To znaczy dzięki temu, że mam więcej czasu dla siebie (jeszcze poprawki do zleceń nie dotarły, a już mam pomoc przy dziecku), wyrywam każdą godzinę na własne przyjemności. Jak każda wyrodna, wiadomo. Od nowego roku codziennie jeżdżę na rowerze, podczytuję pokątnie książki, lenię się i marnuję czas w internetach. Co się przekłada na blog kluskowy. Nie chcąc zanudzać moich gości dniem codziennym, nie piszę nic. Czas kluskowy upływa wśród posiłków, bajek, piosenek, spacerów i zabawek. Niebawem czeka nas szczepienie, ale w hurtowniach zabrakło szczepionki i czeka mnie maraton po aptekach, może coś gdzieś się ostało. Inaczej trzeba będzie przekładać termin. Nietopsz.
Im Kluska jest starsza, tym bardziej samodzielna, a ja wracam do dawnego życia. Nie do końca normalnego. W głębi nadal jestem zwariowanym dzieciakiem. No bo znacie kogoś dorosłego, kto ucieszy się ze znalezionego plastikowego jaszczura i zacznie mu robić zdjęcia z widokiem na trasę szybkiego ruchu? Albo kogoś, kto specjalnie zacznie się wspinać na niewysoki komin na szczycie trawnika na dachu koszar, by potem z niego koniecznie zeskoczyć? Albo zacznie bawić się z dzieckiem klockami i nie zauważy w ferworze zabawy, że dziecko już sobie poszło? To ja, lavinka ;)
Wracam też do prowadzenia blogów związanych z moimi zainteresowaniami. Czyli miastem, w którym mieszkałam, podróżami rowerowymi i szlajaniem się po krzakach. Ciepła aura sprzyja tego typu aktywności, tym mniej mam czasu na analizowanie problemów rodzicielskich i chyba mi to wychodzi na dobre. Już się tak nie stresuję nogami Kluski, zwiększył mi się dystans do jej ograniczonej mowy, jakoś powoli akceptuję stan rzeczy. Skoro nie mogę teraz niczego zmienić, to zamiast frustrować się - postanowiłam to do czasu olać i zająć się teraźniejszością. Na nią przynajmniej mam jakiś wpływ. Plany sobie można planować, wspomnienia wspominać, a o chwili obecnej się zapomina. Przypomniałam sobie i żyję nią od tygodnia.
Jakiś pseudobuddyzm mnie dopadł, czy coś.
Jeśli więc chcecie być na bieżąco z tym, co się dzieje u mnie - najłatwiej zajrzeć do mnie na bikestatsa, albo na Warszavkę. Tutaj napiszę coś w przypływie weny najprawdopodobniej koło weekendu. Pozdrowienia od Kluski! I smacznego! :)
Michałek ostatnio upodobał sobie plastikowego lwa......jak on ciekawie wygląda idąc z królem zwierząt w paszczy. ma jeszcze plasikowego jelenia i żyrafę ale woli lwa. ostatnio też zauwqżyłam zamiłowanie do plastikowych zwierząt....na szczeście mam tego w cholerę u siebbie w kiosku za grosze;)
OdpowiedzUsuńKluska upodobała sobie opakowania po jogurcie i butelki PET. W zasadzie nie muszę w ogóle kupować zabawek ;)
UsuńI to jest złota recepta na szczęście- nie zagubić dziecka w sobie:)!
OdpowiedzUsuńKorzystaj z takiej aury, bo nie wiadomo kiedy się zmieni i w jaką stronę pójdzie;)
OdpowiedzUsuńNo, jak przyjdą śniegi i mrozy, to najwyżej do śmietnika na rowerze będę śmieci wozić. Więcej na raz się wywiezie, a zawsze pół kilometra do statystyk się doliczy ;)
UsuńWypluj te słowa, żadne śniegi i mrozy w tym roku nie przyjdą:). Byle do wiosny:)
UsuńTrafiłam na twój blog i zostaje. Miło jest tu u ciebie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie :)
Pozdrawiam ---> http://czekamynacud.blog.pl/
A wiesz, jak fajnie zaczyna być, jak dzieci dorosną? Pasje, pasje, pasje...
OdpowiedzUsuńA to zależy, czym się Kluska będzie pasjonować :)
UsuńWyrodnej to dobrze ;)
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuńhttp://swiatamelki.blogspot.com/
Lavinko, tak trzymac;)
OdpowiedzUsuńA umiec dzielic pasje dziecka, to nie taka częsta umiejetnośc, nie zgub jej.
OdpowiedzUsuńfajnie piszesz -fajny blog, obserwuje♥ i zapraszam do nas:
http://oliwkowy-swiat.blogspot.com/