8.12.14

Mikołaj zdetronizowany

Nie przejmuję się specjalnie świętami ani rocznicami, nie obchodzę urodzin, imienin itp. Tym trudniej pamiętać mi o urodzinach innych ludzi. Na szczęście tata Kluski urodził się w Mikołajki. Odkąd to odkryłam, zapominam po prostu nie tylko o jego urodzinach, ale o Mikołajkach też. A dokładniej wiem, że będą jakoś niedługo, ale przegapiam datę. Wszyscy o Mikołajach trąbią od kilku tygodni, jak wyłapać że to akurat w sobotę? Na szczęście wujek Kluski jest bardziej przytomny i zaplanował jej świąteczny weekend.


Urodziny taty Kluski przeszły bez echa, bo ja nareszcie odespałam, a on pojechał porządkować cmentarz wojenny. Dokładniej: wycinać na nim krzaki z kolegami. Może powinnam upiec jakiś tort, albo odśpiewać sto lat... nie, nie powinnam śpiewać ;) Dziś po prostu pojechaliśmy połazić po krzakach i tylko raz omal się nie pokłóciliśmy. To w zasadzie jak prezent. Nie wkurzyć taty Kluski na wycieczce. ;)


Zajmijmy się więc Klusencją. Widziała przez ten weekend tylu Mikołajów, ile ja chyba nie widziałam przez całe życie. Warszawę najechał ich tłum - motocyklistów. Trafiali się w centrach handlowych i na ulicy. Strach było otworzyć lodówkę. Niektórzy sadzali sobie dzieci na kolanach i robili sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia. Kluska podeszła do tematu zawodowo. Wywaliła z krzesła Mikołaja i zaczęła po swojemu się kręcić na fotelu. Co się będzie tu jakiś stary dziad rozpychał. Królowa jest tylko jedna! Ale i tak wlazł w kadr, namolny jakiś. Na dodatek wręczał żelki. Kto by to żarł. Oddała babci. Żeby miał kiełbasę albo spaghetti, to jeszcze, ale to? Błeh.


W sobotę Kluska była na spacerze po Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu, ale nie mam z niego żadnych zdjęć. W każdym razie przetuptała całość na własnych nogach i jeszcze trochę z powrotem kawałek Nowego Światu. Tropiła misie, w tym pandy. Szacun. Tak naprawdę najbardziej cieszę się z tego, że przestała ściągać czapkę. Akceptuje tylko tę najcieńszą, ale dobre i to. O rękawiczkach na łapach nadal możemy pomarzyć. Na szczęście się nieco ociepliło i odmrożenia jej nie grożą. Chyba przedobrzyliśmy z tym zimnych chowem i dziecię jest odporne na zimno aż do przesady.


W niedzielę próbowała policzyć Mikołajów przed stadionem, ale chyba nie wyszło. Za dużo ich było. Za to w środku dało się zjechać z lodowej górki na pontonie. Przy okazji przydało się przyzwyczajanie małej do kasku rowerowego. Te od zjeżdżania były niemal identyczne jak jej, więc nawet nie miauknęła, że jej założyli. Gorzej z oddaniem, dali to biorę i zabieram do domu, nie? Coś czuję, że następny kask trzeba jej będzie kupić pomarańczowy ;)


Co z tym Mikołajem? Nie jestem zwolenniczką wciskania dzieciom kitu. Mikołaj jest częścią naszej kultury, ale nie oznacza to, że trzeba dziecku tłumaczyć, że każdy napotkany facet z białą brodą to ten prawdziwy Mikołaj, na dodatek święty. Komu to do czegoś potrzebne? Nigdy nie wierzyłam w Świętego Mikołaja. Uwielbiałam Świętego Mikołaja. Strasznie śmiałam się, gdy rozpoznałam w nim przebranego wujka czy sąsiada. Czy koniecznie musiałam w niego wierzyć, by lubić Gwiazdkę czy Mikołajki? Zupełnie nie. To była świetna zabawa, tak samo jak przedstawienie w teatrze, gdzie aktorka odgrywała Babę Jagę. Może co naiwniejsze dzieci myślały, że jest prawdziwa. Ale my, twardo stąpające po ziemi dzieciaki, mieliśmy z takich przedstawień ubaw po pachy. I ani trochę nam nie przeszkadzało, że Baba Jaga tak naprawdę nie istnieje.


I chyba dlatego nie opowiadam Klusce bajek o aniołkach, Jezuskach, krasnoludkach i Mikołajach. Z czasem sama wyłapie, o co chodzi. Póki co świetnie się bawi i mam nadzieję, że będzie tę radość pielęgnować całe swoje życie.

5 komentarzy:

  1. Ej wiesz, że wyprawa bez kłótni to nie wyprawa? Ja na palcach jednej ręki mogę policzyć choćby spacer bez sprzeczki:-p. Zawsze, komuś o coś się rozejdzie;].

    Mój Kacper nie wierzy w każdego napotkanego Mikołaja, jest na tyle duży że rozpoznaje przebranie, ale w samego Świętego wierzy:).

    Kluska jak zwykle wymiata, kiełbasa zamiast żele? Serio? Też bym wolała, żelki nie mają żadnego smaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My sobie cenimy święty spokój, ale czasem jedno powie jedno, drugie usłyszy drugie i powie trzecie, pierwsze zrozumie czwarte i przez cały dzień nie możemy się dogadać, o co komu chodziło. Zwłaszcza gdy gadamy w trakcie jazdy i rozmowę zagłusza wiatr ;)

      Usuń
  2. Twarzowy ten pomarańczowy kask, wcale się nie dziwię, że nie chciała oddać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się jeszcze nie zastanawiałam, jak załatwić z Filipem sprawę Mikołaja. W tym roku jest jeszcze za mały, a w przyszłym się zobaczy;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O Mikołaju za dużo nie mówię, tylko opowiadam jak wygląda, co przynosi i takie tam.
    Natalce się podoba, lubi go i niech tak zostanie. Tak samo było z Emilką, starszą córką, aż sama zrozumiała o co w tym wszystkim chodzi, teraz razem patrzymy na radość tej młodszej i pozwalamy się jej cieszyć i lubić tego Mikołaja ;)

    OdpowiedzUsuń