25.1.14

Takie tam pierdolety codzienne

Ostatnio zostałam zawalona robotą, co przy braku babci oznacza mniej czasu na blogowanie. Dlatego też cisza tutaj (blog kluskowy trochę przegrał z innymi moimi). Poza tym codziennie godzina schodzi mi na rower. To znaczy jazda pół godziny, plus szykowanie się, plus wracanie i robienie wpisu na blog statystyczny. Ledwo wypiję herbatę i trochę zajmę się robotą, dziecię się budzi i żegnaj spokoju. Właściwie to muszę się przyznać, że ostatnio moja wyrodność nieco kuleje. Mała stała się doskonałą wymówką do przesuwania terminów i opóźniania zleceń. Zabawy z nią bywają męczące, to się nie zmieniło, ale czasami jest fajnie potarzać się u mnie na materacu, fajnie jest popatrzeć jak ogląda sobie książeczki, fajnie jest być z nią dla niej samej.

Ale nie o szóstej rano.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni mała kilka razy obudziła się w nocy albo nad ranem, co mnie nieco przeczołgało. Ja wiem, że większość z Was ma to na co dzień, ale ja jestem królewna, pańska skórka i nie nawykłam do służenia innym królewnom. Doszło nawet do tego, że Kluska na dźwięk "jedzenie" sama sobie zaczyna pchać fotelik z przedpokoju do salonu. Oj panie, kiepsko dzisiaj o dobrą służbę, trzeba samemu sobie radzić. ;)


Zima się zrobiła prawdziwa. Z tej okazji do końca popsuło mi się okno w pokoju, to znaczy nie można go do końca zamknąć i wiatr z Moskwy wieje mi prosto w plecy (gdy siedzę przy komputerze). No szlag. Ja lubię zimno, ale niekoniecznie wyjący przeciąg całą noc. W końcu znaleźliśmy srebrną taśmę. Tata Kluski przykleił nią ręczniki przy szparach i jakoś to pozatykał. Przy okazji -8 na zewnątrz przyszło mi do głowy, by odkręcić kaloryfery. O głupia. Od razu dziecię zaczęło pokasływać. Zakręciłam z powrotem, dziecku założyłam sweter i znów jesteśmy zdrowi (teraz sweter zamieniłam na polarowy bezrękawnik, dziecię się szybko zaaklimatyzowało, piżamę ma tylko ciepłą, bo się w kółko odkrywa w nocy). Gile dało się wypsikać wodą morską i nowe jakoś się nie tworzą. Mimo to jest w mieszkaniu diabelnie sucho, a nie mamy nawilżacza powietrza. Za namową znajomych z Blablera zastosowałam metodę chałupniczą, czyli leję wrzątek do menażki i stawiam na szafę w salonie (jedyne miejsce jeszcze nie zapełnione w całości książkami i zarazem niedostępne dla Kluski). No i sobie ten wrzątek paruje i podnosi wilgotność.


Pomalutku sobie żyjemy, prawie jak hipisi, bez stresu, bez pośpiechu. Z mową jakby coś drgnęło. To znaczy nadal Kluska nie wymawia słów, ale jakby przybyło sylab. Już nie tylko ba ba, ale: ba ma, ma pa, ma baba, nje ba, gu coś tam coś tam i inne wariacje. Jestem pewna, że coś znaczą, ale jestem za głupia i za stara, by pojąć co. Pomyśleć, że mając cztery lata jeszcze coś tam kumałam w niemowlęcym i robiłam za tłumacza. To znaczy tłumaczyłam mamie gaworzenie mojego brata, bo je autentycznie rozumiałam (to nie były słowa i zdania jak w dorosłym języku, ale pojęcia, uczucia, wrażenia opisywane dźwiękami w różnej intonacji). Pewnie dlatego zaczął mówić dopiero po ukończeniu dwóch lat. Coś czuję, że Klu idzie podobnym trybem.

