Jak zapewne wiecie nie jestem zdeklarowaną entuzjastką ruchów ekologicznych (zwłaszcza w kontekście macierzyństwa), co prawda śmieci jako tako segreguję, ale poza tym czerpię garściami ze zdobyczy cywilizacji. Może dlatego, że z naturą bywam za pan brat przez całe życie. To znaczy każda moja wycieczka prędzej czy później swój finał znajduje na końcu świata w jakichś krzakach lub bagnach. Potrafię znaleźć takie enklawy nawet w środku miasta, ma się ten talent. Tata Kluski to już w ogóle taki człowiek, co wygląda jakby w ogóle z lasu nie wychodził, tak się dobrze tu czuje. W Żyrardowie jest o tyle łatwiej, że to niewielka miejscowość, więc do prawdziwej natury mamy blisko. Korzystając więc ze sposobności postanowiliśmy z tatą Kluski zacząć małą zapoznać z PRAWDZIWĄ naturą przez duże N. Czyli zabraliśmy ją na podmokłą łąkę na skraju lasu. Bardzo fajne miejsce dla dziecka, nawet znaleźliśmy suchy placyk, na którym mała mogła do woli sobie popełzać. Szyszki, igły, sucha trawa, wymacała sobie wszystko, w ostatniej chwili powstrzymała ją przed zjedzeniem jej ;) Nakręciliśmy nawet film z pobytu na owym "bagnie", ale to jest projekcja dla ludzi o silnych nerwach, kto widział ten widział, kto się boi wody po kolana, to lepiej niech go nie szuka w sieci ;)
Innego dnia poszliśmy na wydmy międzyborowskie, parę kilometrów od Żyrardowa na wschód. Las niestety zaśmiecony, bo bliżej siedzib ludzkich, ale wydmy piękne jak zawsze. Nawet nie było dużo szkła, za to z pewnością piasek był zasikany przez okoliczne psy. I co z tego, jak natura to natura, Klusię nie widziało większej piaskownicy! Po drodze jeszcze mały postój na picie, tym razem nawet rozłożyłam kocyk, ale szyszki musiały być wymacane, a jak. Choć butelka z wodą mineralną okazała się ciekawsza.
Zdecydowanie piasek zrobił furorę, za długo tam siedzieliśmy, mimo wysmarowania kremem z filtrem Kluska się nieźle przypiekła. Ale i tak mniej niż my, zapomnieliśmy się w ogóle posmarować czymkolwiek. Ja to ja, skórę mam wrażliwą, ale jednak opalającą się powoli, tata Kluski ma gorzej pod tym względem, na szczęście mamy w domu zapas kremu "po".
No i gwóźdź programu, bliskie spotkanie Kluski z brzozą po próbie latania (na rękach u taty) ;)
A to dopiero początek ciepłego sezonu! Dziś oczywiście też byliśmy na spacerze w lesie, ale pod wieczór, za dnia się robi straszny upał, boję się porażenia słonecznego, bardziej u siebie niż u małej. Poza tym gdy jest gorąco, Kluska nie chce jeździć w wózku, więc trzeba ją nosić na rękach (najlepiej na barana), co przy dystansach rzędu 7-10 km robi się nieco upierdliwe. Na szczęście od jutra nieco chłodniej, będzie można bez strachu wybrać się na dłuższe wędrowanie.
Taka wyprawa trwa 2-3 godziny, więc niedługo, ale na tyle jednak, że trzeba zabrać dla małej jakieś żarcie. Dlatego staramy się wcelować spacerem w dziurę obiadową, kiedy Kluska i tak je coś ze słoika, popijając wodą lub sokiem. Przewijanie w terenie nie jest takie straszne, staramy się tylko osłaniać małą od wiatru, ale poza tym goła pupa zniosła plener całkiem dzielnie :)
Poza tym idą górne jedynki, więc raz lepiej raz gorzej.
Super wyprawy! Mała pięknie się uśmiecha.
OdpowiedzUsuńSuper! Takim wyprawom mówimy zdecydowane TAK! :)
OdpowiedzUsuńSądząc po minie Kluski, łażenie po drzewach ma we krwi:)
OdpowiedzUsuńWidać, że Kluce się podoba. My też zabraliśmy młodego w teren nad pobliskie bajoro. Nam się podobało - bajoro całe wypchane wręcz błękitną moczarową (a to podobno wcale nie taka powszechna żaba). Zainteresowanie ze strony najmlodszego członka rodziny - żadne... Wolał bawić się sznurkiem...
OdpowiedzUsuńO tak, żaby też były, ale na szczęście poza zasięgiem Kluski. Podejrzewam, że gdyby była starsza, trzeba by ją z tego bajora zaraz wyciągać, żeby żab nie zeżarła ;)
OdpowiedzUsuńU mnie takich terenów brak. Wszędzie cywilizacja dotarła. Zazdroszczę, bo lubię takie miejsca.
OdpowiedzUsuńkluska jest tak słodka, że aż się uśmiecham do siebie jak na nia patrzę.Zazdroszczę wam terenów.U nas to tylko tzw"przebiśniegi" ma ulicach mogę zwiedzić, sklepy i uilice:/ też wolę wychodzić po południu jak jest takie słońce.Zapraszam do mnie po odbiór wyróżnienia;)
OdpowiedzUsuńhttp://dzidziastyle.blogspot.com/
zarąbista forma spędzania czasu;) podzielam twoje pasje co ro relaksu;)
OdpowiedzUsuńwidac że igiełki mega interesujące;) i Kluska na drzewie;) jak teraz już łazi po drzewach to co będzie dalej;P;P;P
Trochę się boję, przyznam szczerze ;)
UsuńJej ja tez chce takie miejsca u siebie:). Pieknie tam macie.
OdpowiedzUsuńKluska świetnie wygląda na drzewie:p Ale sosna to chyba drażliwy temat :P Zazdrościmy terenów na popołudniowe spacerniaki! Pozdrawiamy bardzo ciepło! :)
OdpowiedzUsuńTak znowu blisko nie mamy, na wydmy trzeba iść godzinę w jedną stronę, ze 4km, potem jeszcze wrócić. Do zwykłego lasu trochę bliżej, więc bywamy częściej. Wychowałam się na warszawskich Bielanach, 10 minut od lasu, dziecko w lesie to dla mnie niemal obowiązek. ;)
UsuńFajnie,że pogoda w końcu dopisuje :) i można wybrać się na wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia świetne :))))