Kiedy byłam młodym dziewczątkiem, miewałam różne wizje swojej relacji z dzieckiem. Przeważała jednak jedna i deklasowała pozostałe. Imaginujcie. Wrzeszczące i piszczące potargane coś, z ogromnymi siniakami wszędzie, brudne, ze szramą na nosie, wyrywające się w akcie szału, walące pięściami i kopiące gdzie popadnie, wijące się i uciekające... a obok ja. Tak samo poobijana, pędząca, doganiająca dziecko, biorąca je pod pachę, albo na ramię i z miną typu "zen" wychodząca z pomieszczenia publicznego jak gdyby nigdy nic. Ponieważ ta wizja prześladowała mnie wiele lat - obecne akcje typu "a właśnie, że nie włożę tej bluzy i co mi zrobisz" niespecjalnie mnie bulwersują. Tak miało być i jest, no wielka niespodzianka. Czasami nawet dziwię się, że tak rzadko.
Moment jest mało przewidywalny. Po prostu czasem nagle dziecię odmawia kąpieli. Ona bardzo lubi kąpiel, ale "nie, bo nie" i jakakolwiek próba wskazania kierunku na wannę generuje ucieczkę. Nadal mówimy o dziecku, które i godzinę nie chce wyjść z kąpieli. Ale czasem pół godziny trzeba je namawiać do wejścia do wanny. Albo pół sekundy. Nie potrafię tego przewidzieć. Ostatnio przoduje zabawa kielonkami. Nawet nie trzeba zaganiać, wystarczy powiedzieć, żeby je zabrała ze sobą i kąpiel gotowa. Dziecko miast uciekać - łapie za metalowe ustrojstwo do picia wódki na kempingu i siu, już się chce rozbierać i pcha do wody. Minęły dwa dni biegania za dzieckiem, zanim na to wpadliśmy.
Z wychodzeniem na wycieczkę jest podobnie. Czasem ucieka do kojca i udaje, że śpi, nakrywając się kołdrą (czyli nigdzie nie idę, żadnego wkładania butów czy pieluchy), a innym razem stoi pod drzwiami z kubełkiem, foremką czy pakuje mi pluszaki do sakwy w ilościach przemysłowych. Czasami stoi boso i w samym bodziaku, więc wbicie ją w cokolwiek więcej generuje potężną awanturę, która często jeszcze trwa na schodach, gdy ją znoszę na dół. I nagle się kończy, gdy ona się wyrywa i sama schodzi po schodach, a potem siup do fotelika. Albo odwrotnie, ryk - bo fotelik, a nie Weehoo, bo ona nie chce w foteliku, bo w nim nie ma pedałów. Przy czym dostanie kwiatka i znów jest pięknie i cudownie.
Awanturę generuje też powrót do domu. Tata Kluski czasem z zazdrością patrzy na dzieci, które po prostu same wsiadają do wózka i czekają, aż mama zawiezie je do domu. Klusce trzeba dać jeść, pić, kwiatek, listek, szyszka, cokolwiek, a i tak jest płacz i lament. Dla zasady, bo po chwili jest cisza i spokój, a jazda jest super i dziecię następnego dnia znów się pakuje do wyjścia. Nie pojmuję tego szaleństwa, ale chyba już zaakceptowałam. Nie mając wyjścia, traktuję pomału jak oddychanie. Szukamy kolejnych argumentów - wytrychów, mamy w zanadrzu milion pomysłów i jakoś leci. Nie tak dawno mówiłam do Kluski, że w Jordanku są ptaki i ma jakiegoś złapać i przywieźć. I niech przypilnuje tatusia, żeby nie zapomniał. I tylko dlatego pozwoliła zapiąć sobie pasy i założyć kask. Gdy dziś w Weehoo sama się pchała do zapinania nóg i nawet nie mruknęła podczas zapinania kasku. I nie jęknęła, gdy poszłam po rower na klatkę (nie lubi, jak się podczas wycieczki rozłazimy).
Taki trochę wydłużony bunt dwulatka, który nie ma końca. Jest źle, jest super, Wańka -Wstańka. Jednak dla osób nieznających Kluski to może być szok. Że jak to - dziecko nie robi tego, co sobie życzą dorośli. Że jak tak można na wszystko jej pozwalać (słyszeliście o rodzicu, który nie pozwala dziecku płakać i czy ma jakieś efekty, bo ja nie). Że przecież powinna się słuchać. I tak dalej. Czasami mam wrażenie, że kiedyś dzieci były inne. Naprawdę po prostu się słuchały. Ja nie, ja byłam horrorem, ale większość grzecznie chodziła z mamą za rękę i wykonywała jej polecenia. Czy to na pewno charakter, czy skutek niebicia i niekarania dziecka? Czy tak ma być? Może właśnie tak ma być. Niebite dzieci są "niegrzeczne". Ufają własnym osądom, kontestują władzę rodzica, bronią swego zdania i mają... silniejszą osobowość? Są dzięki temu odporniejsze na stres i w dorosłym życiu mniej narażone na mobbing, przemoc ze strony innych ludzi i wszelkie inne nieszczęścia. Czy psychologowie zabraniający klapsów mówią rodzicom, jakie niesie to skutki? Chyba za rzadko.
