Co do naszego życia codziennego, to nic nowego. Wróciły problemy z zasypianiem małej, bo główka zmęczona, a nóżki jeszcze chcą biegać. Plac zabaw nareszcie stał się dostępny jakoś bardziej i można go zwiedzać samodzielnie, a nawet wyciągać mamę, wujka i babcię na zwiedzanie okolicy. Pomoc zawsze się przyda. Kluska znów bywa w piaskownicy (jako jedno z nielicznych dzieci, bo przecież zimno i wieje), żeby się hartować. Jak wyjdzie słońce, to zdejmuję jej nakrycie głowy, by nałapała witaminy D3. Dostaje też ją w kapsułkach, ale to bardziej dla mojego spokoju sumienia. Kapsułkowa kiepsko się wchłania, tym gorzej gdy jest ciemno. Od listopada zacznę jej dawać codziennie, bo mm nie pije tyle co kiedyś.
W ogóle mleko to jest osobny temat. Zaczęłam ją pomału przestawiać na kartonowe, ale okazuje się że jest ono bardziej sycące, więc Klu w efekcie wypija go mniej. Stosuję zatem zamiennik w postaci półtłustego twarogu, który ma więcej wapnia. Trza się zaopatrzyć jeszcze w migdały i inne produkty bogate w wapń. Co do innych serów, pomalutku próbuję ser żółty i fetę, ale bez przesady, bo sól. Staram się żywić małą w granicach rozsądku, to znaczy nie przeginać w żadną stronę. W jej diecie póki co zakazane są tylko grzyby, typowe słodycze typu ciasto, słodzone jogurty czy lody oraz wędliny i parówki. Zwłaszcza te ostatnie hejterzę z dużą mocą, bo mięsa zawierają opary, poza tym to same wypełniacze i mąka. Nic nie wnoszą do diety malucha. Sama od czasu do czasu wsunę berlinkę, ale mam świadomość, że to śmieć a nie jedzenie. I nie chcę, by mała nabrała nawyków jedzenia byle czego.
Zrobiłam też ostatnio placki z cukinii z dodatkiem jabłka w mące kukurydzianej (bez soli ani dodatkowego dosładzania). Na oko, bez przepisu. Całkiem niezłe, ale nie ubiłam piany, przez co prawdopodobnie trochę się rozwalały. Jak na mnie to niesamowite zwycięstwo, to chyba pierwsza potrawa, którą zrobiłam dla Kluski samodzielnie od miesięcy (gotują u nas głównie tata Kluski i babcia). Tata Kluski nauczył się robić omlety, więc jajko podajemy i w ten sposób (na zmianę z jajecznicą). Dużo lepiej wchodzi niż zwykłe na twardo. Jak się doda dużo różnych przypraw, to omlet wcale nie wychodzi taki mdły bez soli.
Nadal Klusce dajemy mało mięsa, mam też problem z rybami, bo my jemy głównie surowe wędzone, a dziecko musi mieć jeszcze gotowane. Podobno. Więc tu się dietetycznie trochę rozmijamy i trzeba improwizować. Aczkolwiek Klusię nadal najbardziej wsuwa gotowane warzywa i nabiał. Trochę tak jak i my. Mięso jest na szarym końcu naszego jadłospisu. Raz że kłopotliwe w przygotowaniu, dwa że wcale nie takie potrzebne w diecie, jak się powszechnie u nas w kraju uważa. Dziecko wcale nie musi jeść mięsa codziennie. Spytajcie znajomych wegetarian :)
Zatem Kluska co prawda niekoniecznie jest do mnie podobna, ale podobnie się odżywia. Przez najbliższe lata muszę się pilnować żywieniowo, ale też się nie przemęczać siedząc cały dzień w kuchni. Zupy jarzynowe robi się z mrożonek. Trwa to tyle ile wrzucenie zawartości mrożonki do garnka. Gotuje się samo (można dodać masła albo kawałek polędwicy czy innej odrobiny mięsa, alergie na wywar mięsny włóżmy między bajki, kto ma ten ma, większości dzieci nie szkodzi). Jajecznica nie robi się długo. Na drugie danie można dać dziecku ogórka i pomidora, bardzo dobre połączenie, można na to zetrzeć trochę sera lub dodać twarogu albo jogurtu naturalnego. Uważam, że żeby się odżywiać w miarę dobrze, nie trzeba robić nie wiadomo jakich wykwintnych dań. Pomidor to też posiłek. W ogóle im więcej "surówki" w życiu człowieka, tym lepiej. A paradoksalnie surowe jedzenie jest najmniej praco i energochłonne. Bardzo Was namawiam do odrobiny lenistwa i podawania dzieciom codziennie przysłowiowych świeżych pomidorów, ogórków i cebuli zamiast kotletów schabowych. Zaoszczędzony w ten sposób czas przeznaczcie na spacer po swojej okolicy :)
Miało być o czymś innym, ale wyszedł wpis o jedzeniu. No trudno, ale jak wiecie pochodzę z domu, gdzie kocha się jeść, co o dziwo pozytywnie przekłada się na nasze figury. To znaczy wcale nie jesteśmy grubi. Lubić jeść nie oznacza dużo jeść, ale różnorodnie jeść :)
Też uważam, że te wszystkie zalecenia, nakazy i przykazy co do żywienia dziecka trzeba sobie mocno weryfikować. My na razie zaczynamy karmienie stałymi pokarmami, ale bajki o alergii na selera czy na przykład śliwki, to w naszym wypadku tylko bajki. Filip wcina wszystko jak leci bez specjalnego schematu i nic mu nie jest.
