A jak Alisa
Przyjmowała nowa pediatra (ta szybsza i bezstresowa), miała do pomocy "naszą" położną, nie było żadnych opóźnień. Położna zabawiała dzieciaki, mierzyła je i ważyła, a lekarka odbębniała biurokrację. Było bardzo sympatycznie. W ferworze oczywiście zapomniałam spytać o gluten i chyba musimy sami podjąć decyzje, kiedy zacząć go podawać. Położna nie mogła się nadziwić, jak mała urosła. Ostatni raz widziała ją mierzącą 54 cm (jesteśmy charakterystycznymi rodzicami, dlatego nas poznała). A teraz Klusię ma 71 cm (to już 97 centyl) i waży 8 kg (75 centyl). Obwód głowy ma w 50c. Całkiem nieźle jak na dziecko, które w piątym tygodniu życia ważyło niewiele więcej niż po urodzeniu czyli 3,3 kg. Kluska ani trochę nie płakała podczas badania, zajęta gryzakiem. Tylko przy sprawdzaniu gardła bąknęła obrażona. Szczepienie zapowiadało się optymistycznie. I faktycznie, pierwszego wkłucia mała nawet nie zauważyła. Rozryczała się tylko przy drugim, na szczęście na krótko. Teraz wiem dlaczego. Pierwsza szczepionka miała igłę od producenta, druga miała inną, większą, bardziej bolesną w efekcie. Tylko nie wiem która była która. Nowa pani od szczepień wyjaśniła, ale ja mało pojętna jestem. No to z głowy, została jeszcze tylko trzecia dawka wzw B 21 marca (akurat na święto wiosny).
Zapakowaliśmy się do wózka i pojechaliśmy zwiedzać graffiti na pobliskich garażach. Mogłaby z tego wyjść cała galeria, wrzucam tylko parę fotek z małą. Z nadmiaru wrażeń i turbulencji od trawnika Kluska usnęła, a my poszliśmy po pączki na rynek i do kilku cukierni, by sprawdzić gdzie są najlepsze. Trwało to chyba z półtorej godziny albo więcej, nareszcie sensowny spacer (wczoraj byliśmy w gościach, ale to były symboliczne dwie półgodzinówki, dla nas piechurów długodystansowych to zdecydowanie za mało). Z godzinę po naszym powrocie zaczął padać śnieg. A nie wierzyłam w prognozy ;)
Dzień obfity we wrażenia, okazało się że babcia Kluski wraca nie jutro ale dziś. Ledwo co mieszkanie ogarnęliśmy, ale po prawdzie burdel był jak zwykle. Kluska została przestymulowana nadmuchiwanym młotkiem, ogromnym brzęczącym słoniem oraz stukającym bębenkiem. Ja też właściwie byłam przestymulowana, zwłaszcza szarym sweterkiem z ażurowymi plecami! Zastanawialiśmy się, jak Klusię zareaguje na babcię po tylu tygodniach rozłąki. Na początku była nieufność i głębokie zastanawianie się "skąd ja znam ten głos?", "co to za gęba?" - po paru minutach mała powiedziała coś w rodzaju "Baaa!" i już się nie bała. Jeszcze trochę czasu minęło, zanim znalazła się na rękach u babci, ostatecznie przekonał ją słoik zupki jarzynowej. Teraz sobie obie smacznie śpią w salonie. Babcia wróciła! :)
Widać, że charakterystyczni :)
OdpowiedzUsuńA w przychodni jacy jesteście? ;)
Ja też przeżywam szczepienia :/
W przychodni jesteśmy strasznie roztargnieni, w związku z czym budzimy współczucie i wszyscy nam pomagają ;)
Usuńto się nazywa offowy spacer! rewelacja!
OdpowiedzUsuńSzczepienia... Temat-trauma.
OdpowiedzUsuńMnie zawsze umawiają na jakąś dziką godzinę i zawsze się spóźniam. Bo rano akurat Drago cały czas jest głodny oraz robi kilogramy kupy. O ile z tym jedzeniem jestem go jeszcze w stanie ogarnąć polowo, to notorycznie mam stres, że akurat kiedy trzeba będzie go rozbierać, usra się po same pachy (pardonnez-moi).
A już od kilku miesięcy przewijanie go trwa przynajmniej 5 minut, tymczasem w przychodni na Wrzecionie absolutnie nikt nie jest miły (dopóki nie powiesz, że chcesz zapłacić za szczepionkę) i wszyscy strasznie poganiają z ubieraniem, rozbieraniem itd.
Na szczęście jakimś dziwnym trafem za każdym razem, kiedy idziemy do lekarza, Drago odstępuje od swoich zwyczajów i nie zapełnia pieluchy o poranku. I na szczęście w listopadzie wyrobiliśmy limit szczepień aż do maja. Ufff...
Płakać szczególnie nie płacze, za to ku mej dzikiej satysfakcji ani nadęte pielęgniarki, ani przemądrzałe lekarki nie są w stanie utrzymać go w miejscu podczas mierzenia i badania. Za każdym razem proponuję pomoc, bo wiem, co będzie, ale w zamian słyszę "nie, my mamy doświadczenie, poradzimy sobie bez problemu, dziękujemy [foch]. Ok. Więc tylko oglądam i mam ubaw...
Widzę, że przychodnia na Wrzecionie trzyma peerelowskie standardy. Z bratem się w niej chowaliśmy całe dzieciństwo, ZGROZA. Współczuję, chyba nie znam żadnej innej w okolicy, pod tym względem północne Bielany są strasznie ubogie. Nasze kochane osiedle Wawrzyszew przez 40 lat od rozpoczęcia budowy nie dochowało się żadnej państwowej przychodni (prywatnej na nfz chyba też nie ma). Osiedle na 20 tys. mieszkańców. W czasach wyżu lat 70 to było nie do opisania, co się działo. Cztery godziny oczekiwania na cokolwiek minimum.
UsuńW sumie miło ze strony Drago, że robi wyjątki w sraniu przed szczepieniami :)
Z reakcji poszczepiennych, akurat ta bolesna strzykawka jest pechowa, po raz pierwszy Klusię ma mały obrzęk, daliśmy kompres z sody, powinni pomóc. Za to prawie nie ma temperatury, wczoraj wieczorem chyba miała ciut większą, ale nie na tyle by dawać panadol. Rano wstała jako ten skowronek i w ogóle nie marudzi.
OdpowiedzUsuńu nas nie ma żadnych reakcji poszczepiennych... na ostatnim to nawet MIchać mnie rozwalił... babka mu wbija igłę a ten się wgl nie zorientował... dopiero jak zaczeła wstrzykiwać szczepionę to się popłakał.....a chwila potem..zapomniał że wgl coś dali i...zasnał. po śpiącku go ubierałam i na tym koniec z reakcji poszczepiennych
OdpowiedzUsuńszczesciary, babunie miec u boku to najwieksze szczescie:))
OdpowiedzUsuńGłównie w weekendy i święta, ale to i tak ogromne szczęście :)
Usuń