Do domowego bałwanka potrzebne są trzy kulki świeżego śniegu, wykałaczki, chrupki kukurydziane, pieprz, ziele angielskie i gwoździki. Opcjonalnie kasztany, guziki, klocki i muszelki, bransoletki, co kto ma pod ręką. Nam wpadło akurat to, co jest na zdjęciach. Maluch powinien się bawić w rękawiczkach, oczywiście gdy będzie chcieć (Kluska o dziwo chciała). Ponieważ śnieg w temperaturze domowej robi się szybko mokry, warto mieć w zapasie drugą lub nawet trzecią parę.
Moda na bałwanka panuje u nas w domu od dawna, na długo zanim pojawił się śnieg. Kluska odkryła go w jednej z książek, a potem jeszcze rysowały go świeczką dzieciaki z Teletubisiów. Mała namiętnie rysuje bałwanki, czasem wyglądają jak gąsienice, tyle mają kółek. Rysuje nie tylko bałwanki, ale tez dużo ufoków. Pojawiają się też pierwsze próby rysowania z profilu. Nauczyła się też rysować ósemki, głównie w poziomie. Oprócz kapelusza postaci otrzymują często buciki i rękawiczki. Jako że jest to jedyna dziedzina, w której Kluska robi zauważalne postępy, praktycznie codziennie wynajduję jakieś dzieło warte uwiecznienia.
Dziecię o wyglądzie aniołka każe mi na przykład siedzieć w przedpokoju i walić w bębenki. Pół godziny. Albo idę przez mieszkanie i odkrywam tatę Kluski w wannie, na sucho. Dziecko mu kazało tam siedzieć. Chwilę później lądujemy tam we dwoje, a potem w trójkę. Jak dobrze, że wanna jest duża. Odkąd mamy nowy materac, w ciągu dnia odbywają się pidżama party. Dziecię każe wyjąć nowy materac z łóżka i podłożyć na podłodze. A potem siedzimy na nim w trójkę. Chyba że dziecko zapragnie latać. Szlag, dziś przez to było trochę płaczu, bo materac waży ok. 10kg, plus 14kg dziecka z hakiem, nawet na dwie osoby to sporo i nie można fruwać wiecznie. Jak to nie można fruwać wiecznie!?! Buuuaaaa!!! Wymyśliłam, że materac owinę prześcieradłem i kocem, może dziecko o nim zapomni nie widziąc misiów z powłoczki.
Chwilami łapię się na tym, że próbuję być sprytniejsza od mego dziecka. Oj, kiepsko mi idzie. Wieczorem wymyśliłam że wyjątkowo uśpię ją za pomocą kołysanki. Spodobało się. Tak bardzo, że dziecko zamiast spać, przez pół godziny słuchało "Aaaa, kotki dwa" itd. zapętlone bez przerwy. Jak tylko przerywałam śpiewać, to wstawało i wymownie wypowiadało się w temacie ciszy: "mmm!". Na pytanie, czy śpiewać dalej, odpowiadało kiwnięciem na tak, klaskało i kładło się niby spać. Trochę mi zaschło w gardle, ale na szczęście nie ochrypłam, więc pewnie jutro będę śpiewać dalej. ;)
My w tym roku nie zrobiliśmy ani jednego bałwanka. Jak było z czego t młody złapał jelitówkę:/, a teraz już nie ma z czego robić.
OdpowiedzUsuńOoo, jelitówka to paskuda... nas póki co omija szerokim łukiem, ale może genetycznie jesteśmy odporni. Takiej prawdziwej nie miałam nigdy, raz z mamą złapałyśmy wirusa, od którego bolał nas żołądek i bez bólu jadłyśmy tylko banany (bardzo smaczną dietę miałyśmy przez tydzień). No i tyle z chorowania.
UsuńNa przedostatnim rysunku wujek To Mi jak żywy ;)
OdpowiedzUsuńCześć Kluska :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego z okazji 30-miesięcznicy. Mnogije lieta ...
W sumie racja, 30tka na karku ;)
OdpowiedzUsuńNo to ja się udaję w kierunku barku :)
UsuńRozbroiłaś mnie tym pomysłem ulepienia bałwana w domku :) czego to Matka dla swojego dziecia nie zrobi ;)
OdpowiedzUsuńwww.MartynaG.pl
Co matka, od razu mi tu z matką wyjeżdża. Śnieg do domu przynosiła cała rodzina, mój był pomysł na miskę, żeby śnieg się po całym mieszkaniu nie rozlazł ;)
UsuńRysunki świetne, a domowy bałwanek...brak słów REWELACYJNY :-)
OdpowiedzUsuń