17.6.15

Rowerem i koleją z dzieckiem

Czy to w ogóle możliwe? Kto chce, znajdzie sposób. Kto nie chce, znajdzie powód. Kierując się tą zasadą spakowaliśmy graty i pojechaliśmy. Okazało się, że końcówki bagażowe starych składów Kolei Mazowieckich przewiozą wszystko. Nawet duży rower tatusia z holem i dzieckiem (tak, wstawiałam ich razem, Tomek trzymał rower, ja hol z małą i się udało wykręcić). Udało się też wykręcić na pochylni dla niepełnosprawnych na stacji Warszawa Stadion, z której wracaliśmy do domu. I udało się dostać na peron. Jak? Ruchomymi schodami. Wożenie roweru ruchomymi schodami to jeden z lepszych patentów, polecam w razie problemów z windami w metrze (czasem są za krótkie i rower nie włazi).


Wysiedliśmy we Włochach i tam była tylko mała awantura, że nie jedziemy do wujka, tylko gdzie_indziej. Ale w końcu dojechaliśmy przez Wolę na Bielany (chyba przez moment zahaczyliśmy o kawałek Ochoty w tunelu pod torami przy dworcu zachodnim), trasa wzdłuż Prymasa Tysiąclecia może jest z niewygodnej fazowanej kostki, ale mało się tam kręci pieszych i dość szybko dobija się do Powązkowskiej. A dalej są do wyboru dwie trasy, pyk do Broniewskiego i na północ lub objazdem przez Bemowo przy lotnisku i łukiem przecinając osiedle Chomiczówka (jechaliśmy na Wawrzyszew, więc mieliśmy spory wybór tras). 


Wróciliśmy ta samą trasą do Ochoty, a potem przez starą Wolę (pozdrowienia dla ulicy Miedzianej) dojechaliśmy do nowej rowerowej trasy wzdłuż Prostej i Świętokrzyskiej. Stamtąd pojechaliśmy pasem rowerowym na Tamce i minęliśmy długi korek po horyzont (godziny szczytu) i dobrnęliśmy do syrenki. Stamtąd mostem na drugą stronę Wisły i myk na dworzec. Prościzna. Samochodem raczej nie byłoby szybciej o tej porze ;)

Mała była tak zachwycona, że nie chciała wsiadać do pociągu i w ogóle płakała w Żyrardowie, jak wróciliśmy. No jakże to tak szybko wracać!


W Warszawie byliśmy z okazji wizyty u logopedy, ale nic o niej nie napiszę, bo wiele nowego to ja się tam nie dowiedziałam, poza tym, co i tak wiem od dawna. Kluska nie współpracowała, nie pokazała ani jednego gestu, nie bąknęła ni słowa, choć przez cały dzień coś tam gadała. Ale nie przy obcej cioci. Niestety współczesny logopeda nie ma wiele do zaoferowania dzieciom, które mało mówią. Mniej więcej tak samo ćwiczymy z małą w domu. A masowanie policzków od środka odpada, bo by Kluska chyba przegryzła elektryczną szczoteczkę do zębów na pół. Palcem nikt się nie odważy ;)

9 komentarzy:

  1. Fajne zdjęcia, podziwiam Was za to wożenie dziecka w przyczepce, w Japonii widzę tylko jak wożą w specjalnych siodełkach umieszczonych z przodu albo z tyłu roweru, taka przyczepka to całkiem inna sprawa i chyba niełatwa, bo jednak kontrola przyczepki (i dziecka w niej przede wszystkim) musi być wyjątkowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno trzeba pamiętac, że ma się ogon z tyłu. Ale swój rower prowadzi się ok, to znaczy trudniej się skręca z dzieckiem w foteliku, bo cały rower ma wyżej środek ciężkości. W holu jest inaczej, bo część cięzaru niesie on sam. A że my przyzwyczajeni do wożenia ciężaru w sakwach, to jest tylko dodatek. Niemniej po miescie bywa niewygodnie, człowiek nie mieści się na "wysepkach" i trzeba kombinować. Za to w plenerze czy na długich, wygodnych trasach rowerowych - bajka.

      Usuń
  2. To nic tylko jak najwięcej w plenerze jeździć, a czy Małej jest wygodnie, nie kaprysi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej wygodnie. Czasem się denerwuje, że jedziemy w innym kierunku, niż ona chce lub nie zatrzymujemy się na placu zabaw, tylko jedziemy dalej, ale raczej akceptuje. Od niedawna nie chce na minutę wejść do wózka, więc rower to nasz podstawowy środek lokomocji na dystanse dłuższe niż do sklepu. Piechotą ona potrafi iść daleko, ale niekoniecznie w kierunku przez nas obranym. ;)

      Usuń
  3. Z Kluski to będzie pierwszorzędna podróżniczka w przyszłości. W ogóle nie wyobrażam sobie, żeby mogła być inna niż Wy:).

    Ps. Zdjęcie nr 4 od dołu, rano oglądałam jakiś program informacyjny i mogłabym sobie rękę uciąć że podobną drogą rowerową jechał kierowca pirat. Ale pewnie takich dróg w Wawie na pęczki więc to nie koniecznie ta ulica.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to to samo miejsce. Za mało rowerów tamtędy jeździ, inaczej by nie próbował tamtędy jechać.

      Usuń
    2. Ale ja mam oko! Jestem z siebie dumna:D

      Usuń
    3. No masz, masz, w końcu na tej fotce jest tylko fragment i to mało charakterystyczny.

      Usuń