23.2.15

Rotawirus

Nu, dopadła nas zaraza rodzinnie. Podejrzewam, że Kluska mogła przywlec z kręgielni, ale toto jest tak zaraźliwe, że mogła złapać gdziekolwiek, w końcu pod kluczem jej nie trzymamy. Właściwie zaczęło się niewinnie i nie podejrzewaliśmy, że dzieje się coś złego. Ot, raz zwymiotowała w nocy i tyle. Sądziliśmy, że struła się oliwkami. Trochę była osłabiona przez kilka dni i to wszystko. Ale potem przyszła biegunka, taka naprawdę wodnista. Wszystko przez nią przelatywało, czy wypiła czy zjadła. Zadzwoniłam do Werrony, matko trójko dzieciom, ona musi wiedzieć, co robić, bo nie byłam pewna czy dostaniemy się do przychodni. Dzięki niej poszłam prywatnie do dobrego lekarza.


Dostaliśmy baterię leków przeciwbiegunkowych, espumisan na gazy(bo brzuszek mocno hałasował) i prikaz ścisłej diety przez jakiś czas. Problem został opanowany w zasadzie jeszcze tego samego dnia. A może organizm Kluski sam się ogarnął, w końcu była szczepiona. Temperatury nie odnotowano. Z diety odstawiliśmy przede wszystkim mleko, bo to pokarm dla rota. Wzięliśmy go głodem po prostu. Co zamiast?

Suchary
Ryż
Banan
Kisiel z suszonych jagód
Biały chleb (robimy grzanki)
Gotowana Marchew

Po paru dniach dietę rozszerzyliśmy o codzienne jedzenie, tylko mleka nadal niet. Kupy pozostawiają wiele do życzenia, ale z bladożółtego przeszły w zdrowy pomarańczowy, więc to zawsze coś. Niestety konsystencja nadal średnia, ale raz dziennie to prawie nie biegunka. Da się żyć, odwodnienie jej nie grozi. Najgorzej prócz Kluski wirusa zniosła babcia, na szczęście w najgorszym momencie była w Warszawie, więc mogła wypocząć. Mnie dość szybko zaczął boleć żołądek i straciłam apetyt. Ale poza tym nie było dramatu. Chyba mam wrodzoną odporność, zresztą tata Kluski też. Kto przeżył stołówkę w PRLu lat 80 - przeżyje wszystko. Młodsze roczniki mają pod tym względem gorzej. ;)


Najgorszy w tym wszystkim jest brak mleka, podstawy mej diety. Po kilku dniach nie wytrzymałam i skosztowałam jogurtu, a potem już z marszy zeżarłam saszetkę wspomagającą jelita, żeby ból był mniejszy. Ale i tak pożałowałam, kolka pojawiła się momentalnie. Jednak od wtorku minęło trochę czasu i mogę jeść coraz więcej. W sobotę znów sprzątaliśmy cmentarz w Borzymówce i nic mi nie było po kiełbasie upieczonej na ognisku z paloną tarniną. Czyli chyba już jestem zdrowa.


Internet mówi, że jak się trafi rota, to jeden z pięciu (jeźdźców apokalipsy?) i później ma się na niego odporność. No to zostały jeszcze cztery plus ewentualne szpitalne mutanty. Hał słit. Nie wiem jak to jest. Za każdym razem, gdy pomyślę by dziecię me oddać pod opiekę, zaczyna się chorowanie. Jak chciałam niani w pierwszych miesiącach jej życia, to pacnęło ją zapalenie płuc. Jak wymyśliłam przedszkole, rozwalił nas rotawirus, więc jeszcze jakiś czas musimy o nim zapomnieć. Nie ma to tamto, wymówek brak, trza zacząć szukać suwaka do śpiwora, co się zeszłej jesieni rozwalił. Opcja mieszkania w lesie zaczyna być najbardziej prawdopodobna ;)

4 komentarze:

  1. p.s. Wiem ilu jest naprawdę jeźdźców Apokalipsy, ale mi się właśnie tak skojarzyło ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrówka :) Szybko go pokonajcie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. heh jeden z pięciu jeźdzcó apokalipsy....

    nigdy nie byłam na to odporna. w ciągu ostatnich kilku lat miałam kolo dziwesięciu takich "apokalips"......zawsze kończyłam pod kroplówa.

    w zasadzie każdego roku łapie to przynajmniej z dwa razy....moje dzieci.....albo nie zarazą się wgl....ale zacznie się od nich i zarazą resztę....ale one zawsze to lkko przechodzą. nie tak jak ja

    OdpowiedzUsuń