Więc na spacery awaryjne, gdy nie ma komu znieść spacerówki - jest to cudo. Waży zaledwie pięć i pół kilograma, waga była priorytetem - chodziło o to, by móc unieść wózek jedną ręką. Oparcie jest sztywne, ale na godzinkę spaceru wystarczy. Wujek spędził dużo czasu w sklepie i w internetach szukając czegoś odpowiedniego. Bałam się kupować wózek bez obejrzenia go w sklepie, a tu w Żyrardowie nie było żadnego porządnego. No i stanęło na zakupie w stolicy. A mówią, że mężczyźni nie mają pojęcia o potrzebach dzieci. Pff, wózek - parasolka jest idealny! Jak widać nawet spore zakupy się zmieściły. Czuję, że nie wybrałabym lepiej, rynek wózków jest tak ogromny, że człowiek już na starcie głupieje.
Trawunia, trawunia,
a może by tak coś zjeść? ;)
Dziś Kluska testowała wózek na krzywych żyrardowskich chodnikach i nie było źle. Dało się nim jechać nawet po trawie, co mnie pozytywnie zaskoczyło. Dużo nam ułatwi codzienne życie.
Wczoraj z tatą Kluski urwaliśmy się na dłuższe rowerowanie, a Kluska uczestniczyła w dużej rodzinnej imprezie w restauracji. Ponieważ prócz papek dajemy jej normalne jedzenie, tego dnia słoiki stały się zupełnie zbędne (choć babcia zabrała parę na wszelki wypadek, takoż mleko, bo impreza trwała od 15-19). Rodzina małą zachwycona, nic dziwnego, draniara popisywała się i udawała aniołka, totalne zero płaczu mimo kataru i ciągle idących dwójek. Wszystko było tak niesamowite, że nie przyszło jej do głowy marudzić. Raz że taksowała wszystkich po kolei wielkimi oczyskami, dwa szalała po wykładzinie (która ewidentnie była czystsza niż podłoga u nas w domu), trzy AKORDEONISTA!!! Rzadko może ostatnio wspominam, ale Klusię okazuje wybitną miłość dla dźwięków. Zamiera słysząc muzykę. Na moment, bo potem od razu rwie się z ciekawością. Jakieś tam tradycje rodzinne w kwestii muzyki są, pradziadek zawodowy perkusista w końcu, a i wujek Finio muzykuje sobie hobbystycznie w domu ;)
Wow! Muzyka! Czyli mina typu:
"najbardziej zdziwione dziecko świata"
Ostatnio poprawiło się jeśli chodzi o stałe pokarmy. To znaczy mam na myśli problemy z przełykaniem "niepapek". Lektura książki do BLW natchnęła mnie optymizmem w temacie, choć dosyć zabawne było czytanie w jednym rozdziale o tym, jak strasznie źle wpływa sól na nerki małego dziecka, a w kolejnym o tym, jak fajnie jest dawać dziecku masło orzechowe jako sos. Tak, to bardzo słone masło orzechowe. Trochę poczułam się jak debil, ale dobra, w końcu kniga jest na rynek amerykański. A przeciętny Amerykanin.... toteż właśnie ;)
W każdym razie Kluska tym_razem nie krztusiła się większymi kawałkami, odgryzała marchewkę i chleb z serem, co prawda dopiero prostopadłościany o długości 5cm, ale to już pierwszy krok do prawdziwych kanapek. Wrócił jej też apetyt na mleko, nawet do tego stopnia, że parę razy obudziła się na dodatkową butlę o północy. Dużo się rusza to i głodna. Chyba też podskoczyła wagowo, przybliżyła się do 10 kg. Nie wiem ile, bo nasza waga ma dokładność pół kilo w tę lub we w tę, ale na pewno wreszcie poszła w górę. Ma to pewnie związek ze skokiem na długości. Między 6 a 9 miesiącem Kluska urosła może 2 cm albo i mniej, a przez ostatnie tygodnie skoczyła ze 3 cm. A i jeszcze, zupełnie zapomniałam! Brokuły! Zjadła brokuły! Te, których parę miesięcy nienawidziła serdecznie, jedyna potrawa, którą dość mocno oprotestowała. Ale podduszone z innymi warzywami w woku, podane z kluskami, bardzo pycha. Kochane maleństwo mamusi (czy pisałam, że brokuły są moim ulubionym daniem prócz spaghetti i rosołu?) ;)))
