasem nakrywa się kołdrą i udaje że śpi, a tak naprawdę my mamy wołać "gdzie jest Kluska" i ją znajdować. Dwójka totalnie aspołecznych rodziców, co najchętniej życie spędziliby na odludziu lub w ciasnej szafie, a tu takie nastawione na społeczne interakcje dziecko. Czasami mam wyrzuty sumienia, że nie umiem się z nią dostatecznie zajmująco bawić. Umiem jej wymyślić zabawę samodzielną, zawsze wolałam bawić się sama pod stołem, z dala od innych. A tu trzeba coś na dwie, trzy osoby. Podrzućcie jakieś sprawdzone pomysły, co?


Mam też nadzieję, że to nie ostatnia wycieczka rowerowa w tym roku, ciągle mam ambicję zrobić przynajmniej po jednej wycieczce w listopadzie i grudniu (kombinezon przeciwwiatrowy nabyty czeka na pierwsze mrozy), ale to zależy od pogody, w końcu w zupełnej ulewie czy śnieżycy jeździć nie będziemy (chyba że uda się małą wbić do przyczepki). Wszystko wskazuje na to, że jesienią rowerem jeździ się o wiele przyjemniej niż latem, nie trzeba się bać przegrzania ani udaru, nie trzeba wozić ze sobą hektolitrów picia, w lesie nie ma komarów... same plusy :)

3.10.14

Bilans dwulatka i trzecia dawka FSME - IMMUN (kleszcze)

Trochę się zawiodłam. Czytałam o bilansie dwulatka niestworzone rzeczy, w naszej przychodni chyba zrobili wersję uproszczoną. Uznaję za odbębniony, ale poza standardowym badaniem chodu w zasadzie go nie było. Wzrok i słuch stwierdzone na oko. Jeśli chodzi o niedobory mowy Kluski, to usłyszałam, że żadne tam dwieście czy trzysta słów, ma prawo nie mówić dużo do trzeciego roku życia i skoro się porozumiewa po swojemu, skoro wykonuje dużo poleceń, to nie ma co się przejmować i skierowania do logopedy nie dostałam. Za to dostałam listę leków bez recepty na wypadek biegunki i wymiotów (wyjazd do Egiptu).


Więc niestety niczego o bilansie się u mnie na blogu nie dowiecie, bo nasza pediatra jest starej daty i jak dziecko biega, płacze i się awanturuje, jest dla niej normalnym dwulatkiem. Tylko wagą się jej zdziwiła, bo Kluska mając 94cm wzrostu waży 14kg. Całkiem sporo zważywszy na to, jak wygląda, a wygląda raczej szczupło. Przynajmniej kończyny. Dopiero jak się człowiek przyjrzy, widzi całkiem spory brzuszek. Zawsze pełny ;) No i Kluska jest mięśniakiem, wiadomo że tłuszcz waży mniej niż mięśnie, a ona tłuszczu ma tyle co na lekarstwo. Za to mięśni całkiem sporo. O czym boleśnie przekonaliśmy się podczas zastrzyku.


FSME - IMMUN to dziwna nazwa szczepionki przeciwkleszczowej. A raczej przeciw odkleszczowemu zapaleniu mózgu. Choroba groźna zwłaszcza u dzieci. A że jak wiecie, w lesie bywamy regularnie - to i dzieciaka na to dziadostwo szczepimy. Szkoda, że nie ma szczepionki na boreliozę, zawsze się stresuję, że Klu coś złapie, ale jak dotąd jakoś to paskudztwo się jej nie ima. Mamy różnie preparaty odstraszające owady i chyba działają.


Zastrzyk jeden, a krzyku jakby zarzynali. Najgorzej było z utrzymaniem nogi. Przez ostatnie pół roku Klusce tak wzmocniły się nogi, że nie byłam w stanie utrzymać ich nieruchomo. Konkretnie prawego uda. Omal pielęgniarka nie złamała igły. Oj ma doświadczenie kobita. W końcu zawzięliśmy się w trójkę, ja dwiema rękami nogę, tata Kluski resztę wijącej się Kluski, a pani pielęgniarką dociągnęła resztę. Spodziewałam się problemów, obrzęków - po dwóch dniach nie ma śladu po ukłuciu. Tradycyjnym efektem ubocznym szczepienia jest rozgadanie Kluski. Zawsze przez kilka dni po każdym szczepieniu jest bardziej gadatliwa. Wczoraj w wannie wyszło jej nawet bardzo ładne "daj". Lubi wydawać rozkazy, czasem wydaje je sobie samej, albo zabawkom. Wcześniej to brzmiało: "da". Jak chce coś dostać, to jeszcze czasem woła wyraźne "mA!" lub "mAM!" - czyli chcę mieć. Ale poza tym marnie, naliczyłam nie więcej niż kilkanaście słów. Chyba że liczyć wieloznaczne "mmmm mmmm" z różną intonacją, wtedy to co najmniej dwa tysiące, hi hi.