OdpowiedzUsuńPamiętam kilkanaście lat temu hejterzono żółty ser, że "powoduje alergie" i że lepiej w ogóle nie dawać małym dzieciom. A teraz przeciwnie, zaleca się go jako dobre źródło wapnia ;) Staram się podchodzić do wszystkich zaleceń z przymrużeniem oka, bo one się zmieniają średnio co dwa trzy lata.
UsuńMacie rzeczywiście super podejście do żywienia się i dziecka. No i dieta różnorodna.
OdpowiedzUsuńMy też staramy się jakoś tak racjonalnie podchodzić do tematu jedzenie i dziecko. U Synia niby lekarka podejrzewała alergię na białko mleka krowiego, a ja wcale nie widziałam zależności pomiędzy wysypką a jedzonymi produktami zawierającymi owo białko. I chyba dobrze, że trochę przez palce patrzałam na zalecenia pediatryczki, bo teraz chłopak je wszystko, a podejrzewana alergia okazała się jakąś tam wysypką zależną od pory roku (jak przemroził się za bardzo to mu wychodziła pokrzywka). Córcia jako drugie dziecko je w sumie wiele rzeczy wg schematów żywieniowych zbyt szybko. I nie dość, że nic jej nie jest to jeszcze niejako sama świetnie rozszerza sobie dietę podskubując różne warzywa i owoce podczas przygotowywania przeze mnie posiłków.
Zazdroszczę dziecka, które je wszystko.
OdpowiedzUsuńW naszym przypadku alergia nie była bajką i mimo iż od roku Ala je prawie wszystko nadal zdarzają sie akcje, ze twarz zasypana a ja nie wiem o co chodzi.Wszystkie produkty musiałam wprowadzać mega ostrożnie.
A jesli chodzi o rybę to ja podawałam ze słoika gdy Ala była w wieku waszej Kluski. To był jedyny posiłek słoikowy bo wymemłany przeze mnie filet jakoś nie wyglądał apetycznie. Bałam się i boję do dzisiaj, ze trafi sie ość.
Jak do tej pory wyspało ją parę razy po jajkach zerówkach i kaszy gryczanej. Skojarzyłam te dwie sprawy i małej kupujemy jajka trójki (kury karmione chemią a nie ekologiczną kaszą gryczaną) i odpukać kwestię alergii mamy odhaczoną. Co nie znaczy, że w przyszłości to się nie zmieni. U mojego brata większość alergii dała o sobie znać po drugim roku życia. apetyt mała ma, ale bywają dni, że nie chce tego czy woli jeść np. gotowane mięso a nie tyka ogórka, jogurtu czy jajka. Dla mnie to normalne. Każdy ma prawo mieć apetyt na to czy na tamto.
UsuńCo do ości, też mam z tym problem. Wolałabym dawać jej wędzonego łososia, ale jeszcze nie mogę przez jakiś czas. Pomalutku. Do tej pory ryba też szła ze słoików, ale odkąd przestawiliśmy się na jedzenie normalne, resztki zapasów słoikowych trafiają tylko do zupy, nowych nie kupujemy. Kto wie, może zaczniemy jej gotować zupy rybne, lepszy ryb niż nic.
Mój pierwszy Bąk tyle szczęscia nie miał.. AZS męczyło dłuuuugo i trzeba było oszczędnie np nabiał podawać, skutkiem tego jest totalna niechęć do mleka.. Za to Fil.. to już inna bajka.. WSZYSTKOŻERNY.. a mięcho.. o Matulu KOchana w Dzień i w nocy mógłby jeść:)
OdpowiedzUsuńMati też mięsa codziennie nie je, tak samo zresztą jak jajka. Ale o serze to słyszałam, że dla maluchów najlepszy tłusty :)
OdpowiedzUsuńMój młody je to co w przedszkolu podadzą, ale co dziennie miesa nie podają. A w domu? On je wybiorczo, czasem na obiad zje kilka łyzek zupy i 2 ogórki kiszone bo miesa nie chce i ma dość.
OdpowiedzUsuńja jestem mięsożercą i u mnie mięcho na obiad to podstawa;))))) dużo warzyw miesa i owoców jest w moim stylu żywienia.
OdpowiedzUsuńMój Syn za mięsem nie przepada - no czasami na jakąś szyneczkę się skusi. Zasadniczo, jak widzę, jedzenie nie jest jego ulubionym elementem dnia :)
OdpowiedzUsuńMoje dziecko jest wybitnie mięsożerne, jeśli tylko może dostać mięcho w swoje łapki, na pewno je zje! A mama zupełnie mięsa nie tyka...
OdpowiedzUsuńKluska lubi po prostu wszystko :)
OdpowiedzUsuń