Przy braku przemocy wobec dzieci roztacza się wizję sielskiego rodzicielstwa, gdzie dziecię ze śpiewem na ustach robi wszystko tak, jak sobie wyobrażają rodzice. A tu nagle zonk, dziecko wcale nie jest jak z obrazka. Przekracza granice, irytuje szczerością, nie podlizuje się, nie daje przekupić, nie boi się. Tak - dziecko niebite nie boi się rodzica, ani żadnego dorosłego. To chyba coś, na co nie każdy rodzic jest przygotowany. Że człowiek, który jest wychowywany bez kar, nagród i bicia - jest innym człowiekiem. I nie przypomina innych ludzi. I to jest dobre, choć z początku wydaje się być straszne. Naprawdę. :)
p.s. skarpetki do sandałów są kluczowe. To nie są zwykłe skarpetki. To są skarpetki z Angry Birds. Żadne inne nie wchodzą w grę, jeśli akurat tego dnia ma to znaczenie. Bo jak nie ma, to stopy są gołe i nie przeszkadza to w kopaniu piłki nożnej (tak, tej twardej, dla dorosłych). :)
OdpowiedzUsuńCo to za model wózka rowerowego? :)
OdpowiedzUsuńWeehoo Igo dla jednego dziecka, jest jeszcze dłuższy model dla dwójki.
UsuńPocieszyłaś mnie. U nas ten "horror" trwa blisko 7 lat. Mam nadzieję, że dziecku wyjdzie na dobre. Co do swojego stanu nie jestem już taka pewna.
OdpowiedzUsuńZrobiłam się możliwa w podstawówce, nieklapsowany tata Kluski w liceum. Acz niepokorność i zajadłe bronienie swego zdania - namy do dziś jako cechę charakteru ;)
UsuńRośnie ta Wasza Kluska jak na drożdżach :)
OdpowiedzUsuńA zachowanie... no jakbym czytała o moim wnuku 5 latku... a mam nadzieję, że wnuczka która ma dopiero 3 m-ce będzie inna, grzeczna, spokojna :)
Te dziewczynki, które znam (znajomych dzieci albo wnuczki) sa o dziwo spokojne, grzeczne (no prawie) i mało z nimi takich problemów o jakich piszesz, chyba to potwierdza regułę, że jednak każdy człowiek jest inny od urodzenia i nie ma na to rady. Można systemem kar i nagród jakoś wpłynąć na zachowanie, wiadomo, granice wyznaczać dziecku trzeba, nawet jeśli je będzie przekraczać, ale będzie wiedziało, że robi źle sobie albo innym bo dziecko nawet małe mądre jest i wie czy jest "grzeczne" czy nie.
Jak moje dziecię dowiaduje się, że robi źle, to kopie babcię drugi raz, dla zabawy i się śmieje. Gangrena po mamusi. Babcia już się odgraża, że następnym razem odda. Ale trudno, bo dziecię sprytne zaraz ucieka. My już mamy wypracowany refleks i w nas rzadziej trafia ;) Ale oczywiście staramy się wytyczać granice. Jak ostatnio kopnęła tatę dla zabawy, to ten jej wytłumaczył grzecznie, że nie kopie się innych ludzi. Pobiegła z płaczem do drugiego pokoju i jeszcze ją musieliśmy uspokajać, że tak bywa, że nie można robić wszystkiego, na co się ma ochotę i rozumiemy jej cierpienie ;)
UsuńBardzo mądrze, ale ciekawa jestem czy czy faktycznie zrozumie i nie będzie następnego razu :)
OdpowiedzUsuńOna tylko testuje naszą cierpliwość i sprawdza, jak daleko może się posunąć. Staramy się o szeroki rejon przygraniczny, jednak ostrzegamy, że poszła o krok za daleko. Ale bez nienawiści i wrogości, raczej z poczuciem humoru. Bywają też ciężkie chwile, kiedy mała jest totalnie na nie i robi dużo hałasu o bzdurę, staram się przeczekać, bo chyba się nie da inaczej. :)
Usuń