Oczywiście, że od czasu do czasu schizuję w temacie autyzmu i innych tego typu problemów rozwojowych. Żeby nie zwariować, szukam terapii stymulującej mowę (nie bardzo stać nas na prywatnego logopedę, ale kto nam zabroni z dzieckiem ćwiczyć w domu?). Popularna jest metoda krakowska, ale tu bez specjalisty się nie obędzie. Póki co znalazłam Makaton, czyli naukę komunikacji za pomocą łączenia gestów i obrazów, często łączony z językiem migowym (wiąże się to z tym, że początkowo służył między innymi dzieciom głuchoniemym, z zespołem Downa, etc.). Gad bless Chomik i google, na początek mamy spor zapas piktogramów. Kluska obrazki lubi, chętnie słucha nazw wyrazów przedstawionych na obrazkach, tylko chyba woli kolorowe, więc będę się musiała pobawić w Gimpie. Najpierw wprowadza się pięć gestów/wyrażeń. Zaczynam od wyrażeń, które zna i rozumie, czyli jeść, spać, pić  i tym podobne. Nie nastawiam się na spektakularne efekty, po prostu muszę coś zrobić, żeby nie zwariować. No to koniec gadki na poważne tematy, czas się rozluźnić i przejść do części rekreacyjnej wpisu.


W nagrodę za to, że Kluska tak ładnie kopała i waliła nas pięściami podczas szczepienia (nasz ulubiony tekst do Kluski to: "nie kop babci, bo się spocisz!") zabraliśmy ją po drzemce do lasu. Rowerowo, bo dzień już krótki niestety. Złapaliśmy ostatnie promienie słońca na polance i wjechaliśmy do lasu. Tam już nieco zimniej i wilgotniej, na szczęście mamy już bluzę "misia" na tę okazję i się nie boimy (ta konkretna jest z KappaHlu, ale podobne tylko kolorowe można dostać w Biedronce za grosze, nabyliśmy zielony). To chyba jakiś rodzaj poliestru. Nie tak wiatroodporny jak typowy polar, ale równie ciepły, może nawet bardziej? Każdemu polecam, w zimne sierpniowe wieczory w Norwegii zakładałam takiego misia na polar, na to jeszcze kurtkę od wiatru i było akurat ;)

A w lesie, jak to w lesie, trzeba było przeprowadzić roboty drogowe, pogłaskać mech i zrobić długą traskę pieszą. Z rodzicami oczywiście. Jeśli Klusce te zdolności zostaną na dorosłe życie, to będzie doskonałym przewodnikiem i żaden UU* jej nie przerazi. Ma swoje metody i nie daje się zbić z tropu. Wycieczka idzie, wycieczka nie marudzi i proszę się nie rozłazić! Poza tym w związku z wydarzeniem typu "pierwsza krew" Kluska ma brzydki strup pod nosem i na jednym zdjęciu uchwyciłam moment, w którym wygląda jak czarownica szukająca nowego trzonka do miotły. Albo jak młoda babcia Weatherwax odpalająca miotłę na pych ;)


W lesie byliśmy krótko, a i tak dotarliśmy do domu po zmroku. Postanowiliśmy w miarę możliwości (pomiędzy moimi zleceniami) chodzić lub jeździć do lasu w ciągu dnia. Ale o tym w następnym wpisie.


*UU - Upierdliwy uczestnik. Skrócona nazwa uczestnika wycieczki z przewodnikiem, który ostatni wstaje, pierwszy marudzi że kawa za zimna, a ognisko za duże, kwestionuje trasę i kompetencje przewodnika, jęczy na obiedzie, że niesmaczny, przed wieczorem jest już chory i następnego dnia nie chce nigdzie iść. Co zdolniejsi UU potrafię doprowadzić do rozbicia grupy i przylotu helikoptera. Zazwyczaj są jednak niegroźni i łatwi do unieszkodliwienia (najczęściej przez ignorowanie).