7.10.14

Spacer do lasu

Jeździ człowiek tym rowerem i jeździ, może wreszcie by spróbować innego środka lokomocji. Na przykład własnych nóg. Miało być ciepło, więc po porannym piątkowym spacerze połączonym z zakupami wybraliśmy się w trójkę na cały dzień do lasu. Jak się zaczęłam zastanawiać, ile godzin tego dnia Kluska spędziła na powietrzu... wyszło mi około ośmiu. Część z nich przesiedziała w wózku, bo niestety nadal nie bardzo chce iść tam gdzie my. Woli tam, gdzie sama chce. A na trasie do lasu jest kilka sklepów z pieczywem, więc dając jej wolną rękę co do wyboru trasy, nie dotarlibyśmy do lasu do wieczora, choć to tylko parę kilometrów. Do granicy, bo tam gdzie szliśmy było około pięciu. Cała wycieczka razem z bieganiem po polance wyniosła około jedenastu, więc w sumie niewiele.


Niestety na trasie wycieczki wyrosła nam ekipa ścinająca drzewa, więc musieliśmy zmienić trasę i poszukać innej polanki. Miało być miejsce na rozbicie namiotu, a to już nie było takie proste, bo w lesie przytartacznym podłoże jest często z rowami wzdłuż nasadzeń. Ciężko po tym chodzić, a co dopiero ustawiać coś, co w założeniu ma mieć płaską podłogę. Ale w końcu znaleźliśmy.


Wszystko fajnie, ale dziecię nie bardzo chce spać. No przecież jesteśmy w lesie, las jest od biegania, od noszenia po nim zabawek, od rzucania piłeczką, od przechodzenia szczeliną między drzewami, od włażenia na... bęc... pieniek, od włażenia... bęc... pieniek... bęc..., od włażenia na pieniek, hop! Nie było bęc? Nuda, idziemy dalej. Trochę się poprzytulałyśmy w namiocie i tyle było ze spania. Pojedliśmy, co mieliśmy, poganialiśmy, znów trochę podratował nas hamak. Kluska postanowiła się pobawić w bujanie mnie. No fantastyczne to było. Człowiek nic nie robi... las szumi, ptaszki śpiewają, piły od ścinki prawie nie słychać... sielanka!





Zawsze jak jestem w lesie, budzi się we mnie marzycielka sprzed lat. W krzakach jagód szukam krasnali, zza drzew wyglądają do mnie leśne boginki, a w największych chaszczach siedzi stary dziad i grzebie patykiem w zębach... Kluska zostaw te paluszki, bo rozsypiesz! Eeee.... a w sumie co mnie to obchodzi. Kopsnij się jednym, może być ten zapiaszczony. ;)


Wydawałoby się, że tu nic nie ma. Po co w kółko chodzić w to samo miejsce. Drzewa, krzaki borówek, jakieś inne zielsko. Nic ciekawego. A ja nadal łudzę się, że las odsłoni rąbka swej tajemnicy. Pokaże coś więcej od zielonego płaszcza. Nie nazwałabym tego odpoczynkiem. Nie wtedy, gdy jesteśmy razem. To jest coś na kształt wspólnej przygody. Takie coś, co się potem opowiada wujkowi i babci siedząc w wannie. Ciężko się opowiada, mając ograniczony zasób słów, ale skoro i tak wszyscy rozumieją, jak było fajnie... i jakie piękne sny się miało...

Jak ona cudnie wygląda, jak śpi. Taki skrzacik mały. Z rozbitym nosem, bo się chciało jeździć na wózku od lalek i zaliczyło dzwona paszczą w dywan. No cóż. Pomyśleć, że obie z babcią stałyśmy pół metra obok chcąc ją w razie czego złapać. Nie zdążyłyśmy. Na szczęście w weekend strup już zszedł, ale blizna przez jakiś czas pozostanie.


Niestety w październiku w cieniu szybko łapie chłód. Trza się było zbierać, bo wiało po nerkach. Zanim się popakowaliśmy (zwijanie namiotu nadal nie jest łatwe, jak ktoś chce się nim jednocześnie bawić i po nim skacze), zaszło słońce. Na szczęście nawet po zachodzie dość długo jest jasno, jeśli nie ma chmur. Początkowo Kluska szła z nami piechotą, potem zmęczona całodziennym bieganiem sama zaczęła się pchać do wózka. Niedługo potem zasnęła. I tak sobie spała przez drogę powrotną, a potem jeszcze kwadrans przy ławce przed blokiem, gdy my dożeraliśmy resztę kiełbasy i jogurty na czarną godzinę. Szkoda, że jesień jest taka krótka.

4 komentarze:

  1. Ten namiot sie taki niewielki wydaje:). Mnie sie kiedyś marzył taki tygodniowy biwak, ale obawiam się, że musiałaby zwlec pół chałupy:-p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiejętność spania na biwaku to przede wszystkim umiejętność pakowania, a raczej niepakowania zbędnych rzeczy ;)

      Usuń
  2. Jak ja rozumiem Twoje leśne marzenia! To absolutnie inny świat! I oczywiście przygoda. Ja też ją uwielbiam. Dlatego jestem w lesie praktycznie codziennie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, przy Tobie jesteśmy leśnymi amatorami jedynie ;)

      Usuń