Mama Kluski chyba już nigdy nie dorośnie ;)
Ach no i jeszcze ten sławny lęk separacyjny. No jakoś jej nie wychodzi. To znaczy jeśli w ogóle, to płacz za tatą, bo poszedł do sklepu bez_Kluski. No świnia po prostu nie łojciec, jak tak można dziecko samo z tą okropną matką zostawiać, co nie pozwala żreć kabli ani lizać gniazdek. Albo na zmianę wyrywa mi się z rąk do taty, a potem zaraz chce wracać do mnie. I tak cztery godziny. Jak wychodzimy z domu, to robimy papa, mała nie odpapuje tylko patrzy i wszystko. Wracamy, dziecko zadowolone i ucieszone naszym powrotem. Czyli albo jeszcze się nie zaczęło, albo przechodzimy lajtowo. Podejrzewam że to zasługa szybkiego odstawienia od cycka, mała nie kojarzy mnie jako kogoś wyjątkowego na szczęście. Może innej mamie by to przeszkadzało, mnie przeciwnie. Chyba właśnie za to kocham ją najwięcej. Że potrafi uwielbiać tak samo mnie jak i tatę, babcię, wujka i sąsiadkę. Że nie wisi na mnie rycząc "muuułłłaaaaa". Wiem, że niektóre dzieci takie są i już, trzeba przetrwać, ale ciężko by mi było kochać przylepionego wyjca. Z Kluską to zupełnie co innego. Charakterna, wszystkich ładuje pod pantofel (no, pod skarpetkę bardziej, bo uparłam się by nie zakładać jej żadnych butów zanim nie nauczy się chodzić), to i na co jej matka non stop. W sumie sprytna dziewucha. Chyba jej się dostały geny warszawskich przekupek po mojej praprababci, albo geny mojego dziadka ze Stalowej, którym straszę żulię w pociągach, jak mnie zaczepią. Tego samego, który jak się dowiedział, że nauczycielka uderzyła mojego ojca w szkole, to do niej poszedł i wyciągnął ją na oczach uczniów za warkocz z sali. Także ten tego. Jesteśmy zgubieni!
No udało się Wam z wózkiem ;) niestety on nie dla mnie, bo na dwie ręce, ale skoro Wam pasuje to git :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że znaleźliście idealny wózek :D
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o BLW, to podkreślają, że nadmiar soli jest szkodliwy, ale nie mówią że w ogóle nie wolno jej dawać dziecku! Myślę, że jak raz na jakiś czas dziecko dostanie bardziej słoną przekąskę, typu masło orzechowe, albo żółty ser, to nic mu nie będzie ;) Wszystko z głową trzeba dawać :D tak ja to widzę :)
Wiesz, starszemu dziecku można dać i zwykłą polędwicę (konserwacja solą), ale nie niemowlakowi. Chodzi mi bardziej o to, że autorki często sobie zaprzeczają. Albo jesteśmy konsekwentni i nie dajemy dziecku nic z dodatkami soli przez pierwszy rok życia (bo uszkodzisz dziecku nerki!!!!1111oneoneone), albo olewamy i uważamy, że odrobina soli nie zaszkodzi. Zwłaszcza że akurat w maśle orzechowym soli jest od metra i naprawdę można je zastąpić czymś innym, np. pastą jajeczną czy owocową. Ja masła orzechowego spróbowałam pierwszy raz w życiu jakoś w liceum. Bo wcześniej tego nawet nie było na rynku, chyba że ktoś kupił w Pewexie . I żyję! :) Inna sprawa, że teraz sól jest w każdej żywności przetworzonej, często nawet w jogurtach, czytanie etykietek jest moim hobby i drażni mnie np. sól w słoikach dla niemowląt. W mikroskopijnych ilościach, ale jednak. Nie przejmuję się zbytnio, trochę na zasadzie "co nie zabije to wzmocni", ale ja nie piszę książek o straszliwym wpływie soli na nerki małych dzieci :))))
UsuńSłodka ta twoja kluska.
