Czasami cieszę się, że nie mieszkam w Warszawie. Dzięki temu prywatni lekarze mniej liczą sobie za wizyty i nie muszę w awaryjnych sytuacjach cykać się z forsą. Sytuacja awaryjna nastąpiła w środę. Rano po przebudzeniu nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa, tylko szept. Zaraza zaatakowała krtań. Z niepokojem obserwowałam Kluskę, która w chorobie ma dzień opóźnienia po mnie i popołudniu zdecydowałam się zabrać ją do lekarza. Na przychodnię nie było szans, dopiero następnego dnia rano (gdyby miała gorączkę, przyjęli by nas od ręki, ale nie miała nawet stanu podgorączkowego, góra 37i2). Więc szybki risercz po komentarzach "tutejszych" prywatnych pediatrów i odkrycie, że ten najlepszy mieszka na drugim końcu miasta.
Jak się później okazało, drugi koniec miasta okazał się być w odległości 20 minut spacerem. Taaak, zdecydowanie lubię mieszkać w małym mieście.
Lekarz niestety nie nakrzyczał na mnie, że dziecko z katarem i bez temperatury mu przynoszę i po usłyszeniu, jak paskudnie przebiega choroba u mnie i że u Kluski zaczyna się tak samo - stwierdził, że nie ma co czekać i przepisał antybiotyk. Tak, to okropne, znienawidzone przeze mnie słowo. Jak przeczytałam ulotkę o niektórych efektach ubocznych (typu biegunka, wymioty czy zapaść), to mi się słabo zrobiło. Na szczęście po dwóch dniach nie było żadnej z tych reakcji. Niestety nie ma też mocnej poprawy.
Mimo wszystko wydaje mi się, że kryzys minął. Wczoraj Kluska była dzieckiem naręcznym, na dodatek śliniącym się niczym Niagara i uśpiłam ją pierwszy raz dopiero po 19tej, a drugi tuż przed pierwszą w nocy. Czyżby prócz choroby dopadł ją zaległy ząb? No jeszcze tego by brakowało. Dziś było ciut lepiej. To znaczy dziecko kaszlało przez sen w ciągu dnia, gile do pasa, ale przynajmniej się nie śliniło. Ja oczywiście do lekarza nie poszłam, wolałam zamiast tego wypluwać płuca i zużywać tony chusteczek. Przy okazji polecam biedronkowe "delikatne", takie kolorowe przypominające jakby etnodizajn. Rzeczywiście nie obcierają nosa.
No i żeby było mało, przeczytałam sobie w internetach o pierwszych objawach krztuśca, czyli silnej infekcji gardła połączonej z przekrwionymi oczami i późniejszym okropnym kaszlem i brakiem reakcji na zwykłe antybiotyki... czyli wypisz wymaluj nasza infekcja. To tak na koniec, żeby się dobić. Uspokoiła mnie Madre czyli babcia EL, że antybiotyk u tak małych dzieci szybko nie działa i że jakiekolwiek efekty mogą być dopiero po trzech dniach. A ona dużo wie o infekcjach gardłowych, przerabiała je intensywnie z moim bratem - alergikiem, z lataniem na pogotowie, bo się dziecko dusi, włącznie. Czyli efekty będą widoczne dopiero jutro. Trzymam ją za słowo. Obserwuję też siebie i przy krztuścu by mi się nie polepszyło na pewno, a jakby jest nieco lepiej z katarem. Zobaczymy rano. Tzn. czy ten kaszel, który mnie dziś rano omal nie udusił - jutro będzie jeszcze silniejszy, czy wręcz przeciwnie.
Strasznie się emocjonuję, bo to od urodzenia Klusencji dopiero druga tak poważna choroba i daję tu upust emocjom, żeby rodziny nie męczyć. No i staram się optymistycznie patrzeć w przyszłość. A jakby co, to posadźcie różowe orchidee na moim grobie! ;)
O matko, mam nadzieję że jest już poprawa, bo nie lubię kiedy dzieci chorują ;(my dorośli jakoś przeżyjemy, wyżalimy się a one, nie wiedzą co się dzieje i są przestraszone. więc zdrowia Wam zyczę!
OdpowiedzUsuńTrochę lepiej jest, wrócił apetyt, na pół gwizdka, ale wrócił. Niestety nadal obie kaszlemy :(
UsuńZdrowia całą tonę Wam!
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię antybiotyków. U dzieciów zwłaszcza, ale już kilka razy przekonałam się o ich zbawiennym działaniu, po wcześniejszym małoefektywnym leczeniu metodami domowymi.
Choć oczywiście bywa i odwrotnie.
Bidulka mała:(
OdpowiedzUsuńU nas tez ostatnio chorobowo. Alka dostała antybiotyk po raz pierwszy w życiu ale miałam dość 3-tygodniowego kaszlu. Miałam wrażenie, że płuca wypluje.
Zdrowia dziewczyny.
Zdrowia życzymy, mnóstwo zdrowia dla Was!
OdpowiedzUsuńZdrowia zycze:-)
OdpowiedzUsuńzdrówka dla Klusi i dla ciebie
OdpowiedzUsuńPozostaje życzyć tylko zdrówka! Taka ładna pogoda się robi, że aż szkoda tracić ją na chorowanie... My też chorzy... Ale już przechodzi :D
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Zdrówka dla Klusencji...
OdpowiedzUsuńU nas tez choróbsko.Najpierw matka,potem Nikosia a teraz ja...Takze kaszel,smarkanie- razy trzy..
Pozdrawiam
Bardzo dziękuję za dobre życzenia, niestety nadal kaszlemy :(
OdpowiedzUsuńZdrówka dla was kluseczki :)
OdpowiedzUsuńNadal kaszlemy, ale jakby mniej. Klusce wrócił apetyt. Zaraziłyśmy babcię. Oj przechorowany będzie ten marzec.
OdpowiedzUsuńZdrówka dziewczyny!!
OdpowiedzUsuńCoś dużo osób teraz choruje! Życzę Wam powrotu do zdrowia!
OdpowiedzUsuńtrzymajcie się, pozdrawiam Vojtek
Mam nadzieję, że już po chorobie
OdpowiedzUsuńNadal mamy katar, ale już zdrowiejemy z Kluską. Babcia pokasłuje. Gorsza wiadomość jest taka, że padł ostatni zdrowy człowiek w domu, czyli tata Kluski. Błeh, co za gadzina nas podgryza.
OdpowiedzUsuń