Ciekawe jak to się psuje.
Mogłam zabrać narzędzia dziadka.
Bez śrubokręta ani rusz.
O, pianę to ja znam z wanny!
Jak to się odkręca, hmmm...
Bilety nie są tanie. Zwłaszcza w przypadku jednorazowej wizyty. Ale jeśli panujemy bywać regularnie, to opcja biletu rocznego dla czterech osób może się opłacić (maksymalnie dwoje dorosłych i dwoje dzieci, więc mama z trojgiem dziatek musi niestety dopłacić, co uważam za czyste draństwo, no ale tu jest Polska, taki klymat). Do planetarium i minilabów bilety kupuje się osobno. Otwarte jest najczęściej między 9-18, w maju i czerwcu od 8. Warto przyjść z samego rana, bo potem robi się tłum. A i najważniejsze. Kolejka po bilety na miejscu jest ogromna. Lepiej bilet kupić z wyprzedzeniem on-line.
Jeśli chodzi o maluchy od 2 do 5 roku życia, jest dla nich specjalna Galeria Bzzz! Ciężko ją znaleźć na głównej stronie CK, dlatego linkuję oddzielnie. Zwiedzanie wg organizartorów trwa około godziny. Jest to rodzaj wielkiej fortecy z niespodziankami. I tu zaznaczę, że zabierając dziecko powinniśmy spakować ubranie na zmianę. W galerii jest sporo wody, którą łatwo się ochlapać. Problem z Kluską w galerii polegał na tym, że ciężko ją było oderwać od którejś z atrakcji, żeby zaprowadzić do drugiej, skąd znów nie dało się jej wyciągnąć. Tak że była tam raczej dłużej niż godzinę.
CK ma też swojego Instagrama, którego polecam :)
Jeśli po wizycie w świecie nauki będziecie mieli jeszcze siłę na cokolwiek innego, polecam podejść do podziemi BUWu, do kręgielni Hula-Kula. Kręgielnia słaba, ale za to klubik dla dzieci pierwsza klasa. Zwłaszcza dla tych mniejszych i ruchliwszych. Wszędzie nisko i miękko. Jeśli moje dziecko wraca stamtąd bez rozwalonej głowy i siniaków, to oznacza, że jest bezpiecznie! Trzeba się śpieszyć, bo HK siedzi tam tylko do końca marca. Chyba że więcej zapłaci. Biblioteka ma dość imprez wieczornych z łysymi panami. W ciągu dnia jest tam prawie cisza i prawie spokój. ;)
A w domu obstawiamy zakłady, które pewnie skończą się nierozegraną. Klusię na początku zeszłego tygodnia zwróciło kolację. A potem miało lekką rewolucję. Wszystko szybko minęło, potrzymaliśmy ją na lekkostrawnej diecie, ale nadal kolor wydzielin zewnętrznych stałych jest podejrzanie jasnożółty mimo przyzwoitej konsystencji. Wielka Matka Internetowa Google twierdzi, że to typowe po rotawirusie. Hm. Obstawialiśmy raczej przeżarcie oliwkami, ale są poszlaki, że mogła złapać coś właśnie w klubiku HK, w końcu lizała kulki. Albo w pociągu, bo lizała siedzenia. Nie wiem, kostkę soli jej kupić, żeby przestała wszystkie zarazki z mebli zlizywać? Nu, jeśli to jednak jelitówka, to opłaciło się szczepić. Trochę nas rąbnęło po kieszeni, ale wizja tygodnia w szpitalu z biegającą dwulatką pod kroplówką nijak nie mieściła się w mej ciasnej głowie. No ale pewności nie ma, może to zwykła dolegliwość żołądkowa.
Z innych wieści, naszły mnie wątpliwości okołoprzedszkolne, mam jeszcze parę niepaństwowym placówek w zanadrzu, planuję okiełznać moją fobię społeczną i odwiedzić jeszcze kilka w celach porównawczych. A potem zapłakać nad pustym portfelem, albo spakować namiot, dziecko, zapałki do gotowania obiadu i zamieszkać w leśnym szałasie. ;)
Wybieramy się tam i nie możemy się wybrać :(
OdpowiedzUsuńJak już się kupi bilety przez internet, to łatwiej się zmobilizować ;)
UsuńŚwietne miejsce :)
OdpowiedzUsuńŚwietne miejsce, byliśmy przed rokiem i pewnie jeszcze sie wybierzemy. Mądra i zajmująca atrakcja dla dzieci, 2 godziny mijają w błyskawicznym tempie :)
OdpowiedzUsuńMarzy mi sie ten Kopernik, tym bardziej, że Kacper uwielbia tego typu rzeczy. Ale na razie pozostaje w strefie marzeń, może kiedyś:)
OdpowiedzUsuńApdejt: Jednak rota na pokładzie, na szczęście bez wymiotów i gorączki, ale i tak poszliśmy do lekarza. Batalia środków przeciwbiegunkowych i coś antywirusowego, i coś tam jeszcze. Jakim cudem udało mi się to wszystko dziecku podać, nie mam pojęcia. Chyba nie miałam czasu się zastanowić i dojść do wniosku, że to niemożliwe ;)
OdpowiedzUsuńszkoda że tak daleko bo bym z dziećmi pojechała;)))
OdpowiedzUsuńja nie mam watpliwości co do przedszkola MIchał ma już miejsce zagwarantowane - zawsze jak chodzę po tomka z MIchałkiem to babki mówią że już tam na niego czekają;)))
No tak, jeśli dziecko ma rodzeństwo w przedszkolu, ma większe szanse. W Żyrku niestety więcej chętnych niż miejsc, mamy małe szanse na państwowe. Zresztą po akcji wirusowej i tak muszę odczekać jakiś czas z pomysłami posłania do placówki. Meeeh, akcja leśna znowu robi się realna.
Usuńkiedyś się wybierzemy ... :) świetne miejsce
OdpowiedzUsuń