Nareszcie wolna! Tak sobie pomyślałam, kiedy moje cycki w szpitalu przestały produkować mleko.
Nareszcie wolna! Zdaje się wołać do nas Kluska, odkąd nauczyła się chodzić.
Mawia się "Jaka matka, taka córka". Może coś w tym jest? Nigdy nie byłam przyklejona do moich rodziców, widzę to samo u swojego dziecka. Pierwszy raz uciekłam na wakacjach, gdy rodzice nie pozwolili mi iść nad jezioro. Najpierw pobiegłam do małego lasu (sprawdzając czy gdzieś nie czai się dziad lub baba z worem, którymi mnie straszono), a potem ukradkiem przemykając się między łodziami dotarłam nad pomost i weszłam do wody. Byłam wolna! Miałam dwa i pół roku. Pamiętam tę chwilę, jakby to było wczoraj.
Nie zmieniłam się.
Nadal wyrywam się na wolność, odkrywam kapliczki sprzed stu lat zagubione po polach Mazowsza, lezę w krzaki, a w krzakach znajduję chatki zbite z desek. Tę poniższą odkryłam siedem kilometrów od domu. Gospodarstwo jest na mapach z 1935 roku. Od dawna nikt tu nie mieszka. A ja jestem w swoim żywiole. Grzebię w starej szafie, dotykam zakurzonych talerzy, przyglądam się drewnianemu różańcowi zawieszonemu na obrazie Madonny. Topię nogi na kampinoskich bagnach, przeciągając tamtędy rower, który przez godzinę później skrzypi ubłoconymi hamulcami. Wracam po nocy w paskudnej mżawce, padam na twarz, a moje dziecko przybiega z radością, by poskakać na mojej głowie.
Kluska jeszcze nie jest wolna, jeszcze ją trzymamy, choć wszelkimi siłami wyrywa się w świat. Wie jak trafić od domu do piaskownicy oddalonej o kilkadziesiąt metrów. Wie jak trafić do bliższego sklepu oddalonego o 200 m. Wie jak trafić do dalszego sklepu oddalonego od 700 m. Kiedy wyjdzie z domu i pójdzie się za nią - widać, że dokładnie wie, dokąd idzie.
Z przerażeniem myślę o jej pierwszej ucieczce. Jestem pewna, że prędzej czy później nam zwieje, a kiedy ją znajdziemy, popuka się w czoło, że przecież ona wie gdzie jest i właśnie miała wracać na obiad ;)
Victoria jest dokładnie taka sama. Strasznie od małego samodzielna i wyzwolona.
OdpowiedzUsuńNajlepiej jej u dziadków, gdzie może hasać po podwórku, chować się po różnych kątach i latać po wsi :)
Nie życzę Ci jednak, żeby uciekła, jeszcze nie teraz, bo to jednak człowiekowi może serce ze strachu wyskoczyć!
No ja myślę, zawału można dostać, zwłaszcza przy dzisiejszym nasileniu motoryzacji. Na wszelki wypadek już teraz jej tłumaczę przy każdym przejściu dla pieszych, że trzeba się najpierw zatrzymać i patrzeć czy coś nie jedzie. I że idzie się na zielonym, a stoi na czerwonym (wraz z opisem ludków, którzy się wyświetlają, bo Klu pewnie jeszcze nie kojarzy kolorów nazwami). Gadał dziad do obrazu, ale mam nadzieję że choć ułamek mojego gadania w jej głowie zostanie ;)
UsuńFajnie to napisałaś.
OdpowiedzUsuńAno mój Synio starszy, ale co i rusz mi powtarza, że nie muszę po niego przychodzić do przedszkola, bo świetnie trafi do domu sam. Co tam, że to prawie 3 kilometry.
OdpowiedzUsuń:))
OdpowiedzUsuńhttp://swiatamelki.blogspot.com/
Bloger mnie nie lubi, bo nie dodaje moich komentarzy. Co do ucieczek, raz tylko zwiałam do mojej prababci, chcialam dac jej maliny. Dostało mi się za to okropnie od mojej babci, bo za płotem ruchliwa czteropasmówka już wiecej nie uciekałam, ale w sumie tamtn dzien wwspominam z rozbawieniem. Przypomina mi się prababcia i ta moja chęć zaniesienia jej czegoś ode mnie:)
OdpowiedzUsuń