Tata Kluski i Kluska od pierwszych dni trzymają sztamę i spiskują przeciwko mnie. Nawet smakują im te same rzeczy. Mają podobny charakter i chociaż mała odziedziczyła sporo po mnie, to jednak bardziej przypomina tatę niż mnie. Ja w jej wieku byłam, można to śmiało stwierdzić, wcieleniem szatana. Na dodatek opieprzającym swoją mamę pełnymi zdaniami (nauczyłam się mówić w tym samym czasie, co chodzić).
Do tej pory nie wiedzieliśmy, co to jest lęk separacyjny. Kluskę wychowywało niewielkie stado, każdy był znany i lubiany, dziecko czuło się bezpiecznie, nawet jak rodzice wyjeżdżali na parę tygodni. Po powrocie dziecię tylko się uśmiechało z radością, że wróciliśmy.
Teraz jest inaczej. Zmiany nie nastąpiły nagle. To nie skok rozwojowy, ale rodzaj świadomego ukochania mamy. Tata jest nadal fajowy, super kumpel i istota karmiąca. Ale jak się dzieje coś złego, to płacz i do mamy na ręce. A płacz jest o wszystko, na dniach doszły ryki z okazji ubierania, nie tej płyty co trzeba, nie czegokolwiek. To się nawet nasila i wcale na to nie narzekam. Dziwne, nie? Ja, której mi nieśpieszno do zajmowania się dzieckiem cały dzień, z przyjemnością biorę ją na ręce, z przyjemnością przytulam i całuję. Ale, ale, ona się sama nastawia! Tu całuj mama i jeszcze tu i tu! Nie powie, ale się tak przekręci, że wiadomo, gdzie trzeba cmoknąć. :)
No to co robić, cmokam i cmokam. I tu i tam. A okazji mam ostatnio więcej, bo się uparłam nauczyć Kluskę samodzielnego zasypiania bez telewizora. Idzie mi coraz lepiej. Co prawda nadal siedzę z nią w kojcu i się przewalamy z kąta w kąt, aż mała znajdzie sobie dobrą pozycję i uśnie, ale są spore postępy. Na przykład sen przychodzi dużo szybciej. Czasem już po 20 minutach, choć bywa, że przewalamy się w kojcu ponad godzinę. Ale jest coraz mniej płaczu i prób ucieczek. Dodałam też wyłączenie telewizji. Najpierw przełączyłam na śpiącą rybkę z mini-mini, a dopiero później, po kilku minutach powiedziałam, że rybka jest zmęczona, idzie spać i my też. I wyłączyłam tv. Trochę płaczu było za rybką, ale o dziwo krótko i bez histerii. No proszę. Ale może to taki lepszy dzień, dziś w ciągu dnia dziecko samo wzięło tetrową pieluszkę, wbiło się do kojca i poszło spać. Tak po prostu bez biegania po chałupie!
Zazwyczaj to wygląda tak, że gdy widzę ją zmęczoną, biorę pieluszki tetrowe do przytulania (nadal nie umie bez nich spać), wbijam się razem z nią do kojca i zamykam wejście. Na wszelki wypadek przed rozpoczęciem zabawy w naukę przeczytałam sobie fragment książki Tracy Hogg i utwierdziłam się w przekonaniu, że efekty będą widoczne nieprędko, najwcześniej po trzech dniach. U nas w zasadzie zaczęły być widoczne po tygodniu, ale to moja wina, bo odpuściłam zabawę z kojcem na kilka dni. Za dużo zleceń i nie mogłam jednocześnie zajmować się małą i pracować.
A dlaczego akurat teraz? Kluska zaczęła przychodzić do mnie do pokoju, układać sobie poduszkę pod głowę i nakrywać się kołdrą. Czemu nie miałaby spać u mnie? Bo wytrzymuje pod kołdrą góra kilkanaście sekund i wyrywała biegać dalej. Tak się jej nie uśpi. Ale to nie znaczy, że nie trzeba szukać innych sposobów. Zawsze byłam przeciwna stosowaniu typowych "metod wychowawczych". Dzieci są różne i nie można ich jednakowo traktować. U jednego zadziała, u innych narobi niepotrzebnego bigosu. Już lepiej popełniać błędy i ponosić ich konsekwencje. I dzięki nim lepiej poznawać swoje dziecko. Ja jej nie wychowuję, ja uczę ją, że przed snem trzeba zwolnić, wyciszyć się, położyć, przytulić, zamknąć oczy i spróbować zasnąć. Najtrudniej to wytłumaczyć stopom, one mają chyba odrębne małe móżdżki w piętach. ;)
Większość dwulatków śpi już zazwyczaj w normalnych łóżeczkach. U nas ta opcja jeszcze długo będzie niedostępna z racji lunatykowania Kluski. Za bardzo się kręci przez sen, spadłaby nawet mimo barierki. Ona się nie turla, ona siada, niemal wstaje i przekręca się w drugi kąt kojca, wszystko bez budzenia się. Dokładnie jak mój brat, przez co do 3 roku życia spał w jednym łóżku z mamą. Nie dało się inaczej, po prostu spadał. Potem już miał duże łóżko, a i tak potrafił chodzić po mieszkaniu po nocy bez budzenia się... hyyyy... mam nadzieję, że Klu z tego szybciej wyrośnie.
