3.9.14

Leśny Żłobek cz. I

Są takie przedszkola w Norwegii. Dzieci od rana do nocy chodzą po dworze. Tak, zimą też. A tam jest dużo zimniej niż w Polsce. W ciągu dnia jedzą zimne posiłki i piją zimną wodę z bidonów. Tak, zimą też. Ostatnio usłyszałam, że sezon rowerowy się kończy i koniec z dziećmi na placu zabaw, wycieczkom do lasu.

Ale serio?

Zapraszam Was na cykl zajęć, które nazwaliśmy roboczo leśnym żłobkiem. Nie przez cały dzień, ale o różnej aurze i w różnych temperaturach Klusię pojawi się w lesie. Nie, nie jesteśmy aż tak skrajni, by siedzieć w nim cały dzień. Nie mamy tyle czasu, w końcu trzeba dom ogarnąć i pracować. Ale w lesie chcemy spędzić jak najwięcej czasu, pokazując go dziecku nie tylko na spacerze ze ścieżki. My wchodzimy do środka!





Spinamy rowery gdzieś w krzakach i idziemy na grzyby. Odkrywamy pola borówek i jagód. Przewracamy się o gałęzie i ukryte w chaszczach pieńki. Gryzą nas robale. Pada na nas deszcz i po pół godzinie jesteśmy mokrzy od stóp do głów. Ale przecież jest ciepło, 16 stopni Celsjusza, a my nie z cukru, przetrzymamy. Kolejne grzyby lądują w kubełku, kolejna wiedza trafia do małej głowy. Te się zbiera, a te nie. Niczego nie jemy. Możemy oglądać, możemy rozłożyć na czynniki pierwsze, możemy dać w prezencie tacie lub mamie.



W lesie Kluska łazi za nami jak pies. Głównie za tatą, bo to on zbiera grzyby. Czasem nawet sama coś znajdzie i mu zanosi, czy dobry czy wyrzucić. Czasem zawyje, gdy walnie ją gałązka z igłami. Następnym razem pamięta, by szerszym łukiem omijać młode świerki. Te czerwone kulki to borówki. Jakie to wszystko ciekawe. Oj, plama na ubraniu. No trudno, czarny bez brudzi bardziej ;)



Wolność przychodzi na leśnej drodze. Tu nie ma tylu przeszkód terenowych, można wybiegać się do woli i wyskakać w błocie. Ślady traktora są takie intrygujące. A jeśli pójdę przed siebie, gdzie oczy poniosą, to co znajdę? Idziemy razem. Każdy zakręt jest odkryciem. Każde zagłębienie w ziemi ciekawe. Patyczek. Ten dobry. Dobrze się nim stuka o podłoże. Oj, złamał się. Chińska tandeta. Nie, ten też jest niedobry, mokry i brudzi. Ten lepszy. Oj, gdzie się zapodział tata? Znów gdzieś w krzakach łazi. Rozłażą się te grzyby, upilnować nie można!!!





Wracamy. Płacz i zgrzytanie zębów. Ale jak to! Ja tu mieszkam! Nigdzie nie idę! Jak ja ją rozumiem. Ciężko się opuszcza zielony raj. W domu czeka wanna z gorącą wodą i kolacja. Jeszcze tu wrócimy kochanie, obiecuję!

10 komentarzy:

  1. ciągajcie Kluskę po lasach ile wlezie, bo przyjdzie taki czas, że na jej horyzoncie pojawią się inne atrakcje i wtedy ... no zobaczycie sami co wtedy ;-) pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atrakcje typu telewizja, mój smartfon czy na horyzoncie pewnie jaki tablet Kluska zna aż za dobrze. Ma do nich nieograniczony dostęp. Ale to dziecko lasu, technologia jest po to, by się nie zgubić (gps). Nie jesteśmy ekosreko, kochamy elektryczność i dostęp do mediów. Po prostu w przeciwieństwie do ekosreko wychylamy czasem nosa z miejskiej cywilizacji i pozwalamy dziecku na kontakt z pajęczynami, żabami i pokrzywami. :)

      Usuń
    2. nie o dostępie do technologii myślałam :) w życiu każdego dziecka istnieje taki czas kiedy rodzice i ich towarzystwo stają się, no... lekko powiedzmy: mniej atrakcyjni. ale przed Wami jeszcze masa czasu na dobre, ważne i wspólne chwile :)))

      Usuń
    3. Te chwile jeszcze przed nami. Obecnie pławimy się w moim zdaniem najfajniejszej części rodzicielstwa, kiedy dziecko już dużo biega, a jeszcze nie pyskuje ;)

      Usuń
  2. Jakie piękne zdjęcia - w lesie zawsze śliczne wychodzą . My też dzisiaj pierwszy raz w lesie do końca wiosny ;)http://swiatamelki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, las to tło idealne. Nieświadomie wpisałam się w leśny trend na blogach. Na Twoim las i jeszcze na paru w moim feedly znalazłam "zielone wpisy" :)

      Usuń
  3. A mój Kacper woli beton, taki z niego mieszczuch. Po 4 godzinach w lesie modlił się o powrót do domu. Czasem zastanawiam się czy to mój syn:-p.

    OdpowiedzUsuń
  4. oj tam oj tam;) u was nie ma że koniec sezonu;) wy o każdej porze roku i w każdych warunkach dajecie radę korzystać z wypoczynku na świeżym powietrzu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może nie przy czternastostopniowych mrozach, acz pamiętam, jak jeszcze będąc z Kluską w ciąży, łaziłam sobie zimą po cmentarzu żydowskim na Powązkach. Ogrzewaliśmy się w tramwajach i piliśmy ciepłą herbatę z termosu. Z małym dzieckiem chyba bym odpuściła cały dzień na dworze przy takiej temperaturze, ale przy mocnym słońcu, kto wie? ;)

      Usuń