14.1.13

Zamienił stryjek siekierkę na kijek...

O polskiej służbie zdrowia można by epopeję napisać. Zwłaszcza państwowej. My idziemy trybem mieszanym, to znaczy mała jest w przychodni prywatnej, która podpisała umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia. Dzięki temu mamy wewnętrzną komputerową bazę danych, drukowane recepty, piękny naścienny przewijak w poczekalni, kącik z zabawkami, miłe panie w recepcji i nowoczesną windę na pierwsze piętro (pediatra przyjmuje na parterze, ale czasami coś się zmienia i wyjątkowo trzeba iść na piętro). Od państwa dostaliśmy całą resztę, czyli lekarzy i burdel.


Zapisy przez jakiś czas były ładne, na godzinę, z kilkudniowym wyprzedzeniem. Coś tam się nie udawało, teraz trzeba zapisać dziecko rano (nie licząc szczepień, te zostały po staremu), telefonicznie (graniczy z cudem) lub osobiście (lawirowanie w kolejce i wpychanie się półbezczelem do dziekanatu nareszcie się przydało, przyszłam niemal ostatnia, dopchałam się piąta). Lekarz polski, jak wiadomo - ma własne poglądy. To niestety skutkuje tym, że dziecko nie jest leczone i badane tak, jak być teoretycznie powinno, ale zgodnie z wizją danego lekarza. Co oznacza to w praktyce? Eee... loterię. To chyba najlepsze słowo.

Do tej pory nie mieliśmy wyboru, Kluskę badała miła pani mniej więcej w moim wieku, która na każdej wizycie ważyła dziecko, czasem też mierzyła, robiła szczegółowy wywiad (czym jest karmione, jak się rozwija, czy robi to, czy tamto, czego nie robi), wypisywała dużo w książeczce zdrowia, wypisywała masę recept (czy potrzeba, czy nie potrzeba), skierowań (na wyrost, a nuż się przydadzą). Wizyta trwała pół godziny, dziecko przy badaniu rozebrane do zera. Trochę mi tej gorliwości było ciut za dużo, postanowiłam skorzystać z nadarzającej się okazji i zobaczyć, jak to będzie u kogoś innego.

W przychodni od tego tygodnia są dwie panie leczące maluszki. Druga pani lekarka okazała się być osobą starszą, prezentującą sposób leczenia typu peerelowskiego. Po pierwsze pani się zdziwiła, że przyszłam ze zdrowym dzieckiem (A kontrola co miesiąc?). Nie byliśmy pewni tego zdrowia, bo mała parę razy nam zakasłała, ale może to było tylko zachłyśnięcie się śliną. Kluska jest jednym wielkim śliniakiem. Pani doktor nawet nie kazała rozebrać małej do zera, wystarczyło rozpiąć wierzchnie ubranko tak, by jej wszedł pod bodziaka stetoskop. Osłuchała, zajrzała do gardła, stwierdziła że zdrowe i do widzenia państwu. Trochę zdębiałam. Nie poprosiła o książeczkę zdrowia, nie zajrzała do komputera, nawet małej nie zważyła.


Chyba wrócimy do poprzedniej lekarki. Dlaczego u nas w Polsze jest zawsze albo nadgorliwość, albo zupełna olewka, nigdy normalnie, pozostanie dla mnie zagadką.

9 komentarzy:

  1. My chodzimy do zwykłej przychodni, też mamy kącik zabaw, przewijak itd., zapisujemy się telefonicznie (bez żadnego problemu), mamy świetną pediatrę, więc nie mogę narzekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marudziłam trochę i odczuwałam potrzebę zmiany, teraz mam porównanie i wracam na "stare śmieci" ;)

      Usuń
  2. Echhh niestety ciężko znaleźć pediatrę idealnego :(

    OdpowiedzUsuń
  3. masm bardzo dobra pediatre....chodze do przychodni panstwowej czyli do NFZ..ale czesto co rusz kogos opierdalam...zwlaszcza jak ktos nie wypelni swych obowiazkow nalezycie...najwiecej obrywa sié pindom z rejestracji...czasem pielegniarkom, raz tylko opierdolilam lekarza. jak mi cos jest zwykle chodze na duzyr bo moj lekarz POZ to ciulas i raz ze nie umie postawic wlasciwej diagnozy to jeszcze daje leki ktore sa kompletnie nie na to schorzernie i tak zawsze musze po tem isc na dyzur "poprawic"" do ginekologa tez chodze pañstwowo i mam super ginekologa ale do okulisty i usr - tylko prywatnie, w przychodni robia po lebkach, a kogos kto nosi soczewki nie przyjmuja panstwowo chyba ze z\ naglym wypadkiem

    no i....z racji ze prawie cala moja rodzina to sluzba zdrowia nagminnie wpycham sié bez kolejki ku wielkiemu niezadowoleniu moherow i matek z dziecmi - te ostatnie zawsze chca byc pierwsze se swoim dzieckiem i sa gotowe zagryxc ale mam je w dupie.


    nie obrazajac swojej rodziny uwazam ze w tym kraju sluzba zdrowia jest chora.... niestety;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę, ja w przybytku zdrowia jestem zawsze jako te ostatnia niemota. W ogóle wszędzie, gdzie pojawia się biurokracja. Może przy dziecku się z czasem wyszczekam, ale póki co kiepsko mi idzie ;)

      Usuń
  4. Jak to mówią nadgorliwość gorsza od faszyzmu.... jednak kiedy chodzi o zdrowie malucha nie ma co... My mamy taką normalną, wyluzowaną babeczkę po 40. Fajna jest i nie zmieniam póki co. Tylko te kolejki do przychodni....masakra!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chodze do dwóch lekarek, w zaleznosci od tego która przyjmuje. Jedna raczy nas non stop antybiotykami inna z kolei jest normalniejsza, ale z uwagi na prace niekiedy nie mam wyboru i usze isc do tamtej. Co do badan to u nas wygladaja podobnie, dla mnie to w sumie normalne. po co dziecko stresowac skoro nic mu nie jest:-p.

    Ps zostałas nominowana zapraszam http://herbata-ze-szklanki.blogspot.com/2013/01/nominowana.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja mama nie zgodzilaby sie zTwoja opinia, jest dokladnie przeciwnego zdania:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie Twoj pediatra nie jest wcale nadgorliwy. To jest norma. Moja dwojke prowadzam do lekarza na reguralne (obowiazkowe) kontrole i zdazali mi sie rozni lekarze, ale kazdy rozebral, osluchal, zwazyl, pozagladal w oczy, uszy, sprawdzil bioderka. To jest po prostu kompletny egzamin.
    Prawda tez, ze ja kozystam z francuskiej sluzby zdrowia, ktora uznawana jest za jedna z lepszych. Jak sie zna system, to nie jest tak zle.
    Sfrancuziala

    OdpowiedzUsuń