Temat odpieluchowania chwilowo zamknięty. Tu nastąpił regres. Dziecko, które od czasu do czasu robiło coś na nocnik, teraz przy próbie zachęcenia do skorzystania z przybytku idzie do torby, wyjmuje pieluchę i przynosi tacie lub mamie. Wszelkimi możliwymi sposobami daje nam do zrozumienia, że lubi pieluchę, mokro jej nie przeszkadza i mamy szanować jej wybór, a nie jakieś fanaberie z nocnikiem czy kibelkiem odstawiać. Tia. Uporu jej nie można odmówić, ta cecha to po tatusiu!
Córka brata ciotecznego zaczęła mówić jakieś dwa miesiące temu (jest z lutego 2012r.), a nocnik poszedł w ruch niedawno z racji posłania wcześniej do przedszkola, nauczyła się w tydzień.
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje, że jak dziecko zacznie mówić to wtedy jest ta odpowiednia pora, bo można się DOGADAĆ. Zrób siusiu, zobacz tutaj robi się siusiu itd. Bardzo fajnie jak rodzice sadzają od skończenia roczku i tym samym uczą przyzwyczajając, ale nie każdemu się chce, szczególnie jak dziecko jęczy - ja do takich należę. Pocieszam się, że na każdego przychodzi odpowiednia pora m- na mówienie i na siusianie ;)
Co do spania to moja też śpi ze mną. Nie chce sama, bo przyzwyczaiła się spać ze mną :/ (moja wina) I też wierci się w nocy. Nasze łóżko stoi na środku, więc przepaść po obu stronach dlatego z jednej strony zamocowałam barierkę (kupiłam w Smyku), a z drugiej jestem ja.
My ją właśnie od roku przyzwyczajaliśmy i ona w zasadzie wiedziała, po co jest nocnik. Zbiesiła się z miesiąc temu, absolutnie odmawiając korzystania. Woli mokrą pieluchę, woli lać na podłogę, wszystko byle nie tam gdzie trzeba. Gamoń mały, ale i tak ją kochamy ;)
UsuńU nas z tym wierceniem się jest dokładnie to samo. Odkąd Fifi zaczął się sam przekręcać, to śpi w łóżeczku turystycznym, bo zwykłe szczebelkowe się dla niego nie nadaje. Akrobacje wyczynia straszne przez sen. A zasypianie wygląda jak kotłowanie albo zapasy zakończone zaśnięciem w najdziwniejszych pozach.
OdpowiedzUsuńDokładnie mamy ten sam problem. Dziecko sobie w szczebelkowym nabijało guzy przez sen, dlatego spała w kojcu turystycznym (turystycznego łóżeczka nie mieliśmy jak wcisnąć, pokój Kluski nadal w planach). Kluska przed zaśnięciem potrafi jeszcze robić fikołki. W zasadzie cała zabawa z zasypianiem polega na znalezieniu odpowiedniej pozycji do zaśnięcia, a te bywają najrozmaitsze.
UsuńWiesz? Jesteście strasznie fajną rodziną i tak sobie myślę, że takich blogów jak Twój powinno być więcej, choć oczywiście Lavinka może być tylko jedna:):-p. Powodzenia z tym zasypianiem:), warto powalczyć.
OdpowiedzUsuńNietrudno być fajną rodziną, gdy ma się takie w sumie bezproblemowe (spanie w jej przypadku to naprawdę mała niedogodność) i fajne dziecko. Może gdyby była bardziej rozgadana i mówiła co o nas myśli, nie bylibyśmy tacy? ;)
UsuńAle to bezproblemowe dziecko ma czyjeś geny, no trudno mi uwierzyć, że Kluska mogłaby być inna przy takich rodzicach:).
UsuńChyba po dziadkach, bo my byliśmy raczej "problemowi". Ja bardziej w okresie niemowlęcym i przedszkolnym, tata Kluski później. Może ona idzie jego trybem, im starsza, tym gorzej i dopiero za kilka lat się przekonamy bywając stałymi bywalcami pogotowia lub kupując nowy dzienniczek po pół roku, bo w starym się uwagi nie mieszczą o złym zachowaniu ;)
UsuńPo rozmowie z babcią: W dawnych czasach można było dostać całkiem duże łóżeczka dla dzieci z siatką na froncie. Dzięki temu mieściły się w nich nawet trzyletnie dzieci, a nie było ryzyka, że co ruchliwsze spadną na podłogę i rozbiją sobie głowę przez sen. Dzisiejsze twarde barierki 10cm nad materacem to moim zdaniem żadna ochrona przy dziecku, które siada przez sen i się przekręca gwałtownie na bok upadając. Jakbyście trafili takie łóżeczko, dajcie znać.
OdpowiedzUsuń