Łapka-Pułapka w akcji
Kluska odkryła, że samodzielność jest fajniejsza od służby. Co oznacza dla nas trudne dni. Dlaczego? Otóż podawana zabawka jest be. Fajna jest zabawka, po którą się sięgnie własnoręcznie i własnoręcznie chwyci. Czasami wieszam nad Kluską zabawkę na sznurku i nią macham, a Kluska bawi się w chwytanie i puszczanie. Im trudniej złapać, im więcej czasu jej to zajmuje, tym lepiej, tym dłużej się tak bawi. Ale odejść od łóżeczka nie można na krok. Noszenie też już nie jest tak atrakcyjne jak kiedyś, trzeba nosić małą w miejsca z których można po coś sięgnąć. To za wcześnie na lęk separacyjny, ale z naszą pomocą można sięgnąć łatwiej i prędzej, toteż nie można jej zostawić na dłużej. Nadal nie pełza (syndrom za ciężkiego kupra), ale rosną jej ambicje. Leżeć na plecach długo nie poleży, przekręcać jej się nie chce (za duży wysiłek), więc krzyczy na nas, byśmy ją przekręcali. Na jakiś czas starcza położenie jej na brzuszku, wtedy walczy o każdy centymetr. Ale z czasem się męczy, przewraca na bok lub na plecy (to potrafi) i zaczyna nam ubliżać. Na dodatek świat stał się do tego stopnia zajmujący, że przeszkadza w jedzeniu! Do czego to doszło!
Tak zwany portret rodzinny z przodkiem,
sofą znajomych i Śledziem
(tak naprawdę to jakaś inna ryba,
ale nie możemy spamiętać nazwy).
Klusię dużo czasu spędza u nas na kolanach wijąc się niemiłosiernie. Ponieważ jeszcze nie potrafi samodzielnie się poruszać, bawię się z nią w taczkę (trzymam za korpus a pozwalam "chodzić" rękami). Na jakiś czas wystarcza. Czasami biorę ją pod pachy i lekko podnoszę do góry. Jeśli sięga nogami moich nóg, to zapiera się i próbuje stawać (takie sprężynowanie). Za wcześnie odkryła pozycję siedzącą i czasami nie można inaczej, trzeba ją podtrzymywać przy lekkim siadzie, a ona szaleje z zabawkami w dłoniach. Te same zabawki w pozycji na leżąco są be. Do tego stopnia, że Klusię potrafi się rozpłakać! Moje idealne anielskie dziecko drze się przez całe trzy sekundy, bo nie robię tego, co mi każe. Oj biedni my będziemy za kilka miesięcy, tak coś czuję. I wcale nie przez zęby! Kluskokracja nastaje...
Ciekawa świata jest, ręce mamy czy taty to idealne miejsce na odkrywanie nowych ciekawych rzeczy :D
OdpowiedzUsuńTo prawda, miejsce idealne dla dziecka, niestety niekoniecznie dla rąk, bo trochu już mnie bolą od noszenia. Plus zaczęły dokuczać stawy kolanowe od ciężaru. Oj ja biedna, biedna ;)
UsuńTa notka jest trafiona w dziesiątkę - jakbym o naszych perypetiach czytała. A i fota super. Gdzie dopadliście taką sofę? Też tak chcę!
OdpowiedzUsuńSofę dopadliśmy u Werrony, przy okazji zdobywania kesza "Złota Rybka" Dwa razy, bo myśleliśmy że uda się bez ciasta, ale się nie udało i musieliśmy potem przyjść drugi raz (z faworkami) ;)
UsuńTo nie tak, umówiliśmy się na wizytę w celu przechwycenia mojego mobilniaka do serwisu, ale niecałą dobę wcześniej Werrona opublikowała skrzynkę i tam wrzuciła mobilniaka... że niby w ciągu jednego dnia zrobimy ciasto bez co najmniej tygodniowego uprzedzenia??? pfff!
UsuńNnnnoo tttttak, ale zawsze istniała szansa, że znajdziemy skrzynkę "przypadkiem" ;)
Usuń"Syndrom cięzkiego kupra" Powaliłaś mnie tym tekastem na łopatki:-p
OdpowiedzUsuńWidzę, że mamy ten sam model niemowlaka. Jestem terroryzowana by trzymać w pozycji siedzącej tak by można było sięgać przedmioty ze stołu. Szokujące jak ciężkie rzeczy taki maluch jest w stanie poruszyć - wczoraj zrzucił ze stołu 1.5 l butelkę wody...
OdpowiedzUsuńO właśnie, przypomniałaś mi, że tata Kluski czasem mówi na nią "Nasza różowa Alkaida" ;)
UsuńSkąd ja to znam :)
OdpowiedzUsuńDostałaś ode mnie taga :)
OdpowiedzUsuńhttp://wszystkoiwszystkoinic.blogspot.com/2013/02/o-t-g-o-w-n-a.html
Chciałabym się pochwalić albo może pożalić, sama nie wiem, że u nas od wczoraj łapki-pułapki są przyczepione do samodzielnego, dwunożnego centrum ściągania wszystkiego ze stołów. Jest jazda! :)
OdpowiedzUsuńGratuluję i współczuję zarazem, teraz już nie można się schować ;)
Usuń