Doszły też intensywniejsze histerie z powodu lodówki, bo dziecię nie ma siły jej samo otworzyć, a rodzice nie zawsze chcą to zrobić. Powiem brzydko, często ustępujemy, bo jesteśmy cieniasy i nie lubimy jak dziecko wyje. Najbardziej miękki jest tata, ostatnio nawet specjalnie trzymał Klusce drzwi, żeby mogła biegać między lodówką a robotem kuchennym, którym rozrabiałam ciasto na naleśniki. No cóż. Uroki bezstresowego wychowania. Sami chcieliśmy, to mamy ;)



A i z zębów przebiły się trzy kły. Został jeszcze czwarty, ale już mu niewiele zostało.

6 komentarzy:

  1. ja z jednej strony cie niecepią marznąć....a z drugiej jestem wielkim fanem zimnego chowu jeśli chodzi o ubranie. przuy -11. wymiekłam i włączyłam kaloryfer. blok mamy ocieplony okna plastilowe więc w zasadzie jak nie ma dużych mrozów całą zimę "jedziemy" na wyłączonych kaloryferach i jeszcze codzienie wietrzę. bo zaduch i gorąc się robi.

    zas alegrii na zimno nabawiłam sięw robocie. jedź tu człówieku na pierwszą zmianę o 6......gdzie by dojechać muszę wstać o 4. - wtedy to w zasadzie jeszcze środek nocy i na teromwentrze minus trzydzieści.....z czego poł dniówki na zimnje hali ( bo co beda grzać. grzeja tylko jak idzie forma i spieniarka - te sprzęty w zimie nie chodzą wcale bo w branży budowlanej to matrwy sezon).....i na przerwie.....gdzieś w połówie dniówki....zaczynam już mieć objawy stężenia pośmiertnego;))))))))))


    z ostatnim punktem notki - u mnie jest dokładnie na odwrót nigdy nie ulegam jak mus to mus skoro dziecku czegoś nie wolno np. wejść do kuchni...rzucać ( swego czasy Tomuś lubił rzucać zabawkami zwłaszcza w telewizor).....to nie ma bata,,choćby miał wpaść w histerię i wyć nie wymusi na mnie. jestem wielkiem przeciwniejiem wychowanie stricte bestresowego u mnie muszą być zasady szacunek i konsekwencja - i u mnie ten model się sprawdza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, ja mam taki charakter, że nie potrafię nie odpuścić. Hołduję zasadzie żyj i daj żyć innym. Otwarta lodówka przez 5 minut nikomu od honoru nie odejmie, co najwyżej trochę więcej prądu się zużyje. Pobawi się, pobawi i się znudzi. Tak było ze wszystkim. Przynajmniej u nas. Teraz jest etap lodówki. W sumie wolę od poprzedniego etapu kurków od gazu ;)

      Usuń
  2. zazdroszczę tego hipisowskiego luzu oj bardzo a dla zimy mam jedno przesłanie, won:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Won to ja mówię latem, głównie w temacie temperatury powyżej 25 stopni. Już jak jest 20 - jest mi za ciepło, ale daję radę.

      Usuń
  3. Ja nie cierpię warstwowego ubierania dlatego u nas się grzeje. Potem się wietrzy, żeby nie było zaduchu i znowu się grzeje. Poza tym, Fifi dopiero uczy się przemieszczania i w cienkim ubranku mu wygodniej. A mi i tak cały czas zimno w stopy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas warstwówka w domu jest tylko z początku ochłodzenia. Teraz mała z powrotem lata tylko w bodziaku i cienkiej bluzce. w sumie sweter był przerabiany tylko przez parę godzin, potem mała się zgrzała od biegania i ją trzeba było rozbierać. Mam wrażenie, że dzięki temu właśnie uniknęła tej zimy przeziębienia, a przecież regularnie ząbkuje od początku grudnia.

      Usuń