Nieraz się zastanawiam, jak nie być nadopiekuńczą matką. Rodzicem Helikopterem, który całe życie liczy oddechy dziecka i analizuje każdy krok na podwórku oraz wszystkie interakcje społeczne do matury. Łatwo mi powtórzyć schemat, bo byłam chowana w klatce ze szkła. Momentami wygodnej, najczęściej jednak bardzo ciasnej i dusznej. Walczyłam pazurami jak lwica i udało mi się dość wcześnie wyszarpać w tej klatce dziurę, którą czasami wydostawałam się na wolność. Wolałabym, by moje dziecko nie musiało tego robić.
A jednak widząc jej zdjęcia na Lovelku, którego producent zabrania puszczać, za pierwszym razem zrobiło mi się słabo. A jednak widząc ją po raz pierwszy w huśtawce na zdjęciu, zaparło mi dech w piersi. W sumie dobrze, że mała chodzi na spacery głównie z tatą, bo ja bym pewnie jej do końca wakacji tam nie wsadziła. Ze strachu. Pamiętacie obrazek o ojcu podrzucającym dziecko? U nas to dokładnie tak wygląda :)
Ale się trzymam. To znaczy nie robię scen, nie histeryzuję, nie wpadam w lament. Liczę do trzech i okazuje się, że nic się nie stało, dziecko żyje i ma się dobrze, na dodatek jest bardzo bardzo szczęśliwe. A ja sobie daję mentalnie pac pac po łapkach. Żeby było śmieszniej sama nie założyłam ochraniaczy na kanty w domu. Sama jej pozwoliłam walnąć się kilka razy drzwiami i sama widziałam, jak kilka razy upadała. Celowo jej nie łapałam. Opłaciło się, już umie siadać z pozycji stojącej. Trochę się podpiera, trochę wypina dupkę i siada. Jak upada to też o dziwo już nie na głowę, tylko tak bardziej się turla. Oczywiście jest ryk, całus od mamy i przytulanie, ale paradoksalnie im częściej jej pozwalam na takie kontuzje, tym rzadziej one się trafiają. Przypadek? Nie sądzę. Ale jak to wszystko robi kto inny.... wyobraźnia pracuje ;)
No nic, dziecko mi rośnie, za chwilę będzie samo biegać po podwórku, a ja będę je szkolić na okoliczność pedofilów, mało skoordynowanych maluchów szalejących na rowerach i zbyt szybkich samochodów w obszarze zabudowanym. Mam nadzieję, że klosza nie będzie, co najwyżej mały wiklinowy koszyczek :)
Ja jestem panikara numer 1 ;)
OdpowiedzUsuńnie da się tak:)
OdpowiedzUsuńcały wic polega by zrobić tak że ... być helikopterem.... nie dając tego dziecku odczuć. by czuło i myślało ze robi totalnie co chce... a byłaby ta niewidzialna nić kontroli.piszę to już trocvhę pod kątem starszych dzieci.
tak naprawdę, kiedyś trzeba będzie usunąć się w cień by dziecko mogło zmierzac się z tym sqwiatem... ale całe zycie będziemy asię marwtić troszczyć i mysleć jak dają rady... w naszeg głowie zasze zostaną maleńkimi bąblami wymagającymi silnych opiekuńczych ramion...
trzeba tylko gdzieś po środku być, nie popadać w przesadę
Wiesz, ja piszę o rodzicach, którzy 12 latkowi nie pozwalają wyjść samemu z domu np. po to by zrobił zakupy :)
Usuńno tak zloty srodek.... trzeba go odnalesc
Usuńpozdrawiam i zapraszam do nas