OdpowiedzUsuńJa z Ala też nie miałam problemu i od małego mogłam ja zostawić z każdym.Najważniejsze żeby butle podał na czas i dziecko było zadowolone.
Dokładnie, butla na czas i spokój. Dlatego prowadzimy rejestr posiłków małej w specjalnym notesie. Nie tyle karmimy z zegarkiem w ręku, co zapisujemy pory jedzenia, żeby kolejna zmiana opiekująca się wiedziała kiedy i co mała jadła. Wówczas nikt się nie dziwi, że "nagle" dziecko chce jeść, albo przeciwnie nie bardzo (skoro godzinę wcześniej dostała nadprogramową botwinkę to i nie dziwota). Dzięki temu nie istnieje coś takiego jak wmuszanie jedzenia. Co najwyżej zachęcanie/proponowanie, bo małą podczas jedzenia rozprasza wszystko, zwłaszcza odkąd się samodzielnie porusza.
UsuńJestem zwolenniczką teorii, że geny mają zasadniczy wpływ na nasze życie - możesz z nimi zrobić, co chcesz, ale bez nich ani rusz!
OdpowiedzUsuńSekundujemy Kluseczce:)))
norma ;) norma u mnie to samo ze zmianą pieluch własciwie już od dobrych kilkimieisęcu...ubranie dziecka to też nie lada wyzwanie;) no i szykuj się ze mizną z aparatu na kamerkę;) już mamy etap że dziecko tak szybko porusza się że się nie zdąży cyknąć foty;) Michałek może nie jest jeszcze aż tak mobiliy ale nim cynkę zdązy....wyrwać mi aparat z ręki;P
OdpowiedzUsuństałe porarmy już od dawna idą gorzej z piciem z niekapka. będę próbować bidon ze słonką.... może tego pociągnie. jestem zwolennikime szybkiego pozbywanie się picia/spożywaniu posilków przez smoczek - ze starszakiem ładnie mi się udało, poł roczku - opanował już picie z niekapka, po roczku picie z tego 360, na drugie urodziny - pił jak dorosły ze zwykłego kubeczka. z MIchałkiem oporniej
Klu mam w planie przestawić od razu na kubek, bo ona nawet potrafi pić, z niekapków paradoksalnie pije wolniej. Ale nie mam ciśnienia, zacznę na poważnie bawić się w to pod koniec wakacji, kiedy nie będzie już musiała pić tyle mleka co teraz.
UsuńKamerkę nawet pożyczyłam od brata, ale mam pecha do filmów, co ją włączę to ta zaczyna brzęczeć i marudzić. W domu ciemno to też o ładne kadry średnio. Wolę ją focić na zewnątrz, ale ostatnio to nie ja zabieram ją na spacery i mi umyka.
aa.....pasuje ci fota z tą koparą;) u mnie jest odchył na pukncie..wozów srtrażąckich wózków widłowych i generalnie ciężkiego męskiego sptrzętu;) choć urodziłam się kboietą pracę wykonuję męską
OdpowiedzUsuńMuzykalna istota Ci rośnie. Co do przylepy, moze ten czas dopiero nadejdzie? Nie wiem u nas wszystko zależało od dnia. Raz wył za mną innym razem zrobił papa i miał mnie w nosie:-p
OdpowiedzUsuń