24.9.14

Dzień Bez Samochodu, ale z Kluską

To był mokry poniedziałek. Mieliśmy skorzystać z darmowych biletów KM i reszty komunikacji miejskiej w Warszawie, ale mnie dobiły deadlajny, a tatę Kluski butelka, której nie mógł znaleźć i w efekcie poległ na pakowaniu. Butelka co prawda rano się znalazła, ale pogoda "pod psem" nie zapraszała do spacerów. Ja się poddałam, tata Kluski po drugiej kawie nieco oprzytomniał i postanowił jednak wykorzystać kupony od Kolei Mazowieckich, uprawniające do jazdy za darmo. Ponieważ wyszła mu z tej wycieczki całkiem sprawna relacja (mnie nie było z nimi, pracu pracu), to pozwolę sobie ją tu przekleić.

Tata Kluski:

Jako że dziś jest Dzień Bez Samochodu, to na Koleje Mazowiecki można było pobrać sobie na dziś kupon - w kasach, u kierpocia, wydrukować sobie,ściągnąć na telefon, zrobić mu zdjęcie... tak, nawet zdjęcie kuponu w formie tradycyjnej, lub QR kodu uprawniało do bezpłatnych przejazdów link. Ale już by się nie wygłupiali z tym kuponem, nie mogli zrobić tak jak w Warszawie? Po prostu dziś był przejazd za darmo w komunikacji miejskiej (także w pociągach, nie tylko SKM ale też KM i WKD w granicach obowiązywania wspólnego biletu - link)

Pomyśleliśmy więc, żeby we trójkę wybrać się do Warszawy i pojeździć pociągami, tramwajami... bo nie tylko my, ale i Kluska lubi jeździć zbiorkomem. Tyle że jesteśmy teraz sami z Klu i wieczorem byliśmy zbyt zmęczeni by się spakować na rano, a i lavince robota się zwaliła. Rano może bym się wybrał pociągiem do sąsiedniego powiatu, ale najpierw była beznadziejna pogoda... ale potem się rozpogodziło, więc ten plan przełożyłem na wieczór, po drzemce Kluski.

I tak poszliśmy z kuponami na dworzec by wsiąść do pociągu bylejakiego (podjechać do Skierniewic lub Grodziska)... jako że pierwszy był pociąg do Skierniewic, to na niego padło. Tyle że przyjechał opóźniony, jeszcze stał na stacji, więc odjechał o godzinie tego do Warszawy przez Grodzisk. W przedziale bagażowo-rowerowym jechało dwóch panów, Kluska trochę się ich bała, więc początek podróży spędziła u mnie na rękach... ale potem wysiedli i można było szaleć po całym przedziale.

W Skierniewicach czekał na nas pociąg do Łodzi... jakbyśmy pobiegli, to byśmy go złapali, ale dziś do stryjka Huanna nie jechaliśmy.



A my przyjechaliśmy tym:



Jako że brakowało mi jeszcze emocji (których dostarczyłaby taka przesiadka na jednej nodze), postanowiłem skorzystać z windy... w górę pojechaliśmy bez przygód. Ale gdy drugą windą zjechaliśmy na dół, drzwi nie chciały się otworzyć, więc musieliśmy wjechać z powrotem na górę kładki, a potem zniosłem wózek z Kluską metodami konwencjonalnymi.



Tego pana też się trochę bała... jak jej powiedziałem, że on już nie żyje, a poza tym jest zimny, sztywny i się nie rusza, to się jakoś z nim oswoiła.



Czietyrie tankista i Kluska



A stąd już tylko trzy kroki do parku... jak byliśmy tu ostatnio z lavinką, to jeszcze trwała rewitalizacja, spodziewałem się że będzie już otwarty (a i owszem - otwarto tydzień temu). Oto plan i regulamin (klik w obrazek by powiększyć). Fajnie że dozwolona jest jazda na rowerze, aczkolwiek ścieżki pieszo-jezdzne do rowerowania, biegania i kijkowania niczym się nie różnią od pozostałych, nijak nie są oznaczone, więc to może być martwy punkt regulaminu...


Zastanawiają mnie też trawniki rekreacyjne... też nie są pooznaczane, poznać je można chyba tylko po braku tabliczki "nie deptać trawy" i ławkach wokół jednego z drzew. Chociaż mam wrażenie, że ta ławka ze zdjęcia była na trawniku nieoznaczonych na żółto ;-)





A w miejscu dawnej muszli koncertowej powstała świątynka koncertowa.



Mostki... ten na Łupi, te białe boczne wzdłuż Łupi...





I drugi na Łupi... eee, ale te udawane łuki to słabe są.





A za Łupią powstało coś w rodzaju ogrodu francuskiego...







- Przepraszam panią, którędy na plac zabaw? ... Jak to nie ma???

Ano nie ma. W planie rewitalizacji nie uwzględniono placu zabaw, ale ponoć mieli coś postawić i widziałem gdzieś że ma być do końca roku. Póki co nie ma, a kiedy będzie i czy w ogóle? Pożyjemy zobaczymy.



No dobra, pora wracać



Jeszcze tylko jabłuszkowa fontanna na placu przed dworcem



I jedziemy... zadziwiające, że nikt nam się nie dosiadł do przedziału "służbowego". Jednak biegająca i skacząca dwulatka jest jednak elementem odstraszającym. Panowie, którzy mieli początkowo ochotę wsiąść, bali się chyba że im piwo wyleje.





Panie maszynisto, halo, panie maszynisto szybciej bo ślimaki nas wyprzedzają!



Trochę postaliśmy w Rawce, a potem w Żyrku nad małym tunelem... jak już byliśmy gotowi do wyjścia. Musiałem więc dać Klusce jakiegoś pocieszacza, a co gorsza marchewka przestaje działać... niedobrze :-/ na szczęście miałemw zanadrzu mleko smakowe.



Pa pa


1 komentarz:

  1. Wam to fajnie wiecznie jakieś wyprawy ;)
    pozdrawiam ;)
    http://swiatamelki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń