Dziś mieliśmy szczepienie drugą dawką przeciw odkleszczowemu zapaleniu mózgu. Ryk się zaczął już praktycznie na widok pani doktor. Niestety było tak jak przewidywałam, za krótka przerwa między wizytami, Kluska ją po prostu poznała. Za 6 tygodni lecimy z ostatnią dawką Pneumokoków i 5w1, więc będzie zapewne powtórka z rozrywki. Podczas robienia zastrzyku Kluska tak się nie darła, jak podczas osłuchiwania stetoskopem. Pocieszam się, że zdrowa jak rydz to i badanie było formalnością.
Po wyjściu z gabinetu mała strzeliła focha. Obraziła się. Dała się ubrać, włożyć do wózka, zażądała pieluszki i udawała, że nas nie ma. Nawet później w sklepie. Półki interesowały ją jak zwykle, na nas nawet nie spojrzała. Na szczęście nie gniewała się długo. Po jakimś czasie rozdzieliliśmy się, ja poleciałam do domu zanieść zakupy, a tata Kluski z Kluską pojechał dalej. Złapałam ich jadąc na wycieczkę rowerową tuż pod blokiem. Inne dziecko, rozgadane, śmiejące się przy łaskotaniu (łaskotałam ja).
Zaczęliśmy dzień wcześniej niż zwykle, mam nadzieję że i wcześniej skończymy. Nie uśmiecha mi się balująca Kluska do 23. Poza tym babcia wyjeżdża na dwa tygodnie, więc nie będzie już tak różowo jak zwykle. Ale jakoś sobie poradzimy. Tylko dziecko będzie bardziej rozpuszczone ;)
Oj tam dzielna była, stetoskopu to nikt nie lubi. W mojej rodzinie krąży opowieść jak to jako mały pyrdek zwinęłam lekarzowi stetoskop i uciekałam z nim przez pół ośrodka zdrowia:-p. A ty sama tym rowerem jeździsz? Bo ja myślałam, że głównie z tatą kluski:)
OdpowiedzUsuńNiezła historia :)
UsuńA z jeżdżeniem różnie. Ostatnio częściej jeździmy osobno, bo ktoś musi mieć oko na małą, a jak ją zabierzemy, to nie ma takiej laby. Poza tym zaraz nam zasypia i jest kłopot ;) Razem jeździmy, gdy mamy z kim zostawić małą i ten ktoś ma kogoś jeszcze do pomocy, czyli zazwyczaj w weekendy. Ostatnio jeżdżę codziennie, bo chcę zrobić 365 wycieczek w 365 dni. Mam nadzieję, że się uda i kolano mi nie odmówi posłuszeństwa.
Jej co za ambitny plan!! Trzymam mocno kciuki, żeby ci się udało bo to będzie nialada wyczyn. Ale kto jak nie TY??!!!
UsuńNo właśnie! Kto nie da rady? Ja? Bułka z masłem (zwłaszcza przy takich żenujących dystansach, no ale powiedzmy że jest styczeń i mi wolno wolno i krótko).
UsuńPrzyznam się szczerze że dopiero teraz przeczytałam cały blog od początku do końca.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba i nie żałuje że tu weszłam
Można tu u ciebie znaleźć wiele ciekawych rzeczy
Życzę zdrowia dla Was wszystkich.
Pozdrawiam Serdecznie :)
Ojej, toż to ponad rok wpisów do przeczytania. Szacunek, mnie by się chyba nie chciało czytać na raz swoich nędznych wpisów ;)
UsuńNie żartuj. Jakich nędznych?! Są bardzo ciekawe.Mam czas to przeczytałam, a co ! ;D
UsuńNędznych językowo, stylistyka u mnie zawsze kulała. Czasem po paru dniach przeglądam ostatnie wpisy i je jeszcze poprawiam.
UsuńDzielna Kluska!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę,że masz chwile tylko dla siebie! Oj kondycje pewnie masz zajebista a nogi wyrzeźbione:) Matko pokaz nogi:D
Nogi mam zdecydowanie za chude. W ogóle cała jestem za chuda. Tylko jestem uparta. Co, ja nie wjadę na tę górę? W norwegii miałam kryzys, zakwasiłam sobie mięsnie i chyba z 10km pchałam rower zanim w końcu się poddałam i zadzwoniłam po transport (naszego ratunkowego busa w funkcji lazaretu). Następnego dnia bałam się zsiadać z roweru, żeby nie powtórzyć tej historii i machnęłam wiele kilometrów. Wariatka po prostu :)
UsuńA fotkę mej sylwetki masz tu: http://ink361.com/app/photo/ig-629906413933542183_40979077
Zawzięta jesteś na ten rower;) Fajnie.
OdpowiedzUsuńA Kluska tą pieluszkę to tak polubiła jak pluszaczka? Zastanawia mnie to bardzo, bo mój Fifi nie ma nic takiego ulubionego. Przytulać się lubi tylko do mojej ręki;)
Polubiła pieluszkę mając parę miesięcy i tak zostało do dziś. Jak bohater fistaszków kocyk. Przypadkiem, używaliśmy jej jako ochrony przed jesiennym wiatrem, a ona zaczęła ją łapać i zasuwać sobie na twarz. Miesiącami inaczej nie zasypiała, jak z pieluszką na twarzy. Stary przyjaciel. Ma inne zabawki, ale właściwie się nimi nie bawi. Jej główne zabawki to pieluchy, pudełka, papier toaletowy, stara klawiatura, nienadmuchane baloniki w kubełku i tak dalej i tym podobne :)
UsuńByć może to zniechęcenie po ostatniej wizycie nałożyło się na taki etap w rozwoju. Nasz Starszak na początku bardzo lubiał swoją lekarkę, a potem nagle, przyznam, że po dość długiej nieobecności u niej bo nie było potrzeby, właśnie kontakt ze stetoskopem wywoływał u niego płacz, szloch, lament. Nie pomagało to, że lekarkę znał, ani zabawy w domu w lekarza, samo jakoś minęło.
OdpowiedzUsuńNa poprzedniej wizycie stetoskop był zimny i podejrzewam uraz się utrwalił. Też nie lubię. Mogliby je czymś ogrzewać.
UsuńPrzez 7la widziałam jedną lekarkę, która wpadła na to, żeby stetoskop ogrzewać w ręku, dodatkowo chuchając na niego ciepłym powietrzem z ust :)
UsuńBardzo uroczo mimo wszystko Waszej Klusce foszek wychodzi :D
OdpowiedzUsuńi w ogóle to wcale się jej nie dziwię, takie panie ze strzykawkami bywają straszne... ;)
Po tatusiu. On też czasem malowniczo się obraża :)
UsuńNa szczęście w tym wieku kobiece fochy trwają nadzwyczaj krótko, później może być różnie :) Bardzo podoba mi się kurtka Kluski- z charakterem :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam zapał, silną wolę i motywację do jazdy w styczniu :) Choć pewnie, do tego co sprawia przyjemność specjalnie motywować się nie trzeba.
Kurtka wynorana w alledrogo, używana, jak mniej więcej połowa ubrań kluskowych. W sklepach szukałam takiej, ale nie znalazłam. Długa, wiatroodporna, z misiem na plecach, cienka. Najlepsza na wiosnę, jesień i ciepłe dni zimą. Puchówki uznaję tylko przy mrozach poniżej -10, a że zeszłą zimę Klu przejeździła w polarowym kombinezonie i tym samym śpiworze, to doszłam do wniosku że kurtka zimowa jej niepotrzebna. Wystarczy gruby sweter pod. Póki co pod spodem ma bluzy, cieńsze lub grubsze w zależności od siły wiatru. No i dziecię nieprzegrzane zdrowe jak rydz :)
UsuńSłuszna uwaga, do przyjemnych rzeczy nie trzeba się motywować. Właściwie najtrudniej zebrać mi się na dłuższe wyprawy rano, bo lubię sobie dłużej pospać. A tu trzeba na rower wsiadać. Ale już po kilku minutach jazdy dostaję solidny zastrzyk endorfin i mi niechęć do wychodzenia spod kołdry mija jak ręką